242. LONG BEFORE MY LOVE WAS GONE

20 3 6
                                    

- ich odejście z zespołu nie było początkiem rozpadu naszej rodziny. To był wierzchołek góry lodowej. Do tego w końcu musiało dojść, a i tak dziwne, że doszło tak późno...

- a jak Barby teraz? – zapytałeś z zatroskaniem.

- dobrze. Z resztą niedługo ją zobaczysz. Na pewno przyjedzie do Medjugorje.

- jak sądzisz... W jakim momencie mogliście jeszcze zawrócić? Tak, żeby nie doszło do tego wszystkiego. Żebyście nadal tworzyli rodzinę, a nie grupę biznesmenów zarządzających tą samą korporacją? – twoje słowa mnie zabolały, ale chyba sam nas tak przedstawiłem. Nie mogłem cię winić.

- nie wiem jak czuli się wtedy pozostali, ale mnie najlepiej było w Irlandii. Człowiek dopiero po fakcie żałuje. Gdybym miał możliwość, nie pozwoliłbym się nam wyprowadzić do Gymnich.

- ale przecież nie mieszkaliście tam długo...

- rok. I tyle w zupełności wystarczyło, żebyśmy rozpadli się jako rodzina, żeby Barby zachorowała, Kathy kłóciła się z Vincentem dzień w dzień... Żebym ja...

- jeśli chcesz znowu o niej, to nie kończ... Całą noc tylko Pola to, Pola tamto... Jakby całe twoje życie się wokół niej kręciło.

- bo mam wrażenie, że za mało o niej zawarłem w świadectwie. Może dlatego ci to wszystko dzisiaj opowiedziałem. Przepraszam... Już prawie świta, a całą noc mi zabrało opisywanie trzech lat mojego życia...

- nie przepraszaj. Tylko widzisz... Ja mam wrażenie, że to ci niewiele pomogło. To, że mi powiedziałeś...

- nic mi nie pomoże. Już zawsze będę czuł się winny.

- może nie zawsze, ale na pewno dopóki będzie ci się śniła. – niepotrzebnie do tego wracałeś. Nawet nie mam pojęcia skąd wiedziałeś. Spojrzałem teraz na ciebie, zaskoczony, przestraszony... Czekałem aż coś powiesz, a ty milczałeś.

- skąd wiesz?

- bo po tym wszystkim co mi opowiedziałeś, wiem co jest w twojej poduszce. I nie powiem o tym nikomu, bo to twoja sprawa John, ale... Wiesz, że nie możemy tego praktykować? To ciężki grzech. Dziesięć lat minęło. Dziesięć długich lat... Każdy na twoim miejscu uporałby się z poczuciem winy. Zapomniał. A ty... Ty sam cierpisz na własną prośbę. Spotykasz się z nią dzięki tej werbenie?

- no właśnie nie... Ona... Ona mnie nie widzi. Jeszcze na początku, tak osiem, dziewięć lat temu... Wtedy jeszcze się spotykaliśmy, ale coś się zmieniło i od tej pory ja widzę ją, a ona mnie nie.

- i nie daje ci to do myślenia?

- że...?

- że ona już się z tym pogodziła. Poszła dalej, żyje... Teraz na ciebie kolej.

- żyję przecież...

- jeszcze! – puściły ci nerwy. Wiedziałem już co masz na myśli, do czego nawiązujesz. Nie chciałem tego samego tematu przerabiać po raz setny. Wiedziałem, że się o mnie martwisz, ale chciałem uniknąć tej rozmowy. Podniosłem się z łóżka i przez chwilę chciałem wyjść z pokoju. Nie wiem, gdzie. Może na dwór, przewietrzyć się, odetchnąć. Niepotrzebnie mnie zatrzymywałeś... – John, nie sądzisz, że myśląc w kółko o przeszłości powrócisz do tego, co raz już próbowałeś zrobić? – po tym pytaniu nie mogłem już wyjść, ani tak po prostu ani nawet przepraszając. Stałem plecami do ciebie, zastanawiając się nad odpowiedzią, której wcale nie chciałem udzielić. Nie dawałeś za wygraną przypominając, że... – Wtedy miałeś szczęście, usłyszałeś głos Pani i się zatrzymałeś. Jesteś na tyle arogancki i zuchwały, by sprawdzić czy nadal z taką zaciętością będzie walczyła o twoje życie?

Thanking Bleessed Mary - Tom IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz