Rozdział 8 - Blask Refektarza

17 5 1
                                    

Ceremonia powitalna ciągnęła się tak długo, że zdążyłam się porządnie wynudzić. Podobała mi się tylko przysięga, którą składaliśmy na koniec, powtarzając po profesor Tyrii – ślubowaliśmy troszczyć się o powierzone nam eteriale, dążyć do doskonałości i pomagać potrzebującym oraz nie korzystać z mocy eteru do wyrządzania szkody.

„Moc eteru". Wspaniale brzmiały te słowa, kiedy wypowiadałam je razem z innymi.

Mniej ucieszyła mnie wiadomość, że zanim Poszukiwanie – tajemnicza ceremonia, w której mieliśmy zdobyć pierwsze eteriale – odbędzie się dopiero za dwa dni, a wcześniej czeka nas dzień „teoretycznych zajęć wprowadzających".

– Jak mam się uczyć o byciu Poskramiaczem bez eteriala? – zżymałam się. Szliśmy właśnie na kolację. Gdzieś za moimi plecami Katrinie znów zaburczało w brzuchu.

– Dwa dni to mało – pocieszył mnie Colvaine. Był szeroko uśmiechnięty, zresztą odkąd go poznałam, jeszcze nie widziałam, by wyglądał na zmartwionego. – Minie jak w mordę strzelił.

– Chciałeś powiedzieć „jak z bicza".

– Jak z bicza w mordę strzelił – zgodził się.

Parsknęłam śmiechem, po czym przyłączyłam się do grupki rozmawiającej na temat generał Galli. Nie tylko ja byłam zaskoczona, że sławna bohaterka wojny sprzed trzydziestu lat jest kaleką na wózku.

– Właśnie wtedy straciła nogi – wyjaśniła Sara. – To nie żadna tajemnica.

– Nie dla nas, ale wieśniacy na prowincji nie wiedzą takich rzeczy.

Fabian.

Coś się we mnie zagotowało, gdy usłyszałam jego drwiący ton. Nie zapomniałam, jak się na mnie wcześniej gapił. Nie znosił mnie, bo byłam w połowie Pallidanką.

Już miałam się odwrócić i powiedzieć mu do słuchu, ale zanim zdążyłam przygotować ripostę, odezwała się Sara.

– O, kuzyn – zaszczebiotała słodko. – Jak twoja kara? Zastanawiałyśmy się z dziewczętami, co cię czeka. Ja byłam zdania, że sprzątanie stajni.

– Moja kara została uchylona – warknął. – Przez kogoś ważniejszego od tej tłustej krowy, kto słusznie uznał, że nie zrobiłem niczego złego.

– Czyżbyś poskarżył się cioci, Fabianku?

– Nie bądź taka wyszczekana, kuzynko. Wkrótce zobaczysz, że w Akademii nie wystarczy ładnie wyglądać. Jeszcze przyjdziesz prosić mnie o pomoc.

– Czarujący jak zwykle. – Sara zachichotała i posłała Czarnoszponowi całusa.

– Jak on śmie tak się do ciebie odzywać? – Chłopak z podgoloną głową, który ostatnio uczepił się Sary, zacisnął pięści. – Zaraz mu przywalę.

– Jesteśmy spokrewnieni, nie działa na niego mój urok. – Sara zatrzepotała długimi rzęsami, a chłopak się zarumienił. – Dziękuję, Zan. Jesteś słodki. Ale nie bij się z nim.

Doszliśmy do refektarza, gdzie czekały na nas nakryte do kolacji długie stoły.

– Ciekawe, dlaczego nazywają go „Małym Refektarzem" – zastanowiłam się na głos, podziwiając wysoki sufit, na którym zawieszono białe i niebieskie lampiony.

– Bo jest mniejszy od Wielkiego.

Sara i Zan zajęli miejsce naprzeciwko mnie i Mirki, za którą siedziała Katrina. Po mojej lewej ręce znalazł się Colvaine. Wszyscy zabraliśmy się do jedzenia. Kolacja była obfita i prosta, ale smaczna: chleb, potrawka, gotowane warzywa i świeże owoce na deser.

Eteriale: Akademia CzeluściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz