231. TO LEARN TO LOVE MYSELF (part 2)

19 4 1
                                    

Zszedłem na dół. Miałem nadzieję, że rzeczywiście tam będzie. Pierwsze kroki skierowałem do restauracji, ludzi było dużo, godzina wczesna, wszyscy jedli śniadanie. Ale Jima i Poli nie widziałem. Miałem już odejść, gdy na tarasie za oknami spostrzegłem ją. Siedziała przy jednym ze stolików. On stał obok, pytał ją o coś. A więc tam usiedli... – pomyślałem. Nic w sumie dziwnego, pogoda była piękna, ciepło i słonecznie. Chciałem już do nich dołączyć, gdy coś mnie tknęło. Postanowiłem chwilę odczekać, Jimmy wyglądał jakby miał ją tam zostawić. Nie myliłem się. Omówili coś i jakiś czas później wszedł do środka stając przodem do lady. Zamawiał im pewnie coś do jedzenia. To był najlepszy możliwy moment. Prześlizgnąłem się dosłownie za jego plecami, nie zauważył że wychodzę na taras, a zaraz później stałem już przed nią i dopiero wtedy napotkałem kolejny problem. Nie widziała mnie jeszcze, patrzyła w zupełnie inną stronę. A ja... Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. Że tu przyjechała, siedzi tuż obok i jak gdyby nigdy nic czeka na śniadanie. Jej obecność i to, co działo się w nocy całkowicie mnie sparaliżowały. Nie wiedziałem co powiedzieć, gdy podejdę, czy będzie chciała ze mną rozmawiać, czy nie wstanie i po prostu nie zniknie... Z drugiej strony wiedziałem, że muszę. Zbliżyłem się do niej, spojrzała na mnie dopiero, gdy zasłoniłem jej widok. Zsunęła okulary przeciwsłoneczne szeroko otwierając oczy.

- mogę usiąść? – głupia zaczepka... Ale miałem nadzieję, że poskutkuje.

- możesz, ale musisz donieść jeszcze jedno krzesło. Jestem z Jimmy'm. – odpowiedziała na powrót zasłaniając oczy ciemnymi szkłami i wpatrując się w cokolwiek, byle by nie we mnie.

Wziąłem głęboki oddech. Wiedziałem już, że nie będzie łatwo. Rozejrzałem się dookoła. Stolików stało mnóstwo, wziąłem od jednego wolnego krzesełko, postawiłem je obok niej, usiadłem opierając łokcie o kolana i złączając dłonie. Chwilę jeszcze patrzyłem na swoje paznokcie, zbierałem myśli, zastanawiając się, co powiedzieć, żeby nie zabrzmiało tak jak to przed chwilą. Nie wierzyłem, że tak to teraz będzie między nami wyglądać. Że po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy nie będę nawet wiedział co do niej powiedzieć, bo wszystko będzie wydawać mi się bagatelne.

- jest jakaś szansa, żebyśmy porozmawiali? Później?

- porozmawiamy teraz. Oboje z Jimem mamy ci wiele do powiedzenia. – tego się właśnie spodziewałem i okay, z chęcią posłucham, ale...

- mnie chodziło o rozmowę w cztery oczy... Z tobą. – doprecyzowałem wreszcie.

- czemu sądzisz, że mamy o czym? – po tych słowach po raz pierwszy na mnie spojrzała, przy czym zdjęła okulary i wyglądała tak, że...

- przepraszam.

- przestań przepraszać i weź się za siebie!

 - a ty? – zapytałem nie rozumiejąc już kompletnie jej spokoju.

- co ja?

- ty się po tym wszystkim tak po prostu pozbierałaś? Zapomniałaś już o tym, co było?

- czy ja zapomniałam?! – zaczęła się śmiać – Ty chyba żartujesz! Miałam jakieś inne wyjście? Podjąłeś za mnie decyzję, Paddy. Obudziłam się tam sama. Nie było cię obok. Przez kolejne siedem miesięcy utwierdzałeś mnie w przekonaniu, że to koniec! Ani telefonu, ani głupiego listu, zupełnie nic! Jakbyś przestał istnieć! Miałam inne wyjście niż spróbować zapomnieć i żyć dalej?

Nie krzyczała. Przysunęła się do mnie, wpatrywała mi prosto w oczy i cicho wymawiała kolejne słowa. Tak... Zupełnie tak, jakby się tego wstydziła. Wstydziła się tego, co jej zrobiłem. Widziałem, że nadal ją to boli. Nie mogła zapomnieć. Odczuwałem wszystkie emocje, jakie towarzyszyły jej słowom. Wiedziałem, że z nimi walczy. Nadal cierpiała, tak samo jak ja. I byłem o tym przekonany, chociaż z uporem temu zaprzeczała. Wziąłem jej rękę. Trzymała ją właśnie na swoim udzie. Była chłodna, objąłem ją więc swoimi dłońmi i nie podnosząc wzroku wyszeptałem, że bardzo mi jej brakowało. I przez te długie miesiące i wtedy, gdy była ze mną, gdy była tak blisko, a nie powiedziała, że mnie kocha. Czułem, że nie zostało mi dużo czasu na mówienie. Z jednej strony łamał mi się głos, z drugiej lada moment mogłem spodziewać się Jima. Pola milczała. Nie wyjęła dłoni z mojego uścisku, ale też nie czułem, by ten dotyk jej się podobał. Ja chciałem... – zacząłem niepewnie, ale urwałem zanim doszedłem do sedna. Nie wiem czemu. Czy bardziej ze wstydu czy z tego, że jej obecność i bliskość znowu mnie paraliżowała... – Pola, proszę cię tylko o rozmowę, sam na sam... Nie powiesz mi chyba, że nie mamy o czym.

Thanking Bleessed Mary - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz