Rozdział dwudziesty czwarty

2.1K 54 11
                                    

Zander

Tamtej nocy, kiedy zobaczyłem ją przez szybę samochodu, tak bezbronną i niewinną, coś we mnie pękło. Bez namysłu ruszyłem w jej stronę, chcąc być dla niej tarczą przed złem.

Myślałem, że zabiję śmiecia, kiedy do niego dopadłem. Nie było mi dane dokończenie misji, bo z całych sił odciągnął mnie od parszywca Flynn. Żałowałem, że to zrobił. Później zrozumiałem, że to najlepsze, co mógł dla mnie zrobić. Nie mogłem pójść siedzieć za morderstwo takiego zera.

Długo biłem się z myślami, czy ją odwiedzić. Nie wiedziałem, czy chce mnie widzieć po słowach, które wyplułem w jej stronę podczas kłótni.

Pojechałem. Nie żałowałem. Patrzyłem przez kilka godzin na jej drobne, skulone ciało. Poczułem się ze sobą źle, że nie zdołałem jej ochronić, pomimo, że nie był to mój obowiązek. A może jednak był?

Przygotowałem jej nawet posiłek, ale oczywiście musiała fuknąć na mnie, że zjadłaby hot-doga, wyprowadzając mnie tym z równowagi, więc wyszedłem. Czułem, że pomyślała, że dałem jej spokój. Tak bardzo się myliła. Gdyby powiedziała, że chce croissant prosto z Paryża, zapewne siedziałbym już w samolocie, przemierzając kolejne kilometry. Zdobyłbym dla niej to pieczywo, choćby miałoby to zająć kilka dni.

Bo prawda była taka, że przepadałem dla niej. Jej osoba mnie pochłaniała. Zasysała mnie jak odkurzacz chowające się pod łóżkiem kłębki kurzu.

Następnego dnia po wspólnej nocy siedzieliśmy przy stole, jedząc przywiezione przeze mnie gofry. Śniadania na słodko w moim przypadku były czymś obowiązkowym. Tradycja, jaką wpoiła mi mama.

- Kupiłem coś jeszcze - powiedziałem, kiedy April wkładała naczynia do zmywarki.

Odwróciła się w moją stronę, zaciekawiona, a ja wyjąłem zza pleców czarną ceramiczną popielniczkę w kształcie głowy hipopotama.

- Żeby Lance nie musiał więcej wygrzebywać popiołu z włosów - dodałem.

Wybuchnęła śmiechem, tak pięknym, jaki lubiłem. Lubiłem jej śmiech, rozmowy z nią, czy nawet wspólne milczenie. Tego nie mogłem wyprzeć.

- Akurat w takim kształcie? - zakpiła, odbierając przedmiot i przyglądając mu się.

- Mi akurat bardzo podobają się hipopotamy - wzruszyłem ramionami.

Tu wcale nie chodziło o zwierzęta. Zarumieniła się, bo zrozumiała przesłanie.

Odłożyła figurkę i skierowała wzrok na rozciągnięta lagunę.

- Masz niekiedy wrażenie, że twój strach bierze nad tobą górę, tak że nie jesteś w stanie go czasami pokonać? - zapytała ciszej.

Rozumiałem, do czego zmierzała. Miała wątpliwości, czy kiedykolwiek wróci do normalności. Ja wiedziałem, że wróci. Już wracała, ale tego nie zauważała. Może nie w takim stopniu, jak ja to widziałem.

- Czego się obawiasz oprócz dotyku? - odpowiedziałem pytaniem.

- Nienawidzę wysokości - odparła od razu.

Wiedziałem, co musimy zrobić. Chciałem pokazać jej, że jest zdolna do pokonywania swoich lęków. Chciałem udowodnić jej, że musi uwierzyć w siebie tak, jak ja w nią wierzę.

Nie powiedziałem jej, gdzie jedziemy. Niechętnie wsiadła do samochodu. Nadąsana April to był kolejny z moich ulubionych widoków. Zawsze wykrzywiała swoją twarz w specyficzny sposób, ale kiedy dojeżdżaliśmy na miejsce, pobladła.

RACE AGAINST THE PASTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz