Rozdział 25

145 14 14
                                    


Siemka!
Tak, wiem. Znowu przez długi czas nie było rozdziału. Jednak w chwilach kiedy łapie mnie wena, staram się coś pisać. Ostatnio natchnęła mnie nagle i dzięki temu dokończyłam ten rozdział. Musiałam trochę poprzypominać sobie wcześniejsze zapiski. Mam wrażenie, że mogłam ten rozdział napisać lepiej. Sami ocenicie. Trochę zardzewiałam w pisaniu, więc zwracajcie uwagi na błędy w rozdziale. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zostal

Nie przedłużając, miłego czytania ♡♡





- Życie ci nie miłe, idioto?! Chcesz mnie szybciej do grobu wpędzić? - podnosił głos przy moim uchu Kiba, który od samego początku odkąd tu przyszedł powtarzał te słowa w kółko.

- Przecież żyję.

- Masz szczęście, że żyjesz! Nie wiem co bym ci zrobił, gdyby było inaczej.

- Kiba, chłopak ledwo co się obudził ze śpiączki, a ty go męczyć jak babcię, które wciskają ci obiad - zwrócił mu uwagę Shikamaru, stojąc przy oknie i rozglądając się za widokami za nim. Zerknąłem na chłopaka plecy, które wydawały się dziwnie spięte, po czym wróciłem spojrzeniem na Kibe siedzącego na drewnianym krześle.

- Zrozumcie mnie - wzruszył ramionami. - gadasz sobie normalnie z kumplem i nagle słyszysz dziwne szelesty i trzaski po drugiej stronie, a później dowiadujesz się, że twój kumpel jest w śpiączce.

Kiedy tak wymieniał rzeczywiście brzmiało to strasznie. Popatrzyłem w dół i przyjrzałem się swojej prawej nodze, która prawie cała była w gipsie. Kiba zdążył mi się na nim podpisać i narysować mi swojego pieska Akamaru. Oprócz tych rzeczy, które wymienił, miałem dosyć sporo siniaków i mocne zdarcia skóry. Ciężko mi się oddycha i co jakiś czas odczuwam ukłucia w klatce piersiowej. Generalnie moje całe ciało aktualnie było osłabione.

- Nie chciałem tego wypadku. Sami wiecie.

- Nikt cię nie obwinia, stary - Shikamaru odwrócił się do nas ciałem i skrzyżował ręce przy piersi. - wypadki się zdarzają.

Wypadki.

- Właśnie. To mógł być każdy z nas, ale padło na ciebie - powiedział Kiba.

- Pocieszające, Kiba - parsknąłem śmiechem, po czym wszyscy zaczęliśmy się cicho śmiać.

Cieszyłem się, że mogłem ich ponownie usłyszeć. Oni wiedzieli jak doprowadzić mnie do płaczu, kiedy postawić piwo lub kiedy potrzebuje świętego spokoju. Mimo tego, że nadal nie czułem się najlepiej i kręciło mi się w głowie, byłem wstanie znosić głośnego Kibe i Shikamaru, który co minutę opieprzał chłopaka. Zaczynam wierzyć, że nasza przyjaźń za parę lat nadal będzie trwała.

- Sporo ludzi cię odwiedzało w szpitalu - zahaczył Shikamaru, co wywołało u mnie widoczne zaskoczenie. Zanim cokolwiek powiedziałem gestem ręki wskazał mi ręką moją prawą stronę. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku i dopiero teraz dostrzegłem stertę kwiatów, prezentów i innych takich rzeczy. Ten widok tak bardzo mnie rozczulił, że w ciszy patrzyłem na nie i uśmiechałem się jak głupi do sera.

- To miłe, że ludzie mnie już uśmiercili- rzuciłem ironicznie, zerkając na reakcje Kiby, który nie wyczuł ironii.

- No ja im mówiłem, że po chuj tyle kwiatów. Przecież to nie pogrzeb!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 03 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kolor Tęsknoty - NaruSasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz