capitolo quarantunesimo

198 10 0
                                    

Mateo:

Nie umiem wyrazić w słowach tego jak źle się czułem tego wieczoru, kiedy zobaczyłem Kendall w totalnej rozsypce. Leżała skulona, zapłakana, a mi do głowy nabyły wspomnienia sprzed 5 lat, kiedy to Lucas ją skrzywdził.

Znalazłem się w sypialni dziewczyny, ponieważ mijały godziny, a ona nie dawała znaku życia. O siedemnastej stwierdziłem, że coś mi ni chuja nie pasuje i pojechałem na U street.

Nie sądziłem, że zastanę ją w takim stanie.

Od razu jej pomogłem i nie wyobrażam sobie jak źle musiała się czuć w tamtej chwili. Fizycznie i psychicznie.

Podczas kiedy pomagałem jej brać prysznic, skupiłem się na bliznach na jej plecach. Mam wrażenie jakby było ich więcej, a niektóre wyglądały jakby były rozdrapane kilka razy.

Jeszcze odpłacę się na Gavinie.

Ten chuj nie miał prawa w ogóle z nią żyć.

Aktualnie wpatruję się w pogrążoną w śnie brunetkę. Pięć lat temu bym nie pomyślał, że może być piękniejsza. A jednak.

Tylko mam wrażenie jakby jej myśli były niespokojne od początku przyjazdu tutaj, jakby była nieswoja i nie mogła się zaaklimatyzować.
Wygląda cały czas na bardzo zmęczoną i jestem ciekaw ile śpi po nocach.

Przyglądam się jej i coś mi nie pasuje. Marszczy brwi i jej ciało lekko się wzdrygnęło. Klatka piersiowa unosi się chaotycznie.

-Proszę... nie- wyszeptała, a ja uświadomiłem sobie, że ma koszmar. Cholera muszę jej jakoś pomóc.

-Hej, Kendall- zacząłem cicho i dotknąłem jej ramienia. Ta od razu jakby to wyczuła i jej oczy się otworzyły. Myślałem, że będę miał trudność aby ją dobudzić. Automatycznie podniosła się do siadu i zaczęła głośno oddychać.

Ułożyłem rękę na jej plecach na co się lekko spięła, ale po chwili się rozluźniła.

-Już jesteś bezpieczna Kenny- zapewniłem powoli ją do siebie przyciągając. Lubię ją tak nazywać. Kilka sekund później ułożyła głowę na moim nagim torsie i głośno odetchnęła.

-P-przepraszam- wyszeptała, a jej głos był przepełniony bólem i lekko się łamał. Od razu zakuło mnie w sercu.

-Csii, nie przepraszaj mnie za rzeczy, na które nie masz wpływu- powiedziałem subtelnie, gładząc jej plecy.

-Spokojnie słońce- dodałem, próbując brzmieć łagodnie.

Teraz słychać było tylko szybkie bicie naszych serc.

-Nadal boli?- zapytałem tym samym, przerywając ciszę.

-Mhm- mruknęła ledwo słyszalnie. Cicho westchnąłem i się spiąłem na myśl o tym jakie tortury musiała przechodzić w Stanfordzie.

Przejechałem naprawdę bardzo delikatnie po jej talii na co niekontrolowanie syknęła. Trochę mnie to zbiło z tropu. Pewnie to przez tego idiotę.
Fakt kiedy wczoraj pomagałem jej się umyć to widziałem zarysy palców na jej ciele, ale nie wyglądały na tyle groźnie.

-Mogę to obejrzeć?- kolejne pytanie wypłynęło spomiędzy moich warg. Wolę się spytać niż aby źle się poczuła czy coś.

Odsunęła się na kilkanaście centymetrów i pokiwała głową , a następnie uniosła ją aby na mnie spojrzeć. Złapaliśmy kontakt wzrokowy i Boże jej oczy są tak przepełnione bólem...

Powolnie wyciągnąłem dłoń w kierunku bluzy, którą ma na sobie, cały czas patrząc w jej oczy podwinąłem ją lekko do góry. Dopiero wtedy przeniosłem wzrok na jej brzuch. O kurwa. Przez lampkę nocną wszystko dokładnie widać.
Jest kilka strasznych siniaków napewno od uderzeń i jest kilka odbić jego palców. Automatycznie moja pięść zacisnęła się mocniej na materiale bluzy.

Lost happinessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz