W Klasztorze Spinjitzu.
- Przecież doskonale wiesz, że sam dałbym sobie radę. - odparłem do Lloyda, który właśnie wymieniał mi kilka znoszonych opatrunków. Mistrz energii od rana był jakiś cichy i przygaszony.
- Owszem Kai, ale wolę zrobić to sam. - odpowiedział i dodał - A nie mam do końca pewności, czy ty sam byś zrobił to dzisiaj czy za kilka dni.
- Haha, bardzo śmieszne... - zrobiłem głupkowatą minę na co zielony ninja lekko się rozpromienił.
Po chwili zakończył swoje działania i zaczął porządkować apteczkę. Jak wykonał to zadanie, opuścił w ciszy mój pokój, a ja podziękowałem za nowe opatrunki.
Wyprostowałem się trochę bardziej na krześle. Ten ruch nadal sprawiał mi ból przez pokaleczone plecy. Skrzywiłem się lekko i wstałem. Podszedłem do szafy żeby wyciągnąć coś do przebrania. W końcu nadal byłem w mojej czerwonej piżamie w paski. Zdecydowałem się na najlżejsze z moich kimon. W końcu po co mi teraz cały pancerz. Związałem się pasem i poprawiłem koszulkę. W biegu wziąłem jeszcze żel do włosów i szczoteczkę do zębów. Wybiegłem z pokoju do łazienki. Szybko zrobiłem, to co chciałem i ułożyłem fryzurę. Teraz byłem już gotowy.
- Chodźcie na śniadanie! - usłyszałem głos Arina.
Nie spieszyłem się za bardzo. Powoli opuściłem łazienkę i udałem się do jadalni. Niestety po ataku na Klasztor jeszcze nie do końca wszystko zostało naprawione. Ściany były już naprawione, ale jeszcze nie pomalowane. Tym cały czas zajmował się Pan Frohicki. Nie powiem, szło mu całkiem sprawnie. Przy stole siedziała już cała drużyna. Nya właśnie kończyła posiłek i udała się do swojego pokoju. Nigdzie jednak nie widziałem Lloyda, którego talerz był pusty.
- Cześć. - rzuciłem i usiadłem obok Wyldfire jedzącej coś czego ja raczej bym nie próbował.
- Naleśnika? - spytał mnie Arin.
- Są przepyszne! Musisz ich spróbować - dodała Sora, cała ubrudzona już od czekoladowego kremu.
- Jasne, poproszę. - uśmiechnąłem się lekko i otrzymałem naleśnika. Rzeczywiście były bardzo dobre. Zjadłem szybko posiłek, podziękowałem i udałem się do pokoju siostry.
Zgrabnie przemierzałem korytarze klasztoru, aż w końcu trafiłem do zakątku mistrzyni wody. Zapukałem, a gdy usłyszałem głośne "proszę" otworzyłem drzwi. Dziewczyna ostrzyła właśnie swoje miecze. Miała na sobie ten sam krój stroju co ja - ten bez pancerza. Z tym, że jej był koloru szarego z elementami błękitu. Mój był oczywiście czerwony.
- Co tam? - spytałem stojąc w drzwiach, a ona zwróciła wzrok w moją stronę.
- To chyba ja się powinnam o to zapytać. - odparła, a ja spuściłem głowę i mocniej chwyciłem za framugę drzwi. Co jak co, ale moja siostra potrafi wyczuć kiedy coś jest nie tak. Nawet kiedy staram się to ukryć. - Halo? Co jest?
- Martwię się trochę o Lloyda. - wydusiłem z siebie w końcu. - Od wydarzenia z Zanem i Jay'em nie minął nawet tydzień, a on strasznie się tym przejmuje. Nie przyszedł też dzisiaj na śniadanie. Wczoraj na kolację w sumie też.
- Wiem, ja też się martwię. - przyznała tracąc swój kojący uśmiech z twarzy. - Dokładnie tak samo było kiedy trafiłeś do Wymiaru Zakazanej Piątki. - skrzywiłem się słysząc tą nazwę. Z tym miejscem wiązały się same złe wspomnienia. - Cały czas dręczyły go wizje. Był jakiś zamyślony. Czasem nawet nie kontaktował. Robił sobie wyrzuty... Z każdą kolejną wizją jakby coś w nim pękało. - mówiła to bardzo spokojnie, ale wiedziałem, że jest jej trudno. - Czasem myślałam, że go tracimy. Teraz wszystkie te sytuacje dają mu dodatkowy stres. Nawet nie chcę o tym myśleć.

CZYTASZ
Source Tournament || Ninjago
Fiksi PenggemarKontynuacja książki "Come back || Ninjago". Radzę przeczytać najpierw część pierwszą. Po wykonanej misji ninja nie mają czasu na odpoczynek. Wizje Lloyda się nasilają cały czas wskazując na pewne turniejowe miasto. Nie czekając, ninja wyruszają na...