capitolo quatro

326 9 1
                                    



Kilka dni później...

Kendall:

Jest piątek, a ja siedzę na matematyce i nie wiem co się dzieje.

Nowy temat=nowe problemy.

Nagle się okazało, że podstawy takie jak ułamki i pierwiastki w moim wydaniu leżą i chuja dalej nie pójdę.

Zaraz koniec lekcji i dwa wf...

Jestem chora ale coś czuję, że będzie jeszcze gorzej.

Kiedy zadzwonił dzwonek to skierowałam się z Lizzy do szatni. Noah'a nie ma dzisiaj w szkole. Stwierdził, że mu się nie chce i ma to wszystko głęboko w dupie.
Zazdroszczę mu.

Przebrałyśmy się i poszłyśmy na halę gdzie ustawiłyśmy się do sprawdzenia obecności.

Znowu mamy z klasą pseudo medyczną...

Jak któryś dzisiaj we mnie wleci to chyba nie ma ratunku bo kompletnie nie mam siły i wszystko mnie boli. Niby mogłam zostać w domu i potem tłumaczyć się ojcu, ale jednak nie chcę go wkurwiać.

Wczoraj był pogrzeb Aiden'a i serce łamało mi się na kawałki i do tej pory nie dowierzam. Rozmyślałam na ten temat jeszcze trochę.

-Żyjesz Kendall?- usłyszałam głos nauczycielki na co się ogarnęłam. Odpowiedziałam krótkim „tak, tak" i cicho westchnęłam.

-Rozgrzewka, a potem koszykówka raz, raz!- krzyknęła na co wszyscy się odwróciliśmy i zaczęliśmy biegać. Potem zrobiliśmy kilka innych ćwiczeń i pani przydzieliła nam drużyny. Tym razem jestem z Ethan'em. Mam wrażenie jakby specjalnie oddzielała od siebie chłopaków i mnie z blondynką bo jest w przeciwnej drużynie.

Dostaliśmy piłkę i zaczęliśmy grać. Przez tych wysokich gburów z medycznej było cholernie trudno. Wystarczyło, że stanęli przede mną i już miałam blokadę. Podawałam tylko piłki do innych bo nic innego zrobić zbytnio nie mogłam.

Łeb mnie niezmiernie nawala i czuję jakby miał zaraz eksplodować.

Biegali jak jakieś pojeby i co chwile ktoś leżał staranowany.

Chwile stanęłam bo zaczęło mi się kołować w głowie i właśnie wtedy sobie uświadomiłam, że nic nie jadłam od dwóch dni bo kompletnie nie miałam apetytu.

Za długo nie postałam.

Poczułam jak ktoś we mnie wbiega i już nawet nie łapałam równowagi. Po prostu upadłam na tyłek i w sumie mi to nie przeszkadza bo i tak ledwo stałam.
Podniosłam głowę do góry aby zobaczyć Mateo z miną „zaraz ci pierdolnę". Moje serce bije szybciej bo całe życie przeleciało mi przed oczami.

Wszyscy stwierdzili, że potrzebują przerwy i poszli sobie usiąść gdzieś na podłodze.

-Co ci?- spytał zakładając ręce.

Głośno odetchnęłam i machnęłam ręką ignorując jego pytanie.

-Krew ci leci- powiedział jakby to była najlogiczniejsza rzecz na świecie. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi i patrzyłam na niego jak na debila. Przyłożyłam wreszcie dłoń do nosa i spróbowałam się podnieść. Chłopak trochę mi pomógł i pani jak nas zobaczyła to kazała mu mnie zaprowadzić do kibla i przypilnować abym gdzie nie odleciała. Niech tą babę piorun trzaśnie.

Usidłam na desce toaletowej i urwałam kawałek papieru, który następnie przyłożyłam do nosa.

-Co się lampisz?- spytałam retorycznie kiedy ten opierał się o framugę drzwi i wlepiał we mnie wzrok.

Lost happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz