Marek: rozdział 13 - „Who keeps company with wolves, will learn to howl"

37 11 39
                                    

„Nawet jeśli miałbyś dryfować, to przynajmniej utrzymuj się na powierzchni" – słowa Aiszy wybrzmiewały w jego głowie. Powtarzał je jak mantrę. Tylko dzięki nim zmusił się, żeby wstać z łóżka.

– Dryfuj, Marek – wymruczał cicho. – Chociaż dryfuj.

Wciąż był we wczorajszych ciuchach. Śmierdział potem, papierosami i upokorzeniem. Wiedział, że musi się wykąpać, ale nie chciał robić tego w środku nocy. Jego matka i tak wcześnie wstawała. Nie chciał budzić jej przed czasem, dlatego został w brudzie, jaki sobie sam urządził. Poczeka do rana. Dokładnie o 5:35 z domu wyjdzie jego matka, by odebrać pieczywo i otworzyć sklep o 6:00. Wtedy będzie mógł w spokoju zająć się sobą.

Kiedy wybiła odpowiednia godzina, zszedł po schodach i zaskoczony zobaczył, jak jego rodzicielka pije kawę przy kuchennym stole.

– Nie otwierasz sklepu? – zapytał.

– O 9:00. Już od kilku lat nie otwieram tak, jak dawniej. Ludzie i tak przed 9:00 nie przychodzą.

– A pieczywo?

– Przywożą jak zawsze, ale zostawiają mi skrzynki na tyłach sklepu. Nie muszę przy tym być. Całe życie mnie nie oszukiwali, to dlaczego teraz by mieli. Zresztą jakie to ma znaczenie? – odpowiedziała, a on zrozumiał, że nie zależy jej na sklepie.

– To dlaczego go nie zamkniesz?

– Zamknę, jak przyjdzie mi wiek emerytalny. Prowadzę go tylko i wyłącznie dla składek. Z czegoś muszę je odprowadzać – przyznała szczerze.

– Nie musisz. Już ci mówiłam dawno temu, że możesz przyjechać do mnie, ale ty ciągle się upierasz na ten sklep, a teraz mówisz mi, że ci na nim nie zależy? – powiedział, bo wciąż nie rozumiał dlaczego, gdy za każdym razem jej to proponował, ona odmawiała. Była tu zupełnie sama, a przecież miała jego. Uczepiła się tego domu tylko z powodu mężczyzny, który jej go ofiarował, a przecież była to totalna rudera.

– Nie przesadza się starych drzew – odpowiedziała wymijająco. – Nawet nie mówię po angielsku. Poza tym, Marek, nie obraź się, ale przyprowadzasz do domu kobiety, a ja bym nie chciała widzieć, jak mój syn puszcza się na prawo i lewo. Nie mówię tego, żeby ci dokuczyć, ale dobrze wiesz, że tak jest.

Nie zabolało go to. Miała rację. Przynajmniej co do części o jego kontaktach z kobietami, bo wciąż uważał, że świetnie odnalazłaby się w londyńskim otoczeniu. Jeśli tylko podniosłaby głowę tak jak kiedyś. Ona jednak wciąż się garbiła.

– Nie jesteś stara, a jeśli chodzi o kobiety, to ja już wiem, co chce w życiu osiągnąć.

– Marek... – powiedziała z politowaniem. – Na Boga! Myśl o konsekwencjach!

– Tylko raz w życiu nie pomyślałem o konsekwencjach i była to najlepsza decyzja mojego życia – powiedział i poszedł do łazienki. Naprawdę nie chciał kontynuować rozmowy, w której będzie oskarżany z powodu miłości, jaką czuł. I to przez kobietę, która nie powinna mieć w tej kwestii nic do powiedzenia. Sama była osobą, która z tych samych powodów zrobiła wiele głupot, zupełnie nie myśląc o konsekwencjach.

– Co dziś planujesz robić? – zapytała go Daniela, gdy wyszedł z łazienki. Stał przed nią owinięty tylko ręcznikiem, ale nie powodowało to u niego dyskomfortu. Była jego matką, a on nie miał powodów do wstydu.

– Robić dalej dach. Dokończyć to, na czym zatrzymałem się ostatnio, a potem pojadę zamówić dachówkę. Gdzie właściwie jest twój stary samochód?

– Sprzedałam. Będziesz musiał pojechać busem z przystanku autobusowego. Mnie od dawna przywożą towar z hurtowni. Jest drożej, ale nic na to nie poradzę.

Za zamkniętymi drzwiami: Sekret [tom I]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz