XXIII: Wojenna tarcza

22 8 0
                                    

Pojechałem do Ashley, nie powiem, pierwszy raz jechałem tak szybko. Nie wiem czemu, ale czułem z tyłu głowy, no wiecie kurwa, że coś jest nie tak. Szczerze, naprawdę nie wiem czemu, ale z tyłu głowy bałem się, po prostu bałem się, że coś się jej stanie. Tak bym to nazwał, to był po prostu strach. Emocja ta była tak silna, że widziałem tylko możliwości, co się jej mogło stać, a ja nigdy już jej nie spotkam. I w tak nieprzyjemnej i niemiłej sytuacji nasza relacja by się skończyła... kurwa, nawet nie wiem, jak to nazwać. Przyjaźń? Miłość? Nie mam pojęcia. Po prostu nie chciałem dopuścić do tego, żeby rozejść się z nią w takim kwasie, w takim gównie, które tak naprawdę sam zrobiłem.

Jechałem tak szybko, że prawie dwa razy potrąciłem jakiegoś człowieka. Nie miało to dla mnie znaczenia, liczyło się tylko to, żeby dotrzeć na miejsce. Dobra jestem mieszkanie numer czternaście. Wszedłem na klatkę, na której było tak cicho, że kiedy postawiłem pierwszy krok, wszyscy, którzy tutaj mieszkają, najprawdopodobniej to słyszeli. No cóż, idę dalej. Jedyne, co było słychać, to dźwięk moich butów. W końcu zobaczyłem numer czternasty. Chciałem otworzyć drzwi, nacisnąłem na klamkę, niestety drzwi były zamknięte. Stwierdziłem, że zadzwonię, ale też nikt nie odpowiadał. Przyłożyłem ucho do drzwi i zacząłem nasłuchiwać.

Słyszałem jakieś szmery, było to coś dziwnego. Nasłuchiwałem dalej w pewnym momencie powiedziałem:

— Ashley, to ja.

Powiedziałem przez drzwi, nie usłyszałem żadnej odpowiedzi, więc powiedziałem jeszcze raz:

— Ashley, to ja, Volter. Przepraszam, chcę pogadać z tobą, proszę, pozwól mi się wytłumaczyć.

W pewnym momencie usłyszałem zza drzwi:

—Naprawdę nie chcę z tobą gadać — powiedziała do mnie. Wyczułem w jej głosie coś dziwnego, coś takiego, nie wiem, jak to nazwać, jakby strach.

 Zapytam jeszcze raz:

Proszę, daj mi z tobą porozmawiać, daj mi, chociaż pięć minut — powiedziałem do niej.

— Volter, proszę cię, naprawdę nie chcę z tobą gadać — odpowiedziała. W jej głosie wyraźnie było słychać strach. Jedyne, co mogłem u niej wywołać, to smutek, rozpacz, agonię, ale nie strach. Tam ktoś musi być, pomyślałem.

— Ashley, proszę, otwórz drzwi, chcę ci tylko coś powiedzieć prosto w oczy — powiedziałem do niej.

Drzwi uchyliły się minimalnie a ja zobaczyłem kobietę, widać było po niej ze coś jest na rzeczy. W tym momencie zapytałem jej bardzo cicho:

— Ilu ich jest? 

Kobieta pokazała mi dwa palce. To, co zrobię, już wiem, że będzie w chuj głupie. Ale cóż, będziecie mieli fajny rozdział.

— Jak otworzę drzwi, to ucieknij na klatkę — powiedziałem jej cicho.

Otworzyłem drzwi, a w tym samym momencie kobieta wybiegła ze swojego mieszkania. Ci dwaj wyglądali na lekko zaskoczonych. Wiem jedno: bystrzakami to oni nie byli, tylko debile daliby kobiecie otworzyć drzwi, ale dla mnie to lepiej. Każdy z nich miał po nożu. Rozejrzałem się szybko dookoła siebie, jeden minus widzę tu kurwa nic nie ma, czym będę walczył. Dobra chuj, przecież od czegoś mam ręce, będzie ciężko, ale no. Od razu podbiegłem do jednego z nich i uderzyłem go ładnie w mordę. Niestety, było ich dwóch, więc łatwo to tu kurwa nie będzie. Ale cóż, nigdy nie walczyłem z dwoma typami, którzy mają jeszcze noże, więc było to nowe doświadczenie, którego chyba nie chciałem przeżywać. W pewnym momencie dostałem nożem w nogę.

Sztukmistrz (ZAKOŃCZONE+16)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz