XLVII: 'Tanatos'

15 4 0
                                    

Kiedy zobaczyłem krew na jej ustach, kurwa, powiem wam szczerze, że nigdy się tak nie wystraszyłem. To chyba najgorszy moment w moim życiu. Nie wiedziałem za bardzo, co się dzieje. Podszedłem do niej, dotknąłem jej szyi. Nauczyłem się, jak wyczuwać puls, ale na cholerę mi to było, skoro w tej chwili nie wyczułem nic. Zero, żadnej reakcji. Zgon na miejscu. Tyle, trzy sekundy i odeszła z tego świata. Dobra, spierdalam stąd, nie ma tu już dla mnie nic. Wziąłem najszybciej, jak potrafiłem, cztery obrazy i po prostu uciekłem z miejsca zdarzenia. Przecież równie dobrze mogło coś się stać mnie...

Uciekając, usłyszałem za sobą jeszcze dwa strzały. Szczerze, nie wiem, czy były wymierzone we mnie, czy w tę kobietę. Nie wiem, czy ten, kto strzelał, zrobił to specjalnie, czy po prostu snajper był kompletnie beznadziejny. Wsiadłem do samochodu i odjechałem, czym prędzej do mieszkania. Jestem strasznie nabuzowany emocjami. Kurwa, trudno się dziwić, ale chciałbym jakoś się zebrać i choć minimalnie ochłonąć. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Pojechałem do mieszkania, w którym malowałem obrazy, zabrałem wszystkie, jakie tam zostały, i spierdoliłem, ale dokąd, to jeszcze nie wiem. Wbiegłem do środka mieszkania:

- Gdzie jesteś?

Zostawiłem tamtą kobietę z obrazami, ale jej nie było. Obrazów też nie było.

- Kurwa, co tu się odpierdala!!! - krzyknąłem na głos. - Nie, nie, nie. Dobra, idę... stop, chwila... - nie potrafiłem się skupić.

Wszystkie rzeczy, które miałem, zabrałem z tego mieszkania. Moje ruchy były strasznie paranoiczne, choć nawet, kurwa, nie wiem, co to słowo dokładnie znaczy. W skrócie, wszystko, co miałem, wrzuciłem do samochodu. Jedyną rzeczą, której nie mogłem zabrać, była maszyna do podrabiania obrazów. Ale tak poza tym, wziąłem wszystko: laptopy, komórki, dyktafon i takie inne. Stwierdziłem, że pojadę do klubu i się w nim zaszyję. Wydawało mi się, że to będzie najlepszy pomysł. Tam przecież mnie nikt nie złapie, ani nie zastrzeli, ani nic takiego.

Z jednej strony było mi strasznie smutno, że Ashley zginęła. No dobra, było mi cholernie smutno, ale z drugiej strony cieszyłem się, że ja żyję, bo, no kurwa, nie chcę umierać. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Wszedłem do biura szefa, choć w sumie teraz to ja nim byłem. Pierdolę, chowam się tutaj, nie wychodzę nigdzie. Nikt tu nie wejdzie poza Rodem, a nawet on teraz nie wejdzie, bo nie ma kart, ani nic. Klucze mam tylko ja, a wszystkie karty dostępu, które miał, oddał mi. Więc jedyną osobą, która tu może wejść, jestem ja. Wydaje mi się, że nikt tu nie wejdzie. W skrócie: nikt tu nie wejdzie. Nie ma bata, żeby ktokolwiek tu wszedł i cokolwiek mi zrobił. Szczerze mówiąc, to najbezpieczniejsze miejsce, bo umówmy się, jestem w takim miejscu, że naprawdę nikt by się nie spodziewał, że mogę tu być.

W pewnym momencie powiedziałem na głos:

- Dobra, nie, stop, chwila, chwila, chwila - usiadłem na kanapie w biurze szefa. - Spokojnie, wiem, że jest nerwowo, kurwa, jest źle, ale uspokójmy się.

Poświęciłem jakąś godzinę na uspokojenie się, chociaż szczerze mówiąc, nie szło mi to za dobrze, a nawet cholernie źle. Po godzinie było minimalnie lepiej niż na początku, więc ostatecznie uważam, że było to warte poświęconego czasu. Pierdolę, wezmę sobie cygaro. Podszedłem do szafki i wyciągnąłem jedno. Może to dobry sposób na odstresowanie. Niby uczyłem się, jak się odstresować w takich chwilach, ale mam wrażenie, że te lekcje były zupełnie zbędne. Próbowałem się zrelaksować, starając się nie myśleć o niczym albo o spokojnych rzeczach, jak dzieciństwo. Ale, kurwa, dzieciństwo też nie jest dobrym tematem. Jednak wydaje mi się, że to chyba najlepszy sposób, żeby choć przez chwilę nie myśleć.

Nie powiem, wychodziło mi to dość marnie, ale to już bez znaczenia. Dobra, na spokojnie, Ashley nie żyje. Kto mógł zlecić zabójstwo? Prawdopodobnie największe szanse, że to ten gość, któremu miałem sprzedać te obrazy. Ale czy to naprawdę on? No, nie do końca. Kto tam może jeszcze być? Może Emily, ale jak mogłaby to być Emily? No ale może być to on, może to wszystko zaplanował, ale najpierw raczej ten ziomek jest na liście. A może Rob? Może Rob to już zrobił i dlatego wyjechał. Ale czy to ma jakikolwiek sens? Może George, albo te trzy świry, którym zabrałem robotę? Kurwa, tyle możliwości, a tak mało odpowiedzi. A odpowiedzi równie dużo, czyli całe zero. Nie wiem, nie mam pojęcia. Kto to jeszcze mógł być? Szczerze, nie miałem, kurwa, zielonego pojęcia. Opcji było tak dużo, że nie wiedziałem, co robić. Nie wiedziałem, co mam zrobić, jak działać, od czego zacząć przede wszystkim.

Wiedziałem tylko jedno - jestem w sytuacji, gdzie miałem wiele do stracenia i straciłem prawie wszystko. Wszystko się poszło jebać, kasa i inne sprawy... no dobra, zostały obrazy, ale co to w ogóle, kurwa, jest. Szkoda gadać. No tak, nie jest to dobre, raczej... no, co tu dużo mówić. Dobra, może o tym nie wspominajmy. Szkoda. A co gdyby tak...? Nie wiem, nie miałem pojęcia, kto to mógł być. Zacząłem przeszukiwać wszystko po kolei: telefony, sprawdzałem, czy są jakieś podsłuchy, kamery, kurwa, SMS-y, cokolwiek.

Nic, nic, nic a nic. Nie było nic, nie mogłem znaleźć ani jednej rzeczy na nikogo. W żadnym telefonie, w żadnym komputerze, po prostu, kurwa, nic. Nie wierzę w to, po prostu w to, kurwa, nie wierzę. Dobra, wiem, co zrobię. Mam plan. Mam te cztery obrazy, zaniosę je do mieszkania, które dała mi Emily, odłożę wszystko u niej i po prostu zniknę. To chyba jedyny pomysł. Zacznę od nowa. Jestem spalony. Kurwa, przyjechałem tutaj, żeby mieć lepsze życie, żeby to jakoś poukładać, żeby było po prostu lepiej. I co z tego mam? Zakochałem się, bo bądźmy szczerzy, to właśnie zrobiłem. Zakochałem się. Straciłem osobę, którą kochałem, w najmniej oczekiwanym momencie. Dodatkowo zostałem okradziony. Kto wie, czy zaraz po mnie nie przyjdą te pojeby. Nikt tego, kurwa, nie wie. Więc chyba najlepiej, niestety, będzie po prostu zniknąć. Najlepiej będzie zniknąć, zakończyć to wszystko, zamknąć tę książkę za sobą i odłożyć ją na półkę. Tak mi się zdaje przynajmniej.

Wiem, że możecie mieć inne zdanie i pomyśleć, że to jeszcze nie koniec, że mogę to wyklepać, mogę dalej walczyć, robić różne rzeczy. Ale powiem wam, że mam już, kurwa, dosyć. Czuję się, jakbym nie potrafił uciec z jakiejś pierdolonej pętli. Było źle, przez chwilę było dobrze, i znowu jest, kurwa, źle. Dlaczego? Dlaczego przez chwilę dłużej nie mogło być dobrze? Zna ktoś, kurwa, z was odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie? Dlaczego nie mogło być chwilę dłużej dobrze? Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie. Muszę wrócić do mieszkania, odłożyć wszystko, wyjść i zniknąć.

Pojechałem do mieszkania, odłożyłem wszystko. W momencie, kiedy odkładałem dyktafon, stwierdziłem, że jeszcze go odpalę. Może ktoś coś na nim nagrał, może jest na nim coś ciekawego, jakiś, wiecie, ukryty przekaz, który akurat ja zrozumiem, a może wyciągnę z tego jakąś lekcję. Może znajdę coś, co w jakiś sposób sprawi, że się poprawię.

Ale, kurwa, nie wiem jak. Zawsze mam problem, żeby zacząć cokolwiek. Zawsze, kurwa, miałem problem, żeby przełamać te pierwsze lody. Mniejsza o to, już nie będę się nad sobą rozwodził. Odpaliłem dyktafon, z którego usłyszałem dźwięk:

"Jeśli słyszysz tę taśmę, to najprawdopodobniej coś mi się stało. Nie wiem jeszcze co i jak, ale na pewno coś. Zawsze byłem człowiekiem..."

Wyłączyłem taśmę.

No właśnie. Jakim ja byłem człowiekiem? Kurwa - zastanawiałem się w myślach. - Byłem człowiekiem, który tak naprawdę dmuchał na zimne. I tak dmuchał na zimne, że wyszło z tego gówno albo nic. Ale mniejsza o to, stwierdziłem, że ja coś nagram.

Usunąłem nagranie, które znajdowało się na dyktafonie, i powiedziałem:

"Naprawdę nie wiem, jak tutaj doszedłem, i naprawdę nie wiem, jak to wszystko się stało, ale chciałbym jeszcze spotkać paru ludzi, tak jak Ashley, i porozmawiać z nimi twarzą w twarz. Ale czy tak będzie i będzie mi to dane? Szczerze, nie wiem i nie mam pojęcia. Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się i porozmawiamy o tym wszystkim. Ja z wami, a wy ze mną. Może nie tu, na świecie, ale gdzieś tam, nie wiem, kurwa, sam gdzie, nawet mniejsza o to."

Z mojego oka poleciała łza. Wziąłem paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Obok mnie na łóżku leżał pistolet.

- Co tu zrobić? - myślałem sobie. - Może się po prostu, kurwa, zabiję? No ale przecież nie, nie jestem debilem. Poza tym boję się śmierci. Co ja w ogóle pierdolę?

W pewnym momencie usłyszałem kroki na klatce. Potem usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza, ktoś wchodził do mieszkania. Wycelowałem od razu i strzeliłem, nawet nie spojrzałem, kto to był. Zrobiłem to praktycznie z automatu. W tym momencie zorientowałem się, że dyktafon nagrywał to wszystko. Zrobiłem tak, żeby ostatnią rzeczą, jaką nagrał ten dyktafon, był strzał z pistoletu. Zastanawiacie się, kogo zabiłem? Powiem tylko tyle: Emily już nie będzie problemem, przynajmniej w nowym życiu.

Sztukmistrz (ZAKOŃCZONE+16)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz