230. TO LEARN TO LOVE MYSELF (part 1)

19 3 0
                                    

  - oco chodziło z tym winem? – słyszałem jak przez mgłę zadane przez Jima pytanie. 

Jechaliśmy gdzieś, rzucało mną na boki...

- ayahuasca to specyficzna roślina... – Pola? Nie, niemożliwe, wydaje mi się... – Ma w sobie dwie czynne substancje psychoaktywne, z których w dodatku jedna wzmacnia działanie drugiej. Ta co wzmacnia, inhibitory MAO, one nie mogą być łączone z wieloma produktami spożywczymi, a w szczególności z czerwonym winem!

- bo...?

- bo taki mix prowadzi do nagłego i znacznego wzrostu ciśnienia, a to chyba już wiesz, że bezpieczne nie jest...

- Pola, skąd ty to wszystko wiesz?

- bo ayahuasca... To jedna z pierwszych roślin, o jakich czytałam w encyklopedii pani Mary, gdy sprawdzałam co rośnie w jej ogrodzie... Paddy z resztą też tam wtedy był... A o inhibitorach uczyłam się ostatnio, z Owenem...

- i co teraz robimy?

- zatrzymaj się na chwilę pod jakąś apteką, a potem prosto do hotelu. On musi zasnąć.

Słyszałem ich rozmowę... Byłem już pewien, że to ona. Wydawało mi się, że mój słuch działa wręcz lepiej niż kiedykolwiek. Rozczarowaniem zaś był wzrok. Nie widziałem nic. Może oprócz kolorowych świateł poruszających się w zawrotnych prędkościach w zalegającej dookoła ciemności... Nie mniej jednak... Wiedziałem, że to ona, że tam gdzieś jest. Że... Dotknęła mnie. Czułem to... Najpierw ktoś gładził ręką moje włosy, a potem tak jak to zawsze robiła, oddzielił jedno ich pasmo i zaczął nawijać sobie na palca. To musiała być Pola. Zmusiłem się, by otworzyć oczy i przez chwilę nawet ją widziałem. Leżałem na tylnej kanapie, z głową na jej kolanach. Siedziała patrząc przed siebie, rozmawiała z prowadzącym auto Jimem. Nie zwróciła na mnie uwagi. Chciałem podnieść rękę, dać jej do zrozumienia jak bardzo cieszę się, że ją widzę... Byłem za słaby. Nie miałem siły na nic. Ani na podniesienie ręki, ani na utrzymanie w górze powiek. Zamknęły się po chwili na powrót zatapiając mnie w ciemności.

Ponownie obudziłem się dopiero w swoim łóżku, w hotelu. Było ciemno. Usiadłem, rozejrzałem dookoła. Ktoś siedział na fotelu tuż obok, ale nie widziałem kto... Sięgnąłem do lampki nocnej, włączyłem światło i... Zatkało mnie. Pola leżała w poprzek z opartym o zagłówek policzkiem i podkulonymi pod siebie nogami. Sięgnąłem do niej ręką, delikatnie pogładziłem po nodze, ale nie obudziła się. Dopiero mój cichy szept sprawił, że otworzyła oczy. Przetarła je po chwili i spojrzała na mnie. Przestraszona, zdezorientowana, nie wiedziała co zrobić, co powiedzieć...

- tak bardzo za tobą tęskniłem... – wyszeptałem, przerywając złowrogą ciszę. Z początku nie odpowiadała. Spuściła wzrok, pociągnęła wymownie nosem... – Chyba nie... – zająknąłem się widząc jej reakcję – Nie chciałem ci sprawić przykrości.

- jak się czujesz? – podniosła na mnie wzrok zmieniając temat.

- a gdzie mnie znaleźliście? – zapytałem, przypominając sobie wszystko, co ostatnio robiłem.

- w jakimś mieszkaniu w obskurnej dzielnicy. Niekontaktującego w ogóle.

- byłem sam? – głos mi się załamał, gdy przyszedł czas na poznanie jej odpowiedzi. Ale ona nie mówiła nic. Kompletnie nic. I tym właśnie dała mi znać, że wszystko co pamiętam, te szczątki imprezy... To właśnie tam mnie znalazła. Nie mogłem być sam, pamiętam w jaki sposób i z kim się relaksowałem. – Pola, ja... Co ty w ogóle tutaj robisz?

- martwiłam się o ciebie... – odparła dopiero po dłuższej chwili. W międzyczasie zdążyła odwrócić się za siebie, spojrzeć na zegarek, przeczesać palcami włosy i wstać.

Thanking Bleessed Mary - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz