capitolo diccianovesimo

295 10 0
                                    

Kendall:

Jest jakoś 6 rano i wszyscy już wstali. Davies, Roberts i Smith się szykują na śniadanie, a ja z Rossim leżymy na swoich łóżkach, najwidoczniej obydwoje niewyspani. Przebudziłam się jakoś o 3 i już nie mogłam zasnąć i teraz jestem strasznie przymulona.

-Wstawajcie lenie no! Śniadanie na 7 jest- oburzył się Ethan, nie mogąc dłużej na nas patrzeć. Podszedł do łóżka czarnowłosego i zaczął go z niego wyciągać i tak samo do mnie Noah. Usiadłam i patrzę się w punkt oddalony na ścianie.

-Ja pierdole wy jesteście jakoś bluetoothem połączeni czy co?- zapytała blondynka patrząc się to na mnie, to na chłopaka. Spojrzałam się leniwie w bok na Mateo i on zrobił to samo w tym samym momencie. Złapaliśmy chwilowy kontakt wzrokowy.

-Nie wierzę- mruknął szatyn chyba powoli się poddając. Muszę się ogarnąć, ale za cholerę nie mam siły. Na dodatek nie mam ochoty na śniadanie i pewnie będzie mi po nim niedobrze.

Poddałam się i ponownie opadłam plecami na łóżko.

-Kendall masz iść coś zjeść i nawet mnie nie wkurwiaj- powiedziała Lizzy i usłyszałam kroki zbliżające się w moją stronę. Pociągnęła mnie za nadgarstki i myślałam, że skończy się na tym, że usiądę na łóżku, ale ta ciągnęła mnie dalej. Byłam zmuszona wstać.

-Lizzy daj mi spokój- poprosiłam, ale ta ciągnęła mnie do łazienki. Niestety robiła to strasznie na chama i w pewnym momencie wygięła mi się kostka.

-Ała debilko!- powiedziałam głośniej i usiadłam na rogu wanny. Pulsujący ból rozniósł się po mojej nodze, ale po chwil trochę ustępował.

-Żyjesz?- spytała patrząc na mnie z góry. Pokazałam jej tylko środkowego palca i, że ma wyjść z pomieszczenia. Na szczęście się nie kłóciła i wyszła.
Byłam zmuszona wstać i zacząć się ogarniać. Pierw zakluczyłam drzwi, aby nikt mnie nie wkurwiał. Wykonałam podstawowe czynności i wzięłam się za lekki makijaż. Rzęsy, korektor pod oczy, rozświetlacz i bronzer. Rozczesałam na koniec włosy i zostawiłam rozpuszczone.

Wróciłam do pokoju z dziwnie bolącą kostką, ale próbowałam to ignorować.

-Boli?- usłyszałam pytanie od Roberts. Na odpowiedz machnęłam ręką tym samym, dając jej znak aby się nie przejmowała.

Wzięłam z walizki ciuchy, bieliznę i wróciłam się do kibla, w którym się przebrałam.

Ponownie znalazłam się na łóżku i przeglądam telefon, a oczy wręcz same mi się zamykają.
Kiedy czarnowłosy wyszedł z toalety to zeskanowałam go wzrokiem. Szare dresy, ta cholerna, czarna, termiczna bluzka z długim rękawem i rozczochrane włosy.

-Idziemy- oznajmił Ethan na co z moich ust wyleciało ciche westchnięcie.

Kto wymyślił śniadanie na 7?

Wstałam z łóżka i znowu poczułam dziwne kłucie w kostce. Już nieraz tak miałam i po jakimś czasie to przechodziło więc jakoś bardzo się tym nie przejmuję.

Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się w stronę stołówki, która jest na samym dole. Kiedy już byliśmy na miejscu to usiedliśmy przy jednym stoliku. Poszłam sobie zrobić sobie tylko kawę, ponieważ nie mam najmniejszej ochoty na jedzenie. Jak już kilka razy mówiłam nienawidzę śniadań.

-O nie, idziesz w tej chwili sobie coś wybrać albo ja wepchnę ci coś na chama- powiedziała Lizzy siadając przy stole. Przewróciłam oczami i wzięłam łyka ciepłego napoju.

-Nie dam rady nic...- zaczęłam, ale nie dała mi dokończyć bo wstała od stołu i skierowała się w stronę bufetu. Ja pierdole. Cicho westchnęłam i usłyszałam ciche parsknięcie ze strony Noah'a.

Lost happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz