VI: Przebranie

61 20 4
                                    

— Dzień dobry — powiedziałem do nich.

— Bardziej, dobry wieczór. — odpowiedzieli mi komisarze.

— Czy ja panów nie znam? — powiedziałem do nich z lekkim zdziwieniem.

— Nie, najprawdopodobniej musiał nas pan z kimś pomylić. — powiedział jeden z nich.

W tym momencie zacząłem myśleć i przypominać, gdzie mogłem ich zobaczyć. Bo naprawdę zdaje mi się, że skądś ich znam. Nie no na sto procent skądś ich kojarzę, widziałem ich gdzieś, tylko nie byłem pewien jeszcze gdzie ich widziałem.

— Co tutaj robicie o takiej godzinie? — zapytałem się ich.

Popatrzyli na mnie i nie za bardzo wiedzieli, jak odpowiedzieć na to pytanie, jeden z nich chciał coś powiedzieć. Ja przyglądałem się im bardzo dokładnie, już wiem przypomniałem sobie, już wiem gdzie ich widziałem. No tak, przecież tak, widziałem ich w barze, wtedy kiedy się tak ostro się napiłem. To pewnie oni mi coś wsypali do whiskey, pewnie też przez to tak mocno upiłem, ale mam przejebane.—pomyślałem sobie.

Ci popatrzyli się na mnie, chyba za bardzo dałem po sobie znać, że odkryłem, ich prawdziwą tożsamość. Chciałem zamknąć drzwi, ale niestety mi się nie udało. Oni z łatwością we dwójkę przytrzymali drzwi, no co byli silniejsi ode mnie. Weszli do mojego domu, ja chciałem krzyknąć.

—Pomoc... ale nie zdążyłem dokończyć słowa, bo zaraz dostałem kolbą od pistoletu od jednego z nich, po tym zemdlałem.

W pewnym momencie ocknąłem się, nie wiem, ile dokładnie czasu minęło od tego, kiedy jeden z nich mnie walnął, ale kiedy się obudziłem zacząłem się rozglądać dookoła; było ciemno, a ja nie mogłem się za bardzo ruszać. Wołałem wniebogłosy o pomoc.

W pewnym momencie z przodu usłyszałem: 

—Kurwa, zamknij się, i tak ci nikt nie pomoże. Jesteś z nami sam w samochodzie.

— Pomocy! — krzyknąłem jeszcze raz, jakby to miało coś dać.

W tym momencie usłyszałem, jak jeden z nich odwrócił się do mnie. I przyłożył mi pistolet do nogi.

— Kurwa, jak się nie uspokoisz, to przestrzelę ci kolano — powiedział mi.

 Powiedział to takim tonem, że naprawdę się wystraszyłem, przestałem krzyczeć i pogodziłem się ze swoim losem. Chwila, chwila spokojnie, zacząłem intensywnie myśleć nad tym, co mogę zrobić, aby się stąd wydostać. Zacząłem też myśleć o tym, co zaraz może się wydarzyć co będzie jak nic nie zrobię. Co by było jakbym się nie wydostał, no pewnie najprawdopodobniej umrę. A tego nie chce robić za nic w świecie. Zacząłem cicho ruszać rękami nie powiem było to trudne, zaraz zorientowałem się, że mam na sobie kajdanki. A więc najprawdopodobniej na głowę miałem nałożony jakiś czarny worek, to wszystko wyjaśniałoby czemu jest tutaj tak ciemno. Nie  widziałem też gdzie jedziemy, ani gdzie w ogóle teraz jestem. 

Najprawdopodobniej te dwa skurwiele chcą mnie zabić. 

Wziąłem wdech i wydech, wdech i wydech. 

Nie wiem, co mam zrobić, ale w wyniku adrenaliny, która się wytworzyła, kiedy o tym pomyślałem, zacząłem intensywnie myśleć. Co mogę zrobić, aby jakoś uciec? Zastanówmy się. Wtedy przypomniałem sobie z jakiegoś głupiego filmu, który gdzieś oglądałem, że w momencie, kiedy mamy kajdanki na rękach, możemy sobie wyłamać kciuka, a wtedy łatwiej będzie nam wydobyć jedną rękę z kajdanek. Wiem, że pewnie się powtórzyłem już z piętnaście razy, ale wybaczcie, nigdy nie byłem w takiej sytuacji jak ta. Jeśli strasznie was boli to, jakie głupoty pierdolę, to przepraszam. Wracając to chyba i tak muszę sobie wyłamać palec, żeby stąd uciec. 

Sztukmistrz (ZAKOŃCZONE+16)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz