Z pracy wyrwała mnie wibracja telefonu.Nie. To się kurwa nie dzieje.
- Halo?
- Kenzie? To ty?
- mhm. Czy coś się stało, że dzwonisz?
- no... właściwie to tak. Nie wiem jak ci to powiedzieć. Reszta nie chciała, żebym cię zawiadamiała, ale musiałam. Przepraszam. Wiem, że wyjechałaś, ale no muszę ci to powiedzieć...
- do rzeczy, sarah.
- JJ jest w ciężkim stanie. Leży w szpitalu od dwóch tygodni, ale stan się pogorszył. Myślę, że chciałabyś się pożegnać, mimo wszystko co was łączyło.
- oh... sarah... to naprawdę nie jest dobry pomysł. My nie rozstaliśmy się w zgodzie. Przecież jak JJ mnie tam zobaczy to mnie wyrzuci.
- on jest w śpiączce, Kenzie. Proszę cię, jak nie dla niego to dla mnie. Błagam. Stęskniłam się za tobą. Z resztą płotki też. Wyjechałaś bez słowa.
- pomyślę. W razie czego, odezwę się.
- w porządku. Trzymaj się.
No i chuj mi w dupe.
Wyszłam z biura i odrazu pojechałam.
****
Dojechałam po jakiś 8 godzinach.
Po drodze kupiłam sobie jakieś ciuchy. Dziwnie przyjechać tu po 5 latach mieszkania w Miami.
Dom był w kompletnej ruinie. Naprawdę. W środku jeszcze gorzej. Na każdym kroku puste butelki po alkoholu. Nawet w pokoju dziecka. Jakaś masakra. Co ten chłopak ze sobą robił?
Do: sarah
Jestem już u siebie w domu. Chcesz to wpadaj.Od: sarah
Pięć minut i jestem!Oczekując na dziewczynę znalazłam kilka worków na śmieci i zaczęłam wyrzucać te wszystkie butelki.
- jezu Kenzie! Ale ty się zmieniłaś!
- heej... tęskniłam. Bardzo. - wyszeptałam w szyję dziewczyny.
Pomogła mi sprzątać i zeszło nam praktycznie do 2 w nocy. Zmęczone padłyśmy na kanapę.
- musisz mi wszystko opowiedzieć. Czemu wyjechałaś bez słowa..? Nie pożegnałaś się z nikim. Na dodatek później nie odpisywałaś na wiadomości. JJ też nic nie chciał mówić.
- po prostu musiałam. Wybacz.
- a co się z tobą działo?
- mieszkałam w Miami. Założyłam firmę, miałam nawet faceta, ale był zjebem. Zaczął się nade mną znęcać. Psychopata.
- em... a co z dzieckiem? Myślałam, że wyjechałaś jeszcze w ciąży, ale teraz nie widzę tu śladu po małym brzdącu.
- ja... ugh. Sarah, nie domyśliłaś się? Poroniłam.
Dziewczyna popatrzyła na mnie przerażona, ale również jakby właśnie połączyła kropki.
- dlatego maybank się tak sponiewierał. Ze mną też nie było dobrze. Ja najwidoczniej jestem od niego silniejsza. A co się stało JJ?
- jakiś tydzień temu jeździł najebany po wyspie. Wpadł w drzewo. Cud że tak dobrze z tego wyszedł.
- on jest jakiś rozjebany? Jak można tak idiotycznie podchodzić do życia? Przecież mógł kogoś zabić. Jakąś rodzinę, no kogokolwiek.
Chwilę jeszcze plotkowałyśmy i zasnęłyśmy.
****
Byłam przerażona. Niedość że zaraz spotkam się z osobami, które tak skrzywdziłam, to jeszcze to miejsce... ostatnim razem jak stąd wychodziłam to miałam ochotę, żeby ktoś mnie nagle przejechał.
Wszyscy stali przed salą, a Kiara siedziała na kreślę. Pierwszy przytulił mnie John B. Wziął mnie w objęcia i wyściskał. Tęskniłam za nim. Zawsze był dla mnie jak brat. Następny był pope i cleo.
Cleo miałam okazję tylko poznać przelotnie. Kiara cały czas mnie mierzyła i powiedziała tylko ciche hej. W porządku.- wchodzicie? - zapytałam.
- zobaczymy czy nas wpuszczą. Dopiero dzisiaj lekarz zadzwonił, że jego stan znacznie się poprawił. Może nawet dzisiaj się wybudzi.
Wpuścili mnie jako pierwszą.
Boże. JJ był chudy na twarzy, wszędzie był siny, a jego mięśnie zniknęły. Naprawdę wyglądał jakby ćpał codziennie przez dwa lata.
Usiadłam obok niego i delikatnie zaczęłam głaskając rękę. Palec zaczął się mocniej zaciskać na moje dłoni, a jego tętno zaczęło diametralnie spadać.
- jest tu kurwa jakiś lekarz?!
Pielęgniarki wbiegły do sali, a mnie wyrzucili. Fajnie. John B i sarah oparli głowy na moich ramieniach. Czułam spokój i kurewskie zdenerwowanie w jednym momencie. To jest pojebane.
- mam dobre wieści. Wybudził się. Możecie wchodzić, ale proszę pojedynczo.
Wzrok wszystkich skierowany był na mnie.
- wóz albo przewóz, nie?
Ostrożnie weszłam do pomieszczenia. Patrzył na mnie z uśmiechem. Ja naprawdę coraz bardziej się przekonuje, że on powinien być w szpitalu dla obłąkanych.
- to był tylko zły sen?
- a co dokładnie masz na myśli?
- nasze dziecko? Urodziło się, prawda?
- JJ. Proszę cię. Nie było mnie tu pięć lat. Nie chce do tego wracać.
- powiedz mi że to był sen po za mocnym ziole. Proszę...
- nie kurwa! To nie był twój zjarany sen!
- nawet nie wiesz jakie to było dla mnie trudne...
- dla ciebie?! To ja nosiłam naszego syna! I to nie ja cię obwiniłam za jego stratę! Jesteś pieprzonym egoistom!
Wzięłam głęboki wdech, a chłopak obrócił głowę w drugą stronę.
- ile Cię nie było?
- pięć lat maybank. Pięć jebanych lat.
- to musiałem mieć dużo promili we krwi... - cicho się zaśmiał.
- noo... dom był w okropnym stanie.
- co ty tu robisz? Wyjechałaś kompletnie bez słowa, a teraz tu jesteś. Jako jedyna.
- nie jestem tutaj tylko ja. Wszyscy czekają przed salą. Martwią się o ciebie.
- dalej nie odpowiedziałaś na pierwsze pytanie.
- sarah zadzwoniła. Przyjechałam. Co miałam zrobić?
- przepraszam cię... ja chyba po prostu za bardzo się cieszyłem. I inaczej nie umiałem, tak sądzę.
- okej. Co się stało się nie odstanie. Myślę że i tak większość przebolałam. Nie to co ty. Dużo ćpałeś?
- troszkę... kurwa, byłem rozjebany psychicznie. Nie wiedziałem już co zrobić.
- w porządku. Zawołam resztę. Już nie mogli się doczekać kiedy się wybudzisz.
- Kenzie.
- hm?
- kocham cię.
Spojrzałam tylko w jego stronę i wyszłam. Nie powinen tego mówić. Kurwa nie powinen.
********
Bonusowy rozdział!!!
Myślę że dodam ich jeszcze z pięć, także proszę być na bieżąco!
Ściskam 🤪
CZYTASZ
My heart - outer banks
JugendliteraturKenzie Evan's wraca do korzeni. Ciągle dowiaduje się nowych historii o swoich dziadkach, oraz matce. Przy okazji poznaje miłość swojego życia i znajomych, za których będzie wdzięczna do końca swoich dni.