XXXIX: Akcja prawie(start)

10 6 0
                                    

Pojechaliśmy do Roba, nie wiem, po co zamówił nam tę policję, chociaż w sumie rozumiem. Wiecie, jak przyszła do każdego i tylko do mnie by nie przyszła to by to było podejrzane, a tak to mam solidne alibi. W sumie to dobrze, bo gdybym do niego najpierw napisał, i on by mi odpowiedział, to pewnie już bym nie pisał do Emily. A teraz to wygląda bardzo wiarygodnie. Ashley wyglądała na trochę zbłąkaną i wystraszoną.

— Spokojnie, nie bój się, tak miało być, uwierz mi. Nic się nam nie stanie.—powiedziałem do niej. 

Kobieta popatrzyła na mnie.

— Nie no, ja wiem, ale pierwszy raz przeżywam taką sytuację. Chociaż raz miałam do czynienia z policją.—powiedziała i było widać ewidentnie, że coś jest na rzeczy. 

— Weź powiedź, o co chodzi.— powiedziałem giga zainteresowany. 

— No bo, długo by opowiadać, ale nie wiem, w sumie, od czego zacząć.

— Tak jak mi mówiłaś, tak jak książkę, zaczynaj od początku.

Ja prowadziłam samochód a kobieta zaczęła opowiadać. 

—Ogólnie historia nie jest długa, to raczej krótki epizod w moim życiu. Nie przyznaję się do niego, bo wiesz, głupio mi o tym gadać. Poza tym wiesz wychodzę wtedy na taką bad girl, wiesz, o co chodzi.

Kobieta zrobiła pauzę, wzięła wdech, po czym zaczęła mówić dalej.

— Ogólnie to w moim życiu nie było kolorowo zbytnio, w sensie według mnie nie było kolorowo z pieniędzmi, bo ogólnie pieniądze moi rodzicie mieli. W pewnym momencie życia zaczęłam dorabiać jako dealer, taki bardziej uliczny można powiedzieć. Sprzedawałam marihuanę, nic innego. Na początku nie wiedziałam, jak to robić. Dodatkowo poza maryśką nic innego by nie poszło, a ona schodziła prawie jak cukierki. Wiele osób w moim środowisku było strasznie od tego uzależnionych, więc nie było problemu z tym, żeby to szybko sprzedać. Mogłam też wystawiać dość wysokie ceny, ze względu na to, że popyt był ogromny. Dostawałam około kilograma zielska raz na tydzień, więc powiem szczerze, taka ilość była ogromna, mimo to i tak cały kilogram schodził w tydzień. To był bardzo dobry zarobek, nie ma co gadać. Najczęściej sprzedawałam po dziesięć gramów, chociaż były też takie osoby, które brały po dwadzieścia gramów. Większość z tych ludzi miała mocno przepalone głowy. Ogólnie dziesięć sprzedawałam za trzysta, a dwadzieścia gramów za pięćset. Miałam też osoby, które brały po pięćdziesiąt płacąc mi tysiąc. Więc im większe było zamówienie, tym niższa była cena za gram. Proste, ale cholernie skuteczne. 

— Miałam kiedyś taką sytuację z policją, że jechałam do jednego ziomka z dziesięcioma gramami i policja mnie zatrzymała. Na szczęście nie przeszukali mnie ani nic, ale wystraszyłam się przeogromnie. Wiem, że gdyby mnie przeszukali, to najprawdopodobniej poszłabym siedzieć na jakieś dziesięć albo piętnaście lat. Nie za bardzo mi się to widziało, więc po prostu po tamtym dniu przestałam sprzedawać to gówno. Zarobiłam dosyć sporo i miałam na swoje potrzeby i zachcianki. Nie chcę mówić za dużo, ale za dzieciaka byłam właśnie taką dziewczyną, która lubiła mieć trochę więcej niż inni. Robiłam to, bo czułam potrzebę, żeby mieć więcej. Mimo to nie wywyższałam się po prostu lubiłam mieć więcej. Uważam, że to skończyło się dobrze i fartownie to przede wszystkim. Wiesz, Volter, trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny i lepiej zejść w dobrym momencie, niż wpaść i wyjść w totalnie chujowym momencie.

— Więc, no jak patrzyłem na nią, kurczę, szczerze nie spodziewałem się tego po tobie, ale nie jestem zły ani nic, po prostu jest to na pewno ciekawe i w sumie to mimo wszystko fajnie, że to powiedziałaś. Chociaż wiadomo, najważniejsze, cieszę się, że już tego nie robisz, no bo wiadomo, mogło to się skończyć dla ciebie źle i byśmy się nie poznali.

Sztukmistrz (ZAKOŃCZONE+16)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz