Aisza: rozdział 10 - July, 2005 Painful memory

37 12 29
                                    

Aisza podjechała swoim samochodem pod róg Paradise Walk i Dilke Street w londyńskiej dzielnicy Chelsea, żeby sprawdzić, dlaczego przyjaciel jej męża nie pojawił się na cotygodniowym niedzielnym obiedzie. Nie było to jej standardowe zachowanie, ale Mark wiele dla niej znaczył. Zupełnie jakby był jej bratem. Znała go na tyle, by wiedzieć, że coś musiało się wydarzyć, dlatego chwyciła za swoją torbę lekarską i podeszła pod główną bramę wejściową. Wcisnęła guzik domofonu, ale nikt nie odpowiadał. Stała tam przez chwilę, próbując się do niego dodzwonić. W jego telefonie włączała się poczta głosowa. Był wyłączony, a to ją jeszcze bardziej niepokoiło. Na szczęście zabytkowe drzwi od bramy kamienicy otworzyły się i wyszła z nich nastolatka ze słuchawkami na uszach, która mijając ją, wydmuchała ze swojej buzi balon z gumy balonowej. Aisza zdążyła ją wyminąć i podstawić nogę w szybko zmniejszającą się szparę, by wejść do wysokiego budynku. Mimo tego, że była w szóstym miesiącu ciąży z łatwością pokonała schody prowadzące na samą górę, gdzie znajdował się dwupoziomowy penthouse, w którym mieszkał Mark. Jednak to sprawiło, że Danny w jej brzuchu przebudził się i zaczął wiercić niespokojnie. Pogłaskała miejsce, w którym szczególnie intensywnie wciskał swoją małą stópkę, żeby dać mu do zrozumienia, że nic się nie dzieje i zapukała do drzwi mieszkania Marka. Nie otworzył, ale czego się spodziewała? Pociągnęła więc za klamkę, bo przyjaciel męża miał niecodzienny nawyk, by nie zamykać mieszkania na klucz. Dawid wytłumaczył jej, że to dlatego, że Mark wychowywał się na wsi, a tam ludzie są nieco bardziej ufni. Próbowała mu wytłumaczyć, że mimo siły i kondycji fizycznej nie poradzi sobie z nożem na gardle albo pistoletem przystawionym do głowy, ale on i tak zawsze zostawiał otwarte, jakby kompletnie nie liczył się ze swoim bezpieczeństwem. Tym razem też zamek w drzwiach kliknął i mogła wejść do środka.

Wydawało się, że nie ma nikogo w mieszkaniu, ale przestronny, dwupoziomowy penthouse skonstruowany był z wielu zakamarków, w których można było się zaszyć.

– Mark? Jesteś w mieszkaniu? Nie przyszedłeś na obiad – zawołała, ale nikt jej nie odpowiedział, dlatego postanowiła trochę się rozejrzeć i zorientować, co mogło się wydarzyć.

W całym mieszkaniu było bardzo czysto. Mark nie był bałaganiarzem, a Rosa, która przychodziła w tygodniu, dobrze wykonywała swoją pracę. Jednak w jednym miejscu widać było czyjąś ingerencję w idealny ład mieszkania. Na obszernej kanapie wisiała zawieszona marynarka, a na stoliku stał odpalony laptop, niedopity kubek z herbatą, jakiś pognieciony papierek, otwarta paczka papierosów i popielniczka, w której upchanych było kilkanaście pożółkłych filtrów i to właśnie one wzbudziły w niej niepokój. Mark codziennie opróżniał popielniczkę, a nigdy nie palił ich tak dużo jednego dnia. Aisza sięgnęła po papierek, bo zorientowała się, że jest to paragon. Okazał się rachunkiem z pobliskiej restauracji Gordona Ramsaya i wydany został ponad dwie godziny temu.

– Jednak jadłeś – szepnęła sama do siebie. – Mark, gdzie jesteś?

Poruszyła kursorem na jego komputerze, żeby sprawdzić, co na nim przeglądał. Gdy zniknął wygaszacz ekranu, jej oczom ukazał się profil na Facebooku Patryka Czerwińskiego.

– Patrik Cierłinski – przeczytała nieporadnie, bo wciąż polskie nazwiska sprawiały jej trudność. Był to jakiś dawny znajomy Marka, z tej jego wsi na południu Polski. Jej mąż, Dawid, pokazywał jej, gdzie to jest. Pamiętała mały kwadratowy cypelek, który wskazał jej palcem.

Ciemny blondyn wstawił zdjęcia z młodości i podpisał je „Lato 95". Kojarzyła słowo „lato", oznaczało „summer". Zaczęła je przeglądać i zorientowała się, że na wielu z nich jest Mark. Był na nich taki młodziutki, jak wtedy, gdy go poznała w przychodni dla ubogich, ale na zdjęciach wyglądał dużo lepiej. Nie miał wygolonych na krótko włosów, tylko elegancką fryzurę. Jednak to, co ją najbardziej urzekło to, to że na wszystkich zdjęciach się uśmiechał i na prawie każdym obejmował tę samą dziewczynę. Wiedziała z mężem, że kiedyś był zakochany. Los ich jednak rozdzielił. Teraz mogła zobaczyć, jak wyglądała dziewczyna z jego przeszłości, bo on nigdy nic o niej nie mówił. Była naprawdę ładna. Zgrabna. Miała ponętne biodra, jasną cerę i rude włosy, bardzo mały nosek, którego Aisza od razu jej pozazdrościła, bo miała duże kompleksy z powodu swojego, zbyt dużego w stosunku do twarzy nosa. Mark i jego dawna miłość wyglądali razem bardzo ładnie. Ich rysy pasowały do siebie i obydwoje mieli dokładnie ten sam kolor oczu, duże i ciemnoniebieskie. To właśnie w jego oczach było coś, czego Aisza nigdy w nim nie widziała. Błyszczały się i promieniały szczęściem, a przecież oczy Marka były zawsze smutne. Ten smutek ujął ją tego dnia w przychodni, a uporczywe cykanie w głowie nie pozwoliło pomyśleć o zagrożeniach, jakie czyhają na człowieka, gdy zaprasza obcych do domu.

Za zamkniętymi drzwiami: Sekret [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz