Rozdział 44 - Zaklęta klatka

7 2 0
                                    

Właściwie nie miałam żadnego planu, ale byłam gotowa rzucić się na siedzącego w pomieszczeniu eternistę i nakazać atak również Księciu. Strach o przyjaciół i o własne życie wzbudził we mnie gniew i popychał do drastycznego działania.

Mordercze zapędy natychmiast mi jednak przeszły, kiedy zobaczyłam, że straszliwy mag jest niewiele ode mnie starszym chłopakiem.

Młody Pallidanin, o falujących włosach do ramion i ze złotym kolczykiem w uchu, odchylił się do na krześle i huśtał na jego tylnych nogach. Stopy w wysokich butach położył na stole. Był ubrany w proste, jasne koszulę i spodnie. Ciemnoszary płaszcz z kapturem leżał rzucony na stół. Nad głową chłopaka unosiła się mała kula światła, rzucająca blask na strony księgi, którą czytał. Lektura musiała być mało pasjonująca, bo co chwila ziewał i odrywał od niej wzrok.

Spoglądał wtedy na rząd klatek zawieszonych pod sufitem po drugiej stronie niewielkiej komnaty. Niektóre były puste, w innych mogłam dostrzec skulone, nieruchome sylwetki. Ciężko było je rozróżnić, bo klatki spowijała mgła.

Więzili tu eteriale - więcej, niż tylko Srebro.

W kamiennej ścianie tuż za klatkami znajdowały się pionowe szczeliny. To z nich unosił się opar, który otaczał klatki.

W tym pomieszczeniu eterniści prowadzili jakiś dziwny eksperyment. Poddawali eteriale działaniu mgły prosto z Czeluści - po co? Przynajmniej Srebru nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo - rozproszona chmura przypominała tę nad Czeluścią, gdzie zabrał nas Lonzo, i raczej nie mogła go skrzywdzić, ale i tak miałam złe przeczucia. Co oni planowali, i dlaczego postawili na straży jakiegoś chłopaka?

W jednej z dalszych klatek coś się poruszyło. Poznałam znajomy przepływ eteru. Srebro krzyknął i rozłożył skrzydła.

Szybko wycofałam się za zakręt, ale młody mag mnie nie dostrzegł. Usłyszałam szuranie, a potem odezwał się po pallidańsku:

- A ty znów się awanturujesz, Jedynko. Jeśli nie przestaniesz, mistrz i ta Gonsaga w końcu się załatwią.

Przerwał i westchnął, a potem dodał ze śladem smutku w głosie:

- Pewnie i tak to zrobią. Za dużo problemów nam przysporzyłeś.

Wstrzymując oddech, znów zajrzałam do pomieszczenia. Chłopak stał przed klatkami. Ręce trzymał w kieszeniach. Srebro, mała sylwetka za ciemnymi prętami, stał i stroszył pióra, przyglądając się mu.

Byłam pewna, że wyczuł mnie, Flo i Księcia, i specjalnie odwraca od nas uwagę strażnika.

- Szkoda cię trochę. Jesteś mądrzejszy niż większość tych zwierząt. Mistrz mówi, że ich potrzebujemy, ale prawie wszystkie to głupie potwory. Nie rozumiem, jak czysty eter mógł tak na nie podziałać.

Użył pallidańskiego słowa znaczącego „czysty, nieskażony" i przez moment myślałam, że mówi o eterze prosto z Czeluści, ale kiedy cofnął się pospiesznie i z obrzydzeniem przed sięgającym ku niemu pasmem mgły pojęłam, że chodzi mu o eter rafinowany. W takim razie dziki, ten, który dawał życie eterialom, był dla niego gorszy. Brudny.

W innych okolicznościach chciałabym móc mu wyjaśnić, że oba rodzaje eteru są ważne i potrzebne. Bez jednego nie zostałabym Poskramiaczką. Bez drugiego... Pallida nie miałaby swoich wynalazków, ale też Mirka już by nie żyła.

To nie był jednak moment na tłumaczenie i zawieranie przyjaźni.

Musiałam działać, póki strażnik był odwrócony do mnie tyłem.

Gestem kazałam Księciu zostać w korytarzu. Nie mogłam spalić kwasem ucznia maga, który pewnie robił tylko to, co kazał mu mistrz. Zamiast tego wparowałam do pomieszczenia, podniosłam krzesło i uderzyłam nim chłopaka w tył głowy.

Eteriale: Akademia CzeluściOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz