214. YOU HAVE TO WANT TO

67 4 8
                                    

Na dworze było zimno, siedzenie na wilgotnej ziemi przy tak niskiej temperaturze nie byłonajlepszym rozwiązaniem. Z pomocą przyszedł mi Paddy. Zdjął swój płaszcz i zarzucił mi gona plecy siadając tuż obok. Nic nie mówił. Zaglądał mi tylko przez ramię raz na jakiś czas iprzypatrywał się obrazkom roślin, z których każda kolejna wyglądała niemalże identycznie jakwszystkie poprzednie. Zadanie było utrudnione. Na jednej z kartek spisywałam wszystkieodmiany, jakie udało mi się zidentyfikować. Pokrótce opisywałam też ich obecny wygląd izaznaczałam na prowizorycznym rysunku, w którym mniej więcej miejscu rosną. Williamprzyglądał się temu z bezpiecznej odległości. Popijał z kubka coś, co jeszcze parowało. Niezbliżał się do nas, nie wiem czemu. Czy ja coś nie tak zrobiłam, czy chodziło mu po prostu oto, że siedzę z Paddy'm? Żałowałam, że nie chce mi pomóc, że trzyma się na dystans... Byłampewna, że wie o wiele więcej na temat tych roślin ode mnie i jedynie głupota powstrzymujego przed tym, by przyspieszyć moją naukę. Siedzieliśmy tam jeszcze około dwóch godzin.Niestrudzenie, choć wiedziałam, że bez żadnego wierzchniego okrycia musi być mu zimno.Schował całą szyję i brodę w golfie, rozciągnął rękawy tak, żeby zasłoniły mu sine już zwychłodzenia dłonie. 

- Paddy, leć do domu, niech ci Evanna zrobi gorącej herbaty... 

- nie zostawię cię tu samej. 

Zbyteczny upór. Wstałam, oddałam w jego ręce notatki z encyklopedią i poszłam do domu zzamiarem znalezienia czegoś cieplejszego do ubrania. William z Charles'em byli na górze,pewnie u mamy. Dotarłam właśnie do kuchni, gdzie siedziała Iza z Evanną, gdy usłyszałamczyjąś rozmowę. Dziewczyny bezradnie rozłożyły ręce, nie wiedziały kto przyszedł. Poszłam wstronę drzwi wejściowych, gdy usłyszałam, jak Caroline mówi komuś, że: 

- Paddy z Polą to klasyk. Nie wiem, co sobie wyobrażałaś przychodząc tutaj i skąd w ogólemasz ten adres! 

Jej słowa mnie uderzyły. Chyba wiedziałam, kogo spodziewać się za ścianą. Wychyliłam się wich stronę. Miałam rację. W progu stała Lisa... Podeszłam do Caroline i zapytałam, o cochodzi. 

- ta dziunia szuka Paddy'ego i wydaje jej się, że jest jego dziewczyną... – roześmiała się kpiąco. 

Patrzyłam na Lisę, ona na mnie. Nie byłam zadowolona, że tu jest. Przez moment chciałamnawet skłamać, że nie ma go ze mną i powinna już jechać, ale... Widocznie sam dał jej adres,skoro tu dotarła. 

- nie wydaje jej się... – Caroline spojrzała na mnie teraz ze zdziwieniem. Chyba jeszcze niemogła uwierzyć w to, co właśnie powiedziałam. – Poszłabyś po niego? 

- no, ale... – próbowała jeszcze protestować. 

- proszę. 

- dobra już, dobra... – gdy odeszła, między mną a Lisą zapanowało niezręczne milczenie. 

Kobieta stała na progu, rozglądała się dookoła przestępując z nogi na nogę, nerwowoprzytrzymywała powiewające na wietrze włosy. 

– Może wejdziesz? Zimno jest... –stwierdziłam w końcu. 

- nie, dzięki. 

- jak wolisz... – Chciałam już odejść zostawiając za sobą otwarte drzwi, gdy powiedziała, że... 

- nie wiedziałam o tobie. – momentalnie stanęłam w miejscu. Obróciłam się patrząc na nią zniedowierzaniem. – Myślałam, że rozstaliście się już dawno temu. Nie przyleciałabym z nimtutaj wiedząc, że cię spotkam... 

- dziękuję. – odpowiedziałam, choć wiedziałam już, że nie jest to najodpowiedniejsze dookazji słowo. 

Nie miałam jej za co dziękować. Co najwyżej za szczere intencje, a nawet jeśli zanie nie, to przynajmniej za brak tych nieszczerych. Czego nie mogłam już powiedzieć o nim.Chyba chciała coś jeszcze dodać i z pewnością by to zrobiła, gdyby nie fakt, że zaraz za mnąpojawił się Paddy. Popatrzyła na niego, widziałam w jej oczach łzy. Patrick udawałzdziwionego jej przyjazdem. Gdybym nie ten drobiazg, że ona rzeczywiście tutaj stoi, pewniebym mu uwierzyła. Wyminęłam go i chciałam zostawić ich samych, ale złapał mnie za rękę wostatniej chwili i nie dał odejść. W tym samym momencie zapytał jej, skąd ma adresMortonów i jak się tu dostała. Wydawało mi się, że wiem już wszystko, a przynajmniejwystarczająco. Naprawdę nie chciałam być świadkiem ich rozmowy. Zależało mi już tylko natym, by jak najszybciej się stamtąd ulotnić, nie brać w tym udziału, nie cierpieć... 

- odpowiesz? – tracił cierpliwość podczas, gdy dziewczyna, całkowicie słusznie, milczałaczując się w mojej obecności niekomfortowo. 

- od Alexa – jej ciche, nieśmiało wypowiedziane dwa słowa zmobilizowały mnie dowyswobodzenia się z jego uścisku. 

Odeszłam, choć prosił, żebym została.Wróciłam do ogrodu. Usiadłam tam, gdzie oboje jeszcze przed chwilą byliśmy razem.Odłożyłam książkę na bok. Znowu wszystko się waliło. Wczoraj jeszcze była jego kochanką,by dzisiaj stać się intruzem... Trochę tak jak ze mną. Dwa lata ze sobą byliśmy po to, bymusłyszała, że nie umiem o nim zapomnieć. Przejrzyj na oczy, Pola... – tłumaczyłam samejsobie zasłaniając twarz rękoma. – To już nie wróci. Nie mamy szans... Pani Mary przecieżmówiła, że nie da się nic na siłę. Że trzeba chcieć. Ona się nigdy nie myliła. 

- mogę? – podniosłam wzrok, przetarłam oczy. Iza stała tuż obok mnie pytając, czy może siędosiąść, jakbym bilety za siedzenie na ziemi sprzedawała. Wzruszyłam ramionami dając jejznać, że pytanie które zadała wydaje mi się być podchwytliwe. – Spławia ją... To chybadobrze, nie? 

- nie wiem... – odparłam spoglądając z powrotem na książkę. Otworzyłam ją naprzypadkowej stronie. Przerzuciłam kilka kartek wprzód, potem kilkadziesiąt w tył... – Czymona w tym wszystkim zawiniła? Nie wiedziała przecież, że tak to będzie wyglądało. Żeprzyjadą tu, a ja pojawię się na tym cholernym przyjęciu. Nie było jej to przecież na rękę.Żadna kobieta nie lubi być tak traktowana... Instrumentalnie... On jest... Nie wiem już sama.Czasami widzę w nim swojego Paddy'ego. Tego, w którym się zakochałam. A przychodzi takimoment jak ten, gdy... Napawa mnie obrzydzeniem. Raz go kocham, a raz nienawidzę, Iza. Coja mam zrobić? 

Objęła mnie, schyliłam się nisko opierając głowę na jej zgiętych w kolanach nogach. Głaskałamnie po włosach, powoli, uspokajająco. Nie płakałam, nic by to nie pomogło. Byłam wpotrzasku. Przypomniałam sobie, jak bardzo tęskniłam za nim przez te trzy miesiącespędzone w ośrodku. Każda chwila upływała szybciej, bo zbliżała mnie do spotkania z nim.Wiedziałam, że to będzie pierwsze miejsce, do którego wrócę po wyjściu. Wiedziałam, żebędzie jedyną osobą, z którą spotkanie będzie miało dla mnie tak wielką wartość. Przez tencały czas żyłam myślą o tym, że w końcu znowu go zobaczę. Że warto wytrzymać,przeczekać te ciężkie chwile, przecierpieć. A gdy wreszcie byłam tego tak blisko, że nawet niespodziewałam się sowitej nagrody w postaci wspólnych z nim urodzin... Pojawił się z Lisą,spędził na przytulaniu się do niej cały wieczór tylko po to, by na koniec wytknąć mi słabość,jaką do niego miałam. I choćbym nawet bardzo chciała, to nie mogłam jej winić za ten stanrzeczy. Ona tak naprawdę była w podobnym do mnie położeniu. Zakochana, upokorzona. Jejteż teraz było ciężko. Wiedziałam, co czuje. 

Wrócił akurat w tej chwili, w której doszłam do wniosku, że nie powinnam dawać mu nadzieina cokolwiek. 

- przepraszam za nią... – powiedział kucając przede mną i Izą. Podniosłam się z jej kolan,patrzyłam na niego. Nie interesowało mnie już to, co zamierza powiedzieć. – Zostawiłemkartkę z adresem Alexowi, żeby wiedział gdzie mnie znaleźć i on jej powiedział. Pola...Iza wstała, puściła mi oczko i odeszła do domu zostawiając nas samych.- Pola, nie chciałem, żebyś musiała ją widzieć. Pożegnaliśmy się. Prosto stąd pojechała nalotnisko. Już w nocy z nią rozmawiałem. Mówiłem ci, że to zrobię. Że nie będę jużpostępował wbrew temu, co czuję... Pamiętasz? 

- tak... I cieszy mnie to, że chcesz w ten sposób kierować swoim życiem, ale... – podniosłamsię z ziemi. 

Nie byłabym w stanie mu tego powiedzieć siedząc naprzeciwko i patrząc mu woczy. Wstał zaraz za mną i stanął naprzeciwko, ale odwróciłam się w bok i zaczęłampowolnym krokiem przechadzać się dookoła. Zbierałam myśli, a fakt, że towarzyszył mi przezcały ten czas, wcale nie ułatwiał mi zadania. 

- ale co? – może nawet lepiej, że się niecierpliwił. 

- nie chcę, żebyś na mnie czekał. Nie wrócę już do ciebie.

Thanking Bleessed Mary - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz