Klara: rozdział 4 - Ognisko

58 17 59
                                    

– Patryk pojechał po jakąś rozpałkę do ogniska. Odkąd internet jest w telefonach, nikt już nie kupuje gazet. Powiedziałam mu, żeby wziął jakiś „Fakt", ale znając jego zdolności, to pewnie będziemy potrzebować co najmniej „Wyborczej" – zaśmiała się szczupła blondynka z bordową przepaską na włosach.

Lucyna, bo tak miała na imię przyjaciółka z lat młodości Klary, powitała ich na podwórzu domu swoich rodziców w Gorzuchowie. Wciąż mieszkała w domu rodzinnym na wydzielonym piętrze budynku i mimo że jej rodzice byli wewnątrz, to nie wyszli się przywitać. Od początku uważali, że ich córka wyszła za mężczyznę, który widział w niej tylko majątek. Nie protestowali jednak na ślub, gdy w wieku dwudziestu jeden lat oświadczyła, że jest w ciąży. Teraz podawała herbatę w brązowych szklankach do plastikowego stołu w ogrodzie i co rusz donosiła coś, co przygotowała na ognisko.

– O! Wrócił – powiedziała Lucyna, gdy na podwórko wjechała czarna Škoda. Wysiadł z niej Patryk w bojówkach i koszulce polo. Pierwsze, co zrobił przed zamknięciem drzwi samochodu, to krzyknął niesamowicie podekscytowany:

– Nie zgadniecie, kogo zgarnąłem po drodze!

Drzwi pasażera otworzyły się, a Klarę dosłownie wbiło w plastikowe krzesło, na którym siedziała. Nie potrzebowała wiele, żeby go rozpoznać. Ciężki but z brązowej skóry wysunął się z samochodu. Potem fragment włosów i kobieta już wiedziała, kogo zobaczy, gdy wyłoni się całość sylwetki. Stanął obok pojazdu i z lekkim uśmiechem rozłożył ręce, jakby dając wszystkim do zrozumienia: „Oto, jestem!".

– Marek! – krzyknęła Lucyna, jakby znali się i przyjaźnili od dawna.

Klara nie chciała czuć tego, co czuła, gdy go zobaczyła, ale nie mogła powstrzymać łomotania serca, które się u niej pojawiło. Wyglądał zbyt dobrze. Miał na sobie czerwoną, flanelową koszulę w kratę i biały podkoszulek, pod którym delikatnie odstawały mu brązowe sutki. Kobieta dobrze pamiętała, jak głaskała je, leżąc na nim. Wręcz czuła je pod opuszkami palców. Włosy na jego klatce piersiowej, która teraz była szersza i bardziej rozbudowana, też pamiętała. Wplatała w nie palce. Było ich teraz więcej i były gęściejsze, ale to tylko pogarszało sprawę, bo wyglądały bardziej męsko. Jego oczy otoczone były kurzymi łapkami, jakie nosiła też jego matka. Wtedy nad zalewem ich nie miał. Tylko gdy się śmiał. To sprawiało, że Klara miała wrażenie, że teraz śmiał się bez przerwy, a jego ciemnoniebieskie oczy wydawały się jeszcze piękniejsze. Pod dolną wargą wciąż miał kępkę kasztanowej brody, ale teraz rozchodziła się ona po całej twarzy i łączyła z wąsami. Jego zarost był zadbany, choć sprawiał wrażenie nieokrzesanego i poprzetykany został siwymi włosami. Pasował mu. Tak, jak i długie włosy, które nosił. Klara czuła się bardzo niekomfortowo, gdy uświadomiła sobie, że nie potrafi dostrzec w nim ani jednej wady. Wciąż był doskonały. Gdy ruszył w ich kierunku, zobaczyła, jak klamra od skórzanego paska przy jeansowych spodniach porusza się to w prawo to w lewo i przyciąga uwagę na płaski, umięśniony brzuch. Nie drgnęła nawet o minimetr, gdy podszedł i wystawił rękę w kierunku jej męża.

– Tadek.

Usłyszała głos partnera i zrozumiała, że to on pierwszy wyciągnął do niego dłoń.

– Marek, cześć.

Ich ręce złączyły się w mocnym uścisku, którego siły Tadeusz najwyraźniej się nie spodziewał. Rozpięty rękaw czerwonej koszuli opadł i ujawnił bransoletki na ręce Marka. Czarne koraliki mieszały się ze srebrnymi elementami innych ozdób. Na kciuku błyszczała mu prosta, srebrna obrączka. Klara przypomniała sobie, że kiedyś nie nosił biżuterii. Był skromniejszy w swoim wyglądzie, prostszy. Teraz przypominał faceta z reklam męskich perfum, jakie oglądała w telewizji. Żałowała, że nie była w stanie wywrzeć na nim takiego samego wrażenia, jakie on robił na niej. Miała na sobie proste jeansy z targowiska i bluzkę zapinaną na trzy guziki przy dekolcie. Na nogach sandałki i nawet nie założyła kolczyków, ale nie to było najgorsze. Najbardziej martwiła ją sylwetka. Biust przelewał się w staniku, biodra się poszerzyły, a na brzuchu tworzyła się fałda, która była szczególnie widoczna, gdy siedziała (a teraz niestety siedziała) i nawet wciąganie brzucha nie pomogłoby. Marek spojrzał w jej kierunku i skinął głową na powitanie. Zdołała tylko nieznacznie kiwnąć. Patrzyła, jak bierze plastikowe krzesło i ustawia w bezpiecznej odległości. Usiadł na jego skraju. Jedną nogę wyprostował, a drugą odchylił w rozkroku. Łokieć oparł na oparciu i wsunął paznokieć prawego kciuka do ust. Dalej obgryza paznokcie – pomyślała Klara, nie mogąc oderwać od niego wzroku. On również wciąż się jej przyglądał i zaczynała powstawać nieznośna cisza, która mogła wzbudzać podejrzenia, a podejrzeń i pytań obawiała się najbardziej.

Za zamkniętymi drzwiami: Sekret [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz