Sofcik

228 16 22
                                    

pov: Arion

Zabrałem z lady dwie wysokie szklanki z uchwytem, wypełnione prawdopodobnie sokiem pomarańczowym z dodatkiem mięty i kostek lodu. Na wewnętrzym zgięciu łokcia położyłem talerz jakiegoś makaronu, chyba carbonary. Skupiony, żeby zamówienie nie upadło na podłogę - co groziłoby moim zwolnieniem już pierwszego dnia - zacząłem iść w stronę klientów.

Stolik 24. Niedaleko.

Przeszedłem obok kilku miejsc. Po drodze posyłałem ludziom radosne spojrzenia, by jakoś umilić im dzień. Szczególnie tym, których miny wyglądały na wyczerpane, dosłownie jakby urwali się z kilkunasto godzinnej zmiany, w pracy, której nienawidzą. I nie wykluczam takiej opcji. Starałem się iść spokojnie, uważać na przechodzące osoby, i żeby ani nie wylać napoi, ani nie roztrzaskać talerza. Ku mojemu szczęściu stolik, przy którym siedzieli przyszli konsumenci znajdował się kilka kroków przede mną.

- Dzień dobry. - Uśmiechnąłem się promiennie. - Duża porcja carbonary dla dwóch osób i po szklance soku.

Postawiłem przed młodą parą ich zamówienie. Splotłem swoje ręce z tyłu, jeszcze raz posłałem im słodkie spojrzenie, które oddali, a ich kąciki ust znacznie powędrowały do góry.

- Dziękujemy. - Odpowiedział na oko trzydziesto letni blondyn z kilku dniowym zarostem.

- Mogę wiedzieć jak masz na imię? - Spytała miło wyglądająca, lekko młodsza od mężczyzny ruda kobieta, podpierając brodę na złączonych dłoniach.

- Arion.

- A, więc Arion...Nie powinieneś się teraz uczyć na jakiś sprawdzian, czy coś? - Zachichotała pod nosem.

- Akurat nie mam w tym tygodniu żadnego.

- A ile masz lat? - Dopytał mężczyzna.

- Można powiedzieć, że siedemnaście. Dokładniej to w lipcu.

Kiwnęli głowami i zajęli się posiłkiem. Odszedłem od ich stolika, kierując się na tyły reastauracji. Już wieczór, więc moja kolej pójść na zmywak. Najgorsza rzecz w tej pracy, ale nigdzie nie jest idealnie, prawda? Przekroczyłem próg.

- Siemka, młody. Zakładaj fartucha! - Uśmiechnęła się do mnie Suzette.

- Już, już.

Zawiązałem sobie sznurki z tyłu w pasie, ramiączka założyłem na barki. Pani Hartland - moja szefowa, właścicielka restauracji SueLand, poszła za barek. To mój trzeci dzień w pracy. Jest wtorek, podchodzi pod wieczór. Narazie nikt się nie domyśla, że ja z Vici'm coś planujemy. NARAZIE wszystko idzie zgodnie z planem. Jutro piszemy sprawdzian z fizyki, a ja totalnie nic, NIC nie rozumiem. Dlatego, iż Vapmi umie w to - nie wiem jak - całkiem dobrze, plus, ma wolne, siedzi w domu i robi mi notatki, czy potencjalne ściągi. Gdy wrócę do domu kazał mi się szybko ogarnąć i chociaż spojrzeć na jego zapiski. Doceniam. I tak zrobię.

Jako, iż lokal jest modernistyczny, to większość naczyń włożyłem do zmywarki, która się tu znajduje, ale resztę musiałem umyć własnoręcznie. A co do Suzette. Jest....specyficzna? Ale też miło się z nią rozmawia. Usłyszałem już od niej kilka historii. Dowiedziałem się, że grała z Evans'em, Blaze'm i Sharp'em. Opowiedziała o Victorii, córce prezydenta i o Eagle'u, jej narzeczonym. Podobno teraz jest na wyjeździe służbowym, bo w Ameryce rozgrywa się turniej, a on gra w reprezentacji.

<🇺🇲>

Dobijała dwudziesta pierwsza, co równało się z końcem mojej zmiany na dziś. Ogarniałem szmatką wyspę, przy stolikach siedziało już zaledwie parę osób, ale właśnie w tamtym momencie ktoś wszedł.

Co będzie dalej? ||★Inazuma★||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz