Marek: rozdział 48 - Conversation at the level of family relationship

39 10 17
                                    

Wszedł do domu zaraz za swoją matką, ale ona zatrzymała się w pół ruchu, jakby nasłuchując. Chciał ją zapytać, o co chodzi, ale sam się zorientował. Z salonu dobiegały odgłosy miłości. Jego córka jęczała coraz intensywniej, uzyskując coraz większą satysfakcję. Dlaczego musiała być taka głośna? – usłyszał irytującą myśl w swojej głowie. W pierwszym odruchu chciał im przerwać, ale gdy zrobił krok naprzód, matka złapała go za przedramię i przystawiła mu dłoń do ust.

– Ani drgnij – warknęła, przez zaciśnięte zęby.

Piotr chciał wejść do środka, ale go powstrzymała ruchem ręki, a gdy się zorientował, dlaczego oparł się tylko o otwartą futrynę drzwi i czekał, aż pozwolą mu przekroczyć próg.

– Boże! Damian! Jeszcze! Tak mi dobrze! – Usłyszał głos córki. Chciał stracić słuch na ten moment i nie słyszeć jej okrzyków, ale to się nie stało. – Nie kończ jeszcze! Jeszcze! Wytrzymaj!

Męski ryk zagrzmiał w pomieszczeniach kuchni i salonu wymieszany z piskiem ekscytacji Samanty. Daniela zrobiła minę, jakby chciała wykazać swoje uznanie dla erotycznych poczynań nastolatków i zaczekała chwilę, aż zrobiło się w domu zupełnie cicho. Wtedy ściągnęła rękę z ust Marka i wciągnęła swojego przyrodniego brata do wewnątrz. Nienaturalnie głośno trzasnęła drzwiami i zawołała:

– Wróciliśmy!

Krótka chwila ciszy, a potem lekki rumor w salonie i ich oczom ukazał się widok nastolatki w czarnym T-shircie, która biegła w stronę łazienki naciągając od dołu brzegi koszulki i ukrywając swoje zgrabne, długie nogi.

– Uwaga! Jestem bez bielizny! – zawołała rozbawiona tą sytuacją i zamknęła się w toalecie.

Była 10:07. Od siedmiu minut mieli być gotowi, a oni wciąż byli jeszcze w stanie, który można było określić jako poranny. Postanowił mimo to nie wytykać chłopakowi kolejnego błędu, bo jego mina świadczyła o tym, że zdawał sobie sprawę z tego, że stali w przedpokój dłużej niż się do tego przyznawali. Oni znali prawdę i on ją znał, ale żadne z nich nie planowało o tym rozmawiać. Wszedł do kuchni na boso, w czarnych jeansach i dresowej bluzie z kapturem zapinanej na zamek, spod której wystawał mu fragment nagiego, owłosionego torsu. Oparł się o umywalkę i tak by było to, jak najmniej zauważalne uchylił drzwiczki, a następnie wrzucił do kosza pomiętą chusteczkę higieniczną. Jedynym pocieszeniem w tej sytuacji była myśl, że przynajmniej się zabezpieczają.

– Idziesz dzisiaj do kościoła?

Jego matka próbowała wprowadzić normalną atmosferę. Damian opłukał ręce w zlewie, a następnie wilgotną dłoń wsunął we włosy, odgarniając w ten sposób rozwichrzone kosmyki z twarzy. Wyciągnął szyję do góry tak, że jego kręgi wydały głośny odgłos ustawiania się w odpowiednich miejscach.

– Mhm – mruknął w odpowiedzi i mimo że dla Marka było coś niezwykle ordynarnego w tym geście, choć sam nie rozumiał, co go tak drażni, to uznał, że to zignoruje. – Zaniosę jej ubranie – powiedział chłopak i pobiegł na górę.

– Nie zmuszaj go do chodzenia do kościoła – napomniał matkę, ale ona uniosła ręce w geście obronnym.

– Do niczego go nie zmuszam. On sam chodzi. Zawsze chodził. Zresztą jego ojciec też. Wiara chyba była ważna dla jego mamy i obaj szanują to właśnie w taki sposób.

Zaskakujące. Próbował wyobrazić sobie Pawła w kościele, ale ciągle widział faceta z przetłuszczonymi włosami, w dresowych spodniach z lampasem i brudnej lub podartej koszulce. Nie był w stanie zobaczyć go, w swojej głowie, jak się modli. Nie pasowało to do niego.

Za zamkniętymi drzwiami: Sekret [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz