Rozdział ósmy

2.6K 64 16
                                    

Obudziłam się o dziesiątej rano. To chyba był rekord spania od kilku miesięcy. Przeciągnęłam się leniwie, zerkając w prawo. Poduszka, na której jeszcze nie tak dawno leżał chłopak, była pusta.

"Ranny ptaszek," zaśmiałam się w duchu.

Wczoraj, kiedy wróciliśmy w nocy razem z Flynnem, urządziliśmy sobie maraton Hobbita. Najedliśmy się słodyczami tak, że gdyby pobrali nam krew, wyszłoby, że cukrzyca dostała cukrzycy.

Kręciłam się tak cały dzień, z kąta w kąt. Wymieniłam kilka wiadomości na grupie z bliźniakami. Byli podekscytowani tak długą trasą wycigową, a Alex od rana pucował swoje auto.

Później na zmianę wysyłałyśmy sobie z Miley zdjęcia ubrań, które mogłybyśmy założyć na siebie. To poniekąd była udawana randka, jednak kobieta na spotkanie musiała wyglądać ładnie. Bo chciała czuć się piękna.

Mój brat za to dzisiaj chodził bardzo nerwowy i rozkojarzony. Kiedy stłukł drugi kubek, tata wygonił go na dwór, żeby pomógł ogrodnikowi, ale już po dziesięciu minutach usłyszałam głośny krzyk. Wcale się nie zdziwiłam, kiedy wszedł oburzony do pokoju, trzaskając drzwiami. Rzucił się na łóżko plecami. Przestałam przeglądać ubrania i odwróciłam się w jego stronę.

- A tobie co dzisiaj?

- Gorszy dzień, nie zwracaj uwagi - westchnął.

- Nie da się, kiedy od rana słyszę tylko - zmieniłam głos w tym momencie na bardziej męski i sfrustrowany- "Kurwa kto tu postawił ten kubek?". "Ja pierdole czemu to jajko zawsze się tak mocno ścina?". "Czy nikt w tym domu nie potrafi cicho chodzić?!"

Podciągnął się na dwóch rękach tak, że teraz patrzył wprost na mnie.

- A na koniec nakrzyczałeś na ogrodnika - podsumowałam.

- To on nakrzyczał na mnie! - oburzył się.

- Jak dziecko - westchnęłam. - Za co?

- No bo kazał mi obcinać chwasty. Więc leciałem po kolei. Skąd mogłem wiedzieć, że te kolorowe to nie chwast a jakiś arest.

- Co? Jaki kurwa Arest? - uniosłam jedną brew.

- Takie fioletowe, co rośnie niedaleko basenu.

- To jest aster, idioto.

Mierzyliśmy się wzrokiem, po czym wybuchliśmy śmiechem. I mój wcale nie brzmiał jak nieszczery. Bo taki nie był. Był czystą melodią, jakiej dawno nie mógł nikt usłyszeć.

Podeszłam i przysiadłam na łóżku. Szturchnęłam go łokciem w żebra, żeby zrobił mi trochę miejsca. Nie opierał się zbytnio. Złapałam w końcu jego wzrok.

- Co jest? - zagadnęłam.

- Mówię ci, że nic - odparł, przewracając oczami.

- A możemy skończyć udawać i wyrzucisz to z siebie?

Westchnął, ale grzecznie podciągnął się do góry tak żeby plecy dotykały zagłówka.

- Nie podoba mi się, że idziecie na tą podwójną randkę - wyrzucił z siebie.

- Czemu?

- Bo to są dwa imbecyle, którym w głowie tylko jedno! - wyrzucił ręce w górę.

- Brzmi trochę tak jakbyś opisywał siebie i Zandera - wzruszyłam ramionami.

Chciałam, żeby dotarło do niego, że też święci nie są. Hipokryzją było wyzywanie Lucasa i Liama robiąc dosłownie to samo. Posłał mi groźne spojrzenie, które z każdą sekundą łagodniało. Chyba jednak styki się nie przepaliły do końca, bo zaczynał rozumieć.

RACE AGAINST THE PASTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz