Plot twist

269 18 11
                                    

- Victor! Wstawaj! Zaraz śniadanie!

-VICTOR!! WCHODZĘ!

- CO?! NIE, NIE WCHODŹ!!

Niechciany gość otworzył drzwi. Ej jak? Przecież tylko ja mam kartę, dobra to później. Muszę przyszykować się na salwę śmiechu tego idioty.

- O kurwa! - Zaczął się śmiać.

- Co się śmiejesz kurwo?

- Z ciebie! - Próbował powstrzymywać śmiech. - Stary masz prawie 17 lat, a śpisz w piżamie PIKACHU! - Upadł na podłogę i zaczął jeszcze bardziej się śmiać. ARION JAK TYLKO WRÓCĘ OBIECUJĘ CI, ŻE TO BĘDZIE NAJGORSZY DZIEŃ TWOJEGO ŻYCIA!

- Dobra zamknij się już. - odparłem oschle i przetarłem zaspane oczy.

Wstał z podłogi.

- Proszę cię mogę zrobić ci zdjęcie...?

- NIE, twoje maślane oczy na mnie nie działają.

- Chuj. Ale ty słodko wyglądasz w tym kapturku... O MY FUCKIN GODS! TY MASZ DŁUGIE WŁOSY!

- Przestań drzeć mordę, Walker. Tak, mam długie włosy, a teraz wyjdź, bo chcę się przebrać.

- Dobra, dobra. Ośrodek znasz, jak się wyszykujesz to idź na stołówkę. Tylko szybko, bo podają za 20 minut.

W końcu wyszedł, nie no wiedziałem, że ktoś mnie w tym zobaczy. Będzie się z tego śmiał przez te dwa dni, albo i dłużej. Wstałem ociężale z łóżka, muszę przyznać, że ni chuja się wyspałem. Cały czas myślałem, że Bailong może tu wejść, a ja muszę być na to gotowy. Teraz jednak muszę się ogarnąć, i tak się spóźnię na posiłek, ale wolę jednak coś zjeść niż głodować. Chociaż? Nie, dobra, aż takim masochistą to ja nie jestem...Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej moją ulubioną, czerwoną bluzkę i czarne, szerokie spodnie na niskim stanie. Do tego podstawowa biżuteria i bielizna. Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi na klucz. Przezorny zawsze ubezpieczony, gdyby Bailong tu wszedł...Miałby doskonałą okazję do...sami wiecie czego. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem przyszykowane ciuchy. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał, że mam jeszcze 10 minut do 11⁰⁰, w tym do śniadania. Usiadłem przy biurku i wyjąłem z kosmetyczki szczotkę, gumkę i żel do włosów i perfumy. Naszczęście nie rozbiły się w transporcie. Użyłem wszystkich tych rzeczy i byłem gotów do wyjścia, sprawdziłem jeszcze godzine na telefonie. Hm, nieźle. Spóźniłem się jedynie 3 minuty, wyszedłem z pokoju i korytarze doprowadziły mnie do sali, zwanej stołówką, jadalnią i tak dalej. Było tam sporo ludzi, niektórych kojarzyłem, ale dużo twarzy było nowych. Czułem na sobie kilka wzroków. No tak, zdrajca. Nie przejąłem się tym zbytnio, może kiedy zobaczą, że gadam z Nako zmienią zdanie? Wsumie i tak mam to gdzieś. Podszedłem do stacji z jedzeniem i wziąłem odrobinę na tackę. Wzrokiem szukałem mojego nowego "kumpla", siedział sam przy stoliku i korzystał z telefonu, czasem sięgał widelcem po kawałek mięsa. Postanowiłem dosiąść się do niego.

- Hej. Czemu siedzisz sam? Myślałem, że ludzie raczej cię tutaj lubią.

- O cześć. Of course, że lubią, ale powiedziałem, że dzisiaj siadam z tobą i musimy pogadać.

- Nieźle. Masz telefon? Nie zabrali ci?

- Słuchaj. Ja mam tutaj pewne przywileje. Ze względu na to ile już tutaj siedzę, wykonuję polecenia, a no i jestem z rewolucją jak Cesarz. - Dodał szeptem. - Właśnie. Sorry, ale muszę zabrać ci twój telefon, zakładam, że masz go przy sobie.

- Tak, szczerze to się tego spodziewałem. - Podałem mu urządzenie. - Czyli ty jesteś tak samo wysoko postawiony jak Bailong? - Nie ukrywam, że mnie to zaciekawiło.

Co będzie dalej? ||★Inazuma★||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz