Podpisanie

277 22 8
                                    

Pożegnałem niespodziewanych gości, dalej nie mogąc uwierzyć, że to wszystko było zaplanowane. Pech, że nie wiedzieli jaką kurwą jest Bailong. A może to ja jestem kurwą? W końcu to on mnie wykorzystuje jakbym był jego własną prostytutką. Daje mu się jak głupi, ale nie potrafię nic z tym zrobić, jest silniejszy. Albo to ja jestem za słaby? Skrzywdził mnie. Lub jestem taką ciotą, że przesadzam. Jednak nie mogę normalnie funkcjonować, każda kończyna boli niemiłosiernie, nie mówiąc nic o części intymnej. Biłem się z myślami jeszcze przez około godzinę. Przypomniało mi się, że przecież muszę pozbyć się dowodów, Bailong nie może dowiedzieć się, że ktoś tu był. Powoli zebrałem się z łóżka w kierunku salonu. Umyłem szklanki i włożyłem na swoje miejsce do górnej szafki. Upewniłem się, czy nie ma innych poszlak, ale stwierdziłem, że nie. Poszedłem z powrotem do pokoju, skuliłem się na łóżku opierając plecy o ścianę, przystawiłem kolana do klatki piersiowej i położyłem na nich brodę. Myślałem jak mam to rozegrać, by dać radę.

~

-Victor nie wiedzieliśmy.

-To już wiecie.

-Słuchaj. Zabierzemy cię z tąd i on już nigdy cię nie skrzywdzi.

-Ale jestem wam potrzebny.. Sami nie dacie rady pomóc Raimonowi.

-Twoje zdrowie, a nawet życie jest ważniejsze. Damy radę, nie tak dobrze jak ty, ale jakoś się uda nie martw się.

W oczach zbierały mu się łzy. Victor przybity całą sytuacją nie wiedział jak ma postąpić. Da radę im pomóc i przetrwać jeszcze kilka nocy? Czy ma odpuścić, wrócić do "normalnego" życia i czekać, aż sami pomogą jego przyjaciołom?

-Nie. Dam radę. Zrobię wszystko dla Ariona...., drużyny i piłki. Nie stanie im się krzywda jak mi. Zostanę tu.

Mężczyźni wytłumaczyli granatowowłosemu, że gdy Raimon przegra, to zostanie ukarany przez Szósty Sektor. Karą nie do zniesienia. Karą gdzie zabiorą im wszystkie pieniadze. Zabronią grać w piłkę. I nie wiadomo czy ich nie skrzywdzą cieleśnie. Takie miały być konsekwencje ich rewolucji, przeciwstawienia.

-Dasz radę wytrzymać?

-Nie wiem... Ale postaram się. Muszę. Mam dla kogo się starać.

-Przyniosę ci jutro środki przeciwbólowe. Bailong jutro ma trening o 14⁰⁰, więc będziesz miał chwilę odpoczynku.

-Dziękuję. Zrobię wszystko co w mojej mocy.

-Jesteś bardzo szlachetny Victorze. Szanujemy twoją decyzję. Jesteśmy Ci również wdzięczni, chcesz poświęcić zdrowie, a może nawet życie dla przyjaciół. To lojalne zachowanie, będziemy się już zbierać- powiedział czerwonooki.

-Do zobaczenia.

-Trzymaj się Blade.

~

Zaczęły spływać mi łzy, kolana przemiękać od ilości kropel, które na nie spadały, oddech przyśpieszał z sekundy na sekunde, zacząłem się wręcz dławić. Spanikowałem. Tak strasznie bałem się o siebie i Ariona. Myśli, że mógłby stracić wszystko przerażały mnie. Starałem nie dopuszczać ich do siebie tworząc niewidzialny mur wokół, nic nie działało. Odbudowywałem go cegła po cegle tylko po to, by ten znów został zbombardowany. Przerastało mnie to, nie wiedziałem co mam zrobić. Z oczu co chwilę wypływały co raz to nowe porcje łez, nie zdążałem ich wycierać zanim pojawiały się nowe, większe i zrozpaczone. Nienawidzę być bezsilny, gdyby Bailong tylko chciał mógłby mnie zabić bez trudu. Jestem do niczego. Nawet nie potrafię się uratować, a chcę uratować przyjaciół? Nie mogą na mnie liczyć, nikt nie może. Wszystko i tak spieprze, tak jak spieprzone jest moje życie, jak zniszczony jestem ja. Muszę dać z siebie wszystko, ale co to da? Najchętniej zabiłbym się tu i teraz, poszedłbym do kuchni, wziął nóż i rozciął rękę. Na początku kilka wcięć, by przed końcem zadać sobie trochę bólu, po kawałeczku rozcinać każdy skrawek skóry, by na koniec oddać się Bogom w opiekę. Pożegnać się z bólem, piekłem na ziemi. Przywitać ulgę i raj. Bez Ariona i reszty, ale i bez bólu.

Co będzie dalej? ||★Inazuma★||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz