capitolo trentacinquesimo

169 10 0
                                    

Kendall

Jest 12 lutego i właśnie z Gavin'em odebraliśmy walizki z taśmy. Po prawie 5 latach znowu tutaj jestem i ta myśl sprawia, że ciarki przechodzą mi po plecach. Nauczyłam się żyć bez tutejszych przyjaciół i wszystkiego co tutaj zostawiłam. Cholernie się boję.

W ciszy przemierzamy lotnisko i na parkingu ma na nas czekać Lorenzo.

Jestem strasznie wymęczona podróżą i dodatkowo nie spałam ostatnimi nocami.

Zajęło nam kilka może kilkanaście minut aby wyjść z wielkiego budynku i odnaleźć ojca. Oczywiście świecił idealnie wyćwiczonym uśmiechem. Podszedł do nas i od razu się przywitaliśmy.

-No w końcu jakoś wyglądasz- stwierdził skanując mój ubiór wzrokiem. Szare spodnie garniturowe, biała koszula, marynarka i szpilki. 5 lat temu nawet bym nie pomyślała by tknąć takie ubrania, jednak zostałam do tego zmuszona.

Coś tam jeszcze chwilę pogadaliśmy i potem zapakowaliśmy bagaże i wsiedliśmy do samochodu. Zajęłam miejsce z tyłu bo takie najbardziej mi odpowiadało. Zaczęliśmy jechać.

Pustym wzrokiem wgapiłam się w przemierzane ulice i wszystkie wspomnienia wracały do mnie jak bumerang. Serce aż zaczęło mnie kłuć i głowa mnie rozbolała.

To co teraz dzieje się w mojej głowie, to ile myśli mnie dobija jest aż nierealne.

Po jakiś 30 minutach parkowaliśmy przed moimi oczami ukazał się mój dawny dom przez co ciarki zawładnęły moim ciałem, a kiedy zobaczyłam dom obok to serce szybciej zabiło.

Chcę mi się płakać, ale nie mogę.

Minęło kilka minut i wchodziliśmy do wielkiego salonu, w którym jedyne co się zmieniło to kolor kocyka i zasłony. Czuję się jakbym była w jakimś śnie, a może bardziej koszmarze?

W sumie kiedy moje życie nie było koszmarem?

Spojrzałam w stronę komody, na której stoi ramka ze zdjęciem mamy i głośno odetchnęłam. Czeka mnie wizyta na cmentarzu, której się cholernie boję. Zawsze znosiłam je z bólem serca i wydaje się niemożliwe aby po takim czasie nadal nie pogodzić się ze śmiercią bliskich mi osób. Nadal się obwiniam i to nie jest normalne.

-Chodźcie, zrobiłem obiad, potem się rozgościcie- usłyszałam i te słowa wyrwały mnie z letargu. Odwróciłam się w stronę Gavin'a i zeskanowałam go pustym wzrokiem, a następnie go wyminęłam i ruszyłam w stronę jadalni, a on za mną. Zajęliśmy miejsca i dawno nie czułam aż tak fałszywej atmosfery...

•••••••••••••••

Przy kolacji pogadaliśmy na różne tematy i okazało się, że pogrzeb jest za dwa dni o 10.

Teraz jest kilka minut przed 14 biorę gorącą kąpiel w mojej starej łazience. Siedzę już w wannie jakąś godzinę i woda zdążyła wystygnąć.
Postanowiłam już z niej wyjść i się ogarnąć. Pociągnęłam korek do góry i zaczęło ubywać wody. Otarłam ciało ręcznikiem i wsmarowałam w nie balsam, a następnie się ubrałam i umyłam twarz. Czuję się minimalnie lepiej.

Posprzątałam po sobie w toalecie i z niej wyszłam. Nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, a jest jeszcze wczesna godzina.

Może poszłabym na cmentarz?

Czy jestem na to gotowa? Szczerze nie wiem, ale muszę się tego dowiedzieć.

Zeskanowałam siebie w lustrze. Ubrana jestem w czarne spodnie garniturowe z lekko rozszerzoną nogawką i biały ciepły sweter. Na mojej szyi znajduje się sporo biżuterii tak samo na nadgarstkach, w tym bransoletka od mamy.

Lost happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz