capitolo quarantasettesimo

161 6 0
                                    

Ostatni rozdział przed epilogiem!~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kilkanaście dni później...

Kendall

Jest 19 kwietnia, kilka minut po siedemnastej, a ja jestem na cmentarzu. Właśnie mam już wracać bo zaczyna kropić. Dodatkowo dwa dni temu dostałam okresu i tracę dzisiaj totalnie nerwy.

Ogólnie to wydarzyło się całkiem sporo, a mianowicie po dłuższym przemyśleniu Mateo namówił mnie na to abym przeniosła się do jego mieszkania. Nie chciałam zbytnio zawracać dupy Ethan'owi i Lizzy, a kiedy Rossi dowiedział się, że patrzę na mieszkania na wynajem to stwierdził, że mam u niego zamieszkać. No i się zgodziłam. Z Lizzy się rozliczyłam i już wszystko jest dobrze.

Jeśli chodzi o mnie i Mateo to bardzo się do siebie zbliżyliśmy i uświadomiłam sobie jak bardzo się w nim zakochałam. Na ten moment nie umiem stwierdzić czy z wzajemnością.

Ostatnie półtora tygodnia było bardzo zakręcone i  teraz już większość spraw mam ogarniętych.

Wchodzę na chodnik i zmierzam w stronę domu. Zaczęło padać już kompletnie, a ja stwierdziłam, że skoro jest piękna pogoda to nie biorę samochodu i się przejdę. No cóż...

Jak się przeziębię to chyba się zapierdolę. Plus jest taki, że jest weekend i będę miała dwa dni na wyleczenie się.

Zrobiło się strasznie ciemno i zaczęło wiać. Boże jak ja nie znoszę tej pogody...

Przyspieszyłam bo już oczy zaczęły mnie szczypać od wody i ledwo cokolwiek widziałam.

Nagle się z czymś zderzyłam i o mało co nie upadłam. Cholera jasna.
Podniosłam głowę i w tym momencie chciałam uciekać, ale moje nogi jakby wtopiły się w chodnik.

-Kendall jak miło cię widzieć- usłyszałam ten ohydny głos, przez który złe wspomnienia nawróciły do mojej głowy z podwojoną siłą.

-Pierdol się Lucas- mruknęłam i chciałam go wymijać i iść dalej, ale złapał mnie mocno za nadgarstek.

-Nawet się nie przywitasz mycha?- zapytał z obrzydliwym uśmiechem. Jest niby inny, a jednak taki sam. Widać, że znowu zaczął chlać i ćpać.

-Nie po tym co mi zrobiłeś- syknęłam i bezzastanowienia przyjebałam mu w ryj z pięści drugiej łapy. Głośno zawył i mnie puścił. Jeszcze raz go kopnęłam w czułe miejsce przez co się złożył i dopiero potem zaczęłam spierdalać. Co ja odwaliłam. Przecież on mnie zaraz....

No właśnie. Dogonił mnie i pociągnął mocno za włosy przez co uderzyłam plecami o jakiś murek.

-I co teraz szmato?- zapytał z dumnym uśmiechem. Parsknęłam nie bojąc się tego co mi zrobi. Może mnie uderzyć, wykorzystać, zacząć dusić, a ja będę miała w to wyjebane bo i tak to nic nowego.

-Jeszcze się nie dowartościowałeś?- spytałam cwanie. Spiął się.

-Za mała odsiadka była? Spokojnie chcesz to można załatwić...- zaczęłam, ale ten się wkurwił i przyłożył łapę do mojej szyi. Nie postarał się.

-Miałeś się od nas wszystkich odjebać i coś ci nie wychodzi- wychrypiałam i wzmocnił uścisk. Uduszę się zaraz, ale jakoś nie panikuję. Dziwna jestem.

-Idź się poskarż swojemu chłoptasiowi- sarknął, puszczając mnie i musiałam nabrać trochę powietrza, ponieważ nie mogę oddychać.

Zaczął odchodzić.

-Idź się naćpać!- odpowiedziałam na co jeszcze raz się odwrócił w moją stronę z mordem w oczach, ale potem poszedł co mnie niezmiernie ucieszyło.

Lost happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz