Rozdział piąty

3.6K 98 26
                                    

W poniedziałek, jedząc śniadanie, dopadł mnie mój piekielnie spocony od porannego biegu brat. Wpadł zziajany do kuchni, kradnąc mi dwie truskawki z owsianki. Siedziałam przy wyspie kuchennej, a on oparł się łokciami naprzeciwko mnie.

- Czego dusza pragnie? - zapytałam, unosząc jedną brew.

- Czy chce wiedzieć, jak wylądowałaś na imprezie u rodzeństwa Chaplin?

Zatrzymałam swoją rękę w połowie drogi do ust. Czyżby jego przyjaciel mnie sprzedał? Co w sumie było logiczne, biorąc pod uwagę, że mają ze sobą więź, a my darzymy się nienawiścią. Chociaż może po wczorajszym, nienawiść to za mocne słowo.

- Skąd wiesz? - zapytałam obojętnym tonem.

- Potrafię obsługiwać instagrama, wiesz? - zaśmiał się.

No tak. Zapomniałam, że dodaliśmy na story wspólne zdjęcie.

- Spotkałam ich przez przypadek. Skoczyliśmy na plażę, a potem na piwo przy basenie - odparłam, zeskakując z krzesła.

Wrzuciłam naczynia do zmywarki. Przeniosłam wzrok na brata, któremu pojawiła się zmarszczka pomiędzy brwiami.

- Co? - westchnęłam.

- Nie nic. Trochę zaskoczyło mnie to, że otworzyłaś się na inne osoby - odpowiedział.

Pokonał dzieląca nas przestrzeń i zamknął w niedźwiedzim uścisku. Wtuliłam się w niego, pomimo że strasznie cuchnął potem. Zignorowałem ten zapach, bo miło było poczuć czyjąś bliskość, która nie parzyła. Po minucie odsunął mnie od siebie, zerkając tymi dużymi oczami na mnie.

- Pojedziesz do tego psychologa?

Czyli widzę że dwóch przeciwko jednej. Nieczysta gra. Dobrze wiedział, że mam słabość do niego, więc nie byłam w stanie mu odmówić.

- Tata się martwi, że nie chcesz z nimi rozmawiać o tym, co się wtedy wydarzyło. Mi zabroniłaś, więc szanuje twoja prośbę, ale nie sądzisz, że już pora?

Patrzył na mnie tym razem ze zmartwieniem. Kurwa, przy nim byłam miękką pałą.

- Dla ciebie przebrnę przez tę męczarnię - odparłam i wcisnęłam palec wskazujący w jego żebra - A teraz idź pod prysznic bo cuchniesz jak wieprz.

Tata bardzo ucieszył się, kiedy zawiózł mnie do pani doktor. Nie byłam tak samo entuzjastyczna, ale czego nie robi się dla brata. No, po części też dla siebie, chociaż z własnej woli bym nie poszła. Jednak po godzinie rozmowy z kobietą w średnim wieku zmieniłam zdanie. Pomimo że na początku nie byłam skłonna mówić, tak w połowie opowiadałam jej trochę o swoim życiu. Na razie omijałysmy ciężki temat, skupiając się bardziej na stopniowym otwieraniu swojego wnętrza na obce osoby. Powiedziała, że jest dumna, że poznałam sama z siebie dwie nowe osoby w Miami, chociaż nie popierała spożywania alkoholu i doprowadzenia się do takiego stanu. Wyszłam od niej, ocierając policzki z łez. Tata chciał mnie odebrać, jednak ja postawiłam na spacer. Chciałam przemyśleć to spotkanie i oczyścić umysł. Szłam ulicami, podziwiając oświetlone promieniami słońca ulice. Palmy delikatnie chwiały się pod wpływem wiatru.

- April? April! - usłyszałam delikatny głos.

Odwróciłam się w jego kierunku, widząc naturalną różowowłosą piękność. Szła uśmiechnięta w moim kierunku.

- O, hej Miley - powiedziałam.

- Co ty tu robisz? -zapytała, cała w skowronkach.

- Spaceruję.

RACE AGAINST THE PASTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz