Marek: rozdział 16 - Shit happen

40 11 60
                                    

Poranne słońce wpadło przez okno dachowe wprost do pokoju Marka i oświetliło mu twarz. Zamrugał niepewnie i przysłonił ręką czoło, bo przespał zaledwie cztery godziny, odkąd wrócił do domu po nocnej przygodzie z Samantą. Nie czuł jednak zmęczenia. Był rześki jak nigdy dotąd. Przypomniał sobie dotyk skóry Klary pod opuszkami, tak niesamowicie subtelny. Twardość kości ogonowej, którą udało mu się delikatnie masować serdecznym palcem. Zapach jej włosów, gdy się do niego przysunęła, wciąż pachniała kokosem. Jej duże, rozchylone usta, które miały kolor pudrowej brzoskwini, zbliżające się do jego, gdy chciała odwzajemnić pocałunek. Tak, chciała go przyjąć. Pragnęła go, nawet pomimo tego, kim byli dla siebie. Malak, babcia Aiszy, miała rację. Wystarczyło, że sięgnie po to, co jego, a dostanie wszystko, czego pragnie. I dostałby, gdyby nie wszedł mu w paradę jej mąż. Boże, jak ten palant mnie wnerwia! – pomyślał.

Wstał i zajrzał do swojej walizki. Miał dzień do przeżycia i wiedział, że będzie to dobry dzień. Planował pojechać do Kłodzka i kupić Klarze telefon. Nawet nie miała, jak skontaktować się z własnym dzieckiem. A potem pokręcić się w pobliżu Ścinawki. Spotkać ją przypadkiem, zaprosić na kawę i porozmawiać, tak jak od początku powinni ze sobą porozmawiać. Potem zaproponować jej, że ją odprowadzi i pocałować na pożegnanie, które tak naprawdę nie będzie pożegnaniem, a ich nowym początkiem. Taki był jego „zajebisty plan na dzisiejszy dzień"!

Ubrał się w szare, garniturowe spodnie, błękitną koszulę, której rękawy zawinął do łokci i szarą kamizelkę z satynową podszewką. Dopasował do tego ciemnogranatowy krawat i eleganckie buty w tym samym kolorze, a włosy zaczesał dokładnie i utworzył z nich zawiniętą kitkę z tyłu głowy. Przejrzał się w lustrze i uznał, że jest zadowolony. Wyglądał tak, jak zawsze chodził do pracy. Elegancki, ale z zachowaniem umiaru i wygodą. Powinno się Klarze spodobać.

Zszedł na dół i zastał tam swoją matkę, która jak zwykle z rana piła kawę. Siedziała zamyślona i nawet nie zwróciła uwagi, jak pojawił się w kuchni.

– Dzień dobry. Ładny mamy dziś dzień, prawda? – powiedział z nieukrywanym entuzjazmem.

– A ty co taki zadowolony? – Zaskoczona podniosła na niego wzrok. – I coś się tak wystroił?

– Myślisz, że przesadziłem? Tak na co dzień chodzę do pracy...

Spojrzał na siebie niepewnie i przetarł ręką po materiale krawata.

– Na budowę tak chodzisz ubrany?

– Na budowę? – zaskoczył się i zaśmiał po chwili, gdy zrozumiał, że jego matka nie wie, jak wygląda jego praca. – Mamo! Więcej czasu spędzam w biurze i wchodząc w dupę Japończykom niż na budowie!

Daniela popatrzyła na niego przez chwilę, a potem spuściła z powrotem wzrok na kawę.

– Tutaj tak ludzie nie chodzą ubrani i dobrze o tym wiesz, więc co to za okazja? – zapytała.

– No OK, powiem ci. Tylko się nie irytuj.

Jego matka podniosła głowę i jednocześnie uniosła brew. Nic mu nie obiecała, ale i tak wiedział, że chce z kimkolwiek podzielić się swoją radością.

– Mów – szepnęła tylko.

– Wczoraj prawie ją odzyskałem! – powiedział rozentuzjazmowany.

– Mam nadzieję, że mówisz o Samancie – odpowiedziała oschle.

– O Samancie też mówię, ale Klara! Wczoraj prawie udało mi się ją pocałować! Ona mnie kocha! Mamo, ona dalej mnie kocha!

Cieszył się, ale jego rodzicielka nie podzielała tej radości. Spojrzała na niego i nabrała powietrza do płuc. Wypuściła je powoli, a kiedy skończyła, upiła łyk kawy.

Za zamkniętymi drzwiami: Sekret [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz