capitolo sesto

315 11 1
                                    

Kendall:
Tydzień i dwa dni później...

Jest wtorek, siedzę na matematyce i nic nie rozumiem. Po tygodniu nieobecności mój mózg się zlasował i chuja umiem. Czuję się o niebo lepiej, ale nadal nie powróciłam w pełni do żywych. Przed lekcją poszłam do pani się zapytać czy może mi na przerwie wytłumaczyć ostatni temat tak z grubsza na co się zgodziła.

Po tej lekcji powinnam mieć jeszcze kilka, ale cała szkoła zostaje zwolniona nikt nie wie dlaczego.
Kiedy zadzwonił dzwonek to wszyscy wybiegli z klasy, a ja podeszłam do biurka nauczycielki.
Przystawiłam sobie do niego krzesełko i zaczęła się jazda...

Po jakiś 15 minutach miałam cały temat opanowany i jestem zdziwiona, że tak łatwo mi to weszło do głowy. Podziękowałam pani i wyszłam z klasy. Korytarze są puste dlatego słychać tylko echo moich kroków. Poszłam jeszcze do toalety

Kiedy byłam na dworze to na parkingu stał tylko mój samochód i sąsiadów. Dzisiaj wyjątkowo przyjechałam sama. Co oni komunikują?
Usłyszałam jakieś dźwięki i zaciekawiona sytuacją zmierzyłam w tamtą stronę. Powinnam być mniej ciekawska.

Zobaczyłam jak Mateo i Ethan wyzywają jakiegoś chłopaka. Jest chyba o rok starszy ode mnie.

To jedyne miejsce do którego nie dochodzi monitoring.

-Albo oddasz hajs albo cię rozjebię...- usłyszałam i poszkodowany się zaśmiał.

Nagle go uderzyli, a ja musiałam zareagować.

-Debile! Zaraz ktoś was nakryje- powiedziałam nie znając lepszej wymówki i podbiegłam do nich. Zaczęli się nieźle bić a bardziej Mateo z tym typem bo Ethan wstał i głośno odetchnął.

-Dobra koniec łaskotania- zarządził, ale czarnowłosy zaczął jeszcze mocniej go okładać. Szatyn próbował ich rozdzielić i udało mu się tylko jedną rękę unieruchomić, a drugą czarnowłosy nadal bił.

-Jesteś nienormalny?!- powiedziałam podchodząc bliżej i chciałam jakoś wziąć jego drugą łapę bo inaczej zaraz go zabije. Byłam przygotowana na to, że z odruchu będzie chciał mi przywalić.

Już wszystko mam wyćwiczone przed pewną osobą. Tylko problem w tym, że jak ona się zjawia to nie umiem tego zastosować...

Już miałam złapać go za przedramię, ale ten jakby to wyczuł i chciał mnie uderzyć. Zrobiłam unik i złapałam jego rękę. Davies patrzył się na nas jakby ducha zobaczył.

-Ogarnij się- mruknęłam z szybko bijącym sercem bo dosłownie milimetr dzielił mnie od dostania w mordę. Złe wspomnienia nagromadziły się w mojej głowie.

Wstał z ledwo oddychającego chłopaka i sam dyszał zmęczony. Jego tors szybko się unosił i opadał. Wzrok przeniósł na mnie i widziałam jak się spiął.

-Jesteś kurwa głupia, po chuj tu przyszłaś?!- zapytał wymachując rękami, a ja uniosłam brwi w zdziwieniu.

-Słychać was było na drugim końcu parkingu tacy dyskretni jesteście- prychnęłam patrząc mu prosto w oczy. Widziałam jak bardziej się spina i nie zdziwiłabym się jakby chciał mnie teraz uderzyć.

-Mam to głęboko w dupie szmato- syknął wskazując na mnie palcem. Jakby go jeszcze bardziej wkurzyć?

-Tryb agresora ci się włączył czy co?- spytałam i chyba był na skraju. Ethan z boku nie wiedział co zrobić, a ten typo usiadł i się na nas patrzy.

-Dobra koniec przedstawienia jedziemy do domów- zarządził szatyn, ale ewidentnie Mateo miał go gdzieś.

-Matka cię nie nauczyła nie wpierdalania się w nieswoje sprawy?- zapytał retorycznie tonem jakiego jeszcze u niego nie słyszałam. Lekko zabolało ale tego nie pokażę tego na żywo. Już miałam coś powiedzieć, ale mi przerwano.

Lost happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz