capitolo primo

597 10 1
                                    


Kendall:
Dwa lata temu.

Jechałam z mamą ze szpitala, ponieważ zawieźliśmy do niego babcię. Oczywiście nie bez powodu. Była bardzo osłabiona i wręcz się rozpływała, skarżyła się na dziwne bóle i inne tego typu rzeczy. Ja z Sylvią się przez to cholernie przestraszyliśmy i prawidłowo, ponieważ lekarz stwierdził, że wygląda mu to na wylew, ale pierw trzeba zrobić badania na potwierdzenie. Niestety miał rację. Była milimetr od utraty życia.

Lekko załamane, po jakiś 5 godzinach siedzenia na niewygodnych krzesełkach, przemęczone i zestresowane, wracamy do domu. Jest jakoś po 21 i jest już ciemno patrząc na to, że mamy środek lutego. Przez śliskie drogi i straszną śnieżycę jedziemy ostrożnie i powoli.

Zaczynało sypać coraz bardziej, czułam się coraz nie pewniej i miałam przeczucie, że za niedługo coś złego się stanie.

Nie myliłam się.

Byłyśmy przed pokonaniem ostrego zakrętu i wszystko byłoby idealnie gdyby nie cholerne, rozpędzone auto, które się nie wyrobiło.

Przed oczami pojawił mi się widok oślepiających świateł wymieszanych z białym puchem.

Potem już było tylko gorzej.

Samochód jechał tak szybko, że nie było szans na ratunek. Uderzył w nas z taką prędkością, że dopiero zatrzymaliśmy się na pobliskim drzewie. Przez to całe zdarzenie zemdlałam, a kiedy otworzyłam oczy to miałam nadzieję, że to głupi koszmar.

Pojazd wręcz roztrzaskany na małe kawałki, a kiedy chciałam przekręcić głowę w bok aby zobaczyć co z Sylvią to serce przestało mi bić.

Jej głowa jest we krwi i leży na kierownicy. Jest cała pokryta kawałkami szkła i chyba nie oddycha.

Ona nie może umrzeć...

Moim ciałem zawładnęła tak duża panika, ale nie mogłam nic zrobić. Ledwo poruszyłam szyją i już było źle, z resztą ciała jest jeszcze gorzej. Nie mogę nic powiedzieć, nie mam na to nawet siły.

W mój brzuch wbita jest gałąź i to tak cholernie boli.
Walczę z tym aby nie zamknąć oczu, lecz z sekundy na sekundę jest coraz trudniej.

Poczułam jak krew na mojej twarzy miesza się ze łzami.

Dopiero po chwili doszło do mnie to co się właśnie stało i wtedy o mało serce nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej.

Miałyśmy okropny wypadek.

Moja mam umiera, a ja nie mogę nic zrobić.

Nie udało mi się dłużej wytrzymać i zamknęłam powieki. Jedyna nadzieja, która się pojawiła to wtedy kiedy gdzieś w oddali usłyszałam dźwięk pogotowia.

Zemdlałam.

Kendall:
Teraz.

Obudziłam się przez cholerne słońce nawalające prosto w moje oczy. Chyba muszę zacząć zasłaniać okna na noc. Cicho jęknęłam niezadowolona i przyłożyłam sobie poduszkę do twarzy z nadzieją, że to w czymś pomoże. Jednak teraz pojawił się jeszcze jeden problem.

-Wstawaj leniu! Jest niedziela trzeba dobrze czas wykorzystać!!- wydarł się Noah. Mój przyjaciel.

Jak on tutaj wlazł?

Usłyszałam jeszcze cichy śmiech Lizzy.
Nawet w weekend nie pozwolą pospać.

Z niechęcią otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu. Mój wzrok jest zamglony, ale po chwili się wyostrzył i zobaczyłam moich jakże kochanych przyjaciół, którzy nie dają mi żyć.

Lost happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz