Oczami Cole'a
Wbiegłem przez moje wejście do labiryntu. Momentalnie straciłem wszystkich z oczu. Byłem całkowicie sam. To mnie trochę przeraziło. Przeszył mnie lodowaty dreszcz. Na ślepo przesuwałem się po kolejnych uliczkach. Nic tam nie było, co zaczęło mnie trochę niepokoić. Krążyłem tak przez dobre dziesięć minut aż w końcu coś usłyszałem. Może to jakaś nadzieja?
Były to jakby jakieś ciche kroki za mną.
Powoli się odwróciłem i...
- Aaaa pająki!!! - wydarłem się widząc wyjątkowo duże stworzenia i zacząłem uciekać.
Biegłem chwilę jak opętany aż w końcu trafiłem na ślepy zaułek.
- Cholera! - mruknąłem zgorączkowany.
Kreatury nadal szły za mną, ale zauważyłem, że nie było ich jakoś za wiele.
- Chwila, to przecież tylko lekko przerośnięte pajączki. No dalej Cole, Ninja Go! - krzyknąłem i szybko powaliłem te szkarady swoim spinjitzu.
Nie czekałem i ruszyłem dalej. Nagle pode mną pojawiły się jakieś dziwne kamienie. Powoli położyłem stopę na jeden z nich. Nagle wszystko zaczęło się lekko trzęść. Z krzewów zaczęły wyłaniać się kusze. I tak oto zaczął się ostrzał.
- To nie był dobry pomysł! - spanikowałem i zacząłem biec.
Na każdym kroku była jakaś pułapka. Tutaj kule ognia, z drugiej strony jakieś zapadnie, a z nieba zaczęły lecieć głazy! W końcu ta męczarnia na szczęście się skończyła. Szybko zagrodziłem drogę ścianą z ziemi i ruszyłem biegiem przed siebie. Straciłem sporo czasu, ale chyba dam radę jeszcze wyjść z tego wariatkowa. Przez chwilę straciłem orientację. Zacząłem się rozglądać i lekko panikować.
Zamknąłem oczy starając się trochę ochłonąć po ostatnim torze przeszkód. Westchnąłem i powoli podniosłem powieki.
Chwilę po tym coś mnie powaliło na ziemię i trochę przytkało. Zacząłem łapczywie nabierać powietrze i starałem się wydostać spod tego kogoś.
- Cole to ty!? - postać ze mnie wstała.
- Zane! - krzyknąłem kiedy mój przyjaciel podał mi rękę.
- Biegnij Cole, musimy uciekać. - powiedział bardzo poważnie i ruszył do przodu. Ja podniosłem lekko ręce do góry, co pomogło mi trochę wyrównać oddech.
- Ale przed kim? - zdziwiłem się równocześnie podchodząc do nindroida.
Niestety po chwili znalazłem odpowiedź.
- Chwila, Cinder!? - wydarłem się.
- A kto inny!? - powiedział jadowicie. Miał zniekształcony głos.
Najpierw go nie poznałem. On jakby nie miał nóg, tylko dym. Unosił się lekko nad ziemią. Jego cera zmieniła swój kolor na bardziej taki... Szary? I w dodatku jego włosy miały lekki srebrny połysk. Innymi słowy wyglądał po prostu przerażająco. Szybko się otrząsnąłem i pobiegłem za mistrzem lodu, który był już daleko przede mną. Niestety Cinder był szybszy. Przemieszczał się przez dym przez co chwilę później mnie dogonił i powalił na ziemię. Jego oczy zaświeciły się przez sekundę na czerwono. Czyżby on używał wilczej maski? Ale wtedy musiałby mieć Gong Rozbijania... Za długo się zastanawiałem, bo mój przeciwnik już powalił mnie kopnięciem na ziemię. Trochę zabolało, nie ukrywam. Postarałem się jednak w miarę sprawie podnieść, ale to nie był koniec. Mistrz dymu jednak też był już przygotowany. Stworzył strzaskobrót. Ja odpowiedziałem mu spinjitzu, ale niewiele to dało. Tylko odrzuciło mnie z jeszcze mocniejszą siłą.

CZYTASZ
Source Tournament || Ninjago
Fiksi PenggemarKontynuacja książki "Come back || Ninjago". Radzę przeczytać najpierw część pierwszą. Po wykonanej misji ninja nie mają czasu na odpoczynek. Wizje Lloyda się nasilają cały czas wskazując na pewne turniejowe miasto. Nie czekając, ninja wyruszają na...