217. I'M GONNA RUN

22 3 4
                                    

- mama ma drgawki, nie możemy sobie z nią poradzić! Jest źle! – przeraźliwy krzyk Williama
postawił mnie na nogi.

- spokojnie... Zejdź do kuchni, w szafce z lekami oprócz standardowych ciemnych buteleczek,
znajdziesz jedną przezroczystą, malutką. Weź ją, każ mamie wypić całość i czekaj. Zaraz tam
będziemy – odpowiedziałam z trudem opanowując emocje. 

Rozłączyłam się, Paddy nie czekał, aż wyjaśnię o co chodzi. Rzucił się naprzód, zasiadł za kierownicą, poprawił spodnie... I po chwili już ruszyliśmy stamtąd. Po kilku kolejnych minutach wpadliśmy do domu Mortonów. Pierwsza na wejściu przywitała nas Iza. Pytała mnie nerwowo, czy...

- na pewno dobrą buteleczkę kazałaś podać? – nie zwracałam na nią uwagi, wbiegłam
schodami na górę. 

W pokoju przy łóżku siedział William, trzymał mamę za rękę. Obok, za
jego plecami stał Chuck z Evanną. Caroline, Iza i Paddy weszli tam zaraz za mną.

- Polka, coś ty zrobiła! – krzyknął Will gwałtowne odpychając do tyłu krzesełko, na którym
siedział. Podszedł do mnie. Rozwścieczony i nieobliczalny. Paddy stanął pomiędzy nami
pytając, o co chodzi... – Kazała podać mamie coś, po czym straciła przytomność! Nie wiem
nawet, czy żyje, nie wyczuwam pulsu.

Wyminęłam ich próbując podejść do łóżka. Will złapał mnie za rękę odwracając w swoją
stronę.

- dość już dobrego zrobiłaś! – cisnął przez zęby.

- daj mi sprawdzić... – byłam już nie mniej zdenerwowana niż on.

Nie puściłby mnie, gdyby nie Paddy. Odciągnął go ode mnie, wreszcie mogłam zbliżyć się do
staruszki. Nachyliłam się nad nią, przycisnęłam dwa palce do jej tętnicy szyjnej.

- jest tętno! Czemu mnie straszysz?! – obejrzałam się na przyjaciela.

- to czemu jest nieprzytomna?

- bo to był silny lek nasenny! – odpowiedziałam odsuwając kołdrę, po czym spojrzałam na
stojącego obok Charles'a i Evannę prosząc, by... – Spakujcie jej rzeczy, jedziemy do szpitala!

- nienormalna jesteś! Uśpiłaś ją, żeby nieświadomą przewieźć do szpitala?! – William
najwyraźniej nie miał ochoty się uspokoić. Znowu do mnie podszedł. Odepchnął mnie od
staruszki.

- ej! Ej! – zaraz po nim do akcji wkroczył też Paddy. Znowu stanął pomiędzy nami mówiąc,
że... – Pola ma rację. Na co tu jeszcze czekać?

- nie będziemy robić nic wbrew jej woli... – nie poddawał się. 

Byłam w szoku. Myślałam, że współpraca przebiegnie szybko i sprawnie, że wystarczy kazać podać lek nasenny staruszce, a wszystkie pozostałe problemy znikną. Okazało się, że trzeba też było przygotować jeszcze jedną buteleczkę, dla Willa. 

Bałam się... Jasne, że się bałam tego, jak może na ziołowy napój zareagować jej osłabiony organizm. Miałam jednak nadzieję i modliłam się już tylko o to, by wszystko poszło zgodnie z planem, by udało nam się przewieźć ją do szpitala, by tam zrobiono wszystkie potrzebne badania i poinformowano nas, na czym tak właściwie stoimy. Nie widziałam innego wyjścia, a nie mniej zależało mi, by uratować jej życie... Zbliżyłam się do Willa. Stał z założonymi rękoma, położyłam na nich dłonie i z błagalnym wyrazem twarzy poprosiłam, by dał nam spróbować. Nie odpowiadał.

- William, nie pozwolę by tu umarła. Bez profesjonalnej pomocy, bez sprawdzenia co się
stało i podjęcia jakiejkolwiek walki. Ona też by mi nie pozwoliła. I tak było. Przypomnij sobie!
Ile razy ratowaliście mi życie? I to właśnie wtedy, gdy ja nie chciałam, wbrew mojej woli.

Kochacie mnie i za wszelką cenę chcieliście mi pomóc. Pozwól mi spróbować... Nie chcę
żałować, że do końca z bezradnie rozłożonymi rękoma stałam przy jej łóżku...

Thanking Bleessed Mary - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz