Marek: rozdział 40 - „Tam skarb twój, gdzie serce twoje"*

34 11 11
                                    

* Utwór nieznanego autora

* Utwór nieznanego autora

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

To był tylko koszmar. Zły sen. Chciała w to wierzyć, lecz ostre pieczenie z lewej strony twarzy przypomniał jej, że to nieprawda. Ból był fizyczny, a sytuacja faktyczna, ale żyła. Tylko mama wydała jej się znów tak odległa. Spróbowała otworzyć oczy, ale zdołała zobaczyć tylko połowiczny obraz, do tego rozmyty i dopiero z czasem nabrał on konkretnych kształtów.

– Obudziłaś się. To dobrze – powiedziała postać tuż nad nią.

– Gdzie jestem?

– W szpitalu, Klara – odpowiedziała pielęgniarka, siadając na niewielkim stołku obok jej łóżka. Dopiero wtedy dotarło do niej, kim była. Jej przyjaciółką z lat młodości. – Przywiozła cię mama Marka i ten jej znajomy. Dobrze, że cię znaleźli. Co się stało?

– Tadeusz. Mój mąż... on... – wyszeptała, a po twarzy popłynęły jej łzy.

– Już dobrze. Rozumiem. Nie musisz opowiadać.

Maria dotknęła jej ramienia i pogłaskała czule, a jej ciepły uśmiech sprawił, że poczuła się nieco lepiej. Miała taki matczyny wyraz twarzy. Pełen troski. Znała go. Też była matką, ale Samanta. Samanta...

– Muszę stąd wyjść. Moja córka... – Chciała się poderwać, ale poczuła ukłucie w okolicach nerki.

– Leż spokojnie. Jesteś cała poobijana. – Przyjaciółka powstrzymała ją przed gwałtownymi ruchami. – Samancie nic nie jest. Operacja się udała i już wczoraj wieczorem stanęła na nogach. Marek też się wybudził bez większych problemów. Możesz sobie spokojnie odpoczywać.

– Ale... ja... – Poczuła ulgę, słysząc te słowa, ale też dziwne skołowanie. – Jaki mamy dziś dzień?

– Poniedziałek – poinformowała ją Maria. – Przespałaś cały wczorajszy dzień, ale to dobrze. Wypoczynek jest ci potrzebny.

– Kiedy będę mogła wyjść?

– Jutro, jeśli tego chcesz, ale będziesz wciąż jeszcze bardzo obolała. Lepiej, żebyś została.

– Muszę jechać do Samanty i Marka. Chcę być przy nich... – wyjaśniła.

– Rozumiem cię. Dobrze cię rozumiem. Też jestem matką, ale teraz leż – upomniała ją przyjaciółka i ponownie usiadła na stołku.

– Tak?

– Tak – odpowiedziała Maria. – Mam syna.

– A męża?

– Nie. Męża nie mam. To dziecko Patryka, ale nie mają ze sobą kontaktu. – Uśmiechnęła się zalotnie i wyjaśniła coś, co powinno być dla niej oczywiste. – To dlatego nie piłam alkoholu, wtedy w tym barze. Nie odchudzałam się, byłam w ciąży.

– Przepraszam, ja wtedy byłam okropna... – próbowała się wytłumaczyć.

– Nie przejmuj się. Marek już mi to wyjaśnił. Szkoda, że wtedy nic nie powiedziałaś. Mogłam ci pomóc...

Za zamkniętymi drzwiami: Sekret [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz