Oczami Kai'a
Kiedy wszyscy trochę odetchnęli zdecydowałem aby pójść w końcu zobaczyć co z Lloydem. Trochę się o niego martwiłem. Skoro dziewczyny dały radę z Jordaną, to dlaczego niby on tak mocno oberwał? Co dokładnie się wydarzyło przed moim przyjściem?
- Przepraszam? - z myśli wyrwał mnie głos Cole'a. - Jest tutaj może Lloyd Garmadon? Przyszliśmy po niego.
- Tak, zaraz go przyprowadzę. - odpowiedziała kobieta o kasztanowych włosach i intensywnie granatowych oczach. Miała na sobie lekarski fartuch.
Cała ta szpitalna budka nie była aż taka mała jak się wydawało z zewnątrz. Znajdowały się tutaj najważniejsze sprzęty i dwa oddzielne pokoje. Właśnie do jednego z nich poszła lekarka.
Nie minęło kilka minut, a pomieszczenie opuścił zielony ninja.
- Lloyd! - ucieszyła się Nya obejmując blondyna.
Wyglądał trochę jakby coś go połknęło, przeżuło i potem zwróciło, ale najważniejsze, że był cały. Kiedy każdy się przywitał, wszyscy razem wyszliśmy na zewnątrz. Mistrz energii był trochę przygaszony. Wyglądał jakby cały czas go bolało. Szedł z tyłu, raczej trochę oddalony. Nie podobało mi się to. Zwolniłem krok i znalazłem się po jego lewym boku.
- Hej, wszystko w porządku? - spytałem czule spoglądając na jego szkliste zielone oczy.
- Ta, tylko wiesz. Muszę... Odetchnąć. - mruknął.
- Powiedz, co się wtedy stało? - przeszedłem do sedna. - Chodzi mi o to przed tym kiedy przyszedłem. Po prostu nie wierzę w to, że tak po prostu nie dałeś jej rady. W końcu to kompletnie nie w twoim stylu.
Dalej szliśmy w ciszy. Dałem mu chwilę, żeby to przetrawił, ale wyraźnie nie chciał gadać.
Przystaliśmy przy trybunach czekając aż Arin i Riyu uda się opuścić ten tłok ludzi.
- Masz rację. - odparł w końcu. - Opowiem ci jak to było, ale się nie śmiej.
- No coś ty! - dodałem, ale obiecać do końca nie mogłem. No cóż czasem natura jest silniejsza.
- Ja po prostu miałem o tym wizje. O tym, że z nią przegrywamy. Mój mózg nastawił mnie na to, że po prostu nie dam sobie rady. - przygryzł wargę. - I jakoś tak wyszło, że zastygłem. Dostałem ataku paniki. Nie mogłem się ruszyć, oddychałem tak szybko, że...
Widziałem w jego oczach łzy. Widziałem jak to przeżywał. Może i ból fizyczny nie był dla niego taką udręką jak to, co działo się w głowie. Momentalnie go przytuliłem, a on to odwzajemnił. Oddał się po prostu w moje ręce. W końcu to ze mną zawsze o rozmawiał o takich rzeczach i często się to tak kończyło. Trwaliśmy tak przez jakiś czas. Potem młody odpuścił przecierając oczy.
- Nie powinienem się tak mazać. Jestem w końcu mistrzem.
- Mistrz czy nie... To nie zabrania ci odczuwania emocji. - wow, zabrzmiałem tak dojrzale.
- Ok mądralo, chodźmy ich dogonić. - wymusił delikatny uśmiech, a ja potargałem mu włosy.
Rzeczywiście byli już trochę daleko. Na szczęście dzięki Riyu nie zgubiliśmy ich z oczu. Jeszcze tego by nam dzisiaj brakowało. Szybko podbiegliśmy do przyjaciół i udaliśmy się w stronę świątyni na obiad. Nie ukrywam, przez to, że nie tknąłem śniadania byłem strasznie głodny. Przez to kompletnie nie potrafiłem się skupić. Cały czas coś mnie rozpraszało. Podczas wędrówki oczywiście musiałem jeszcze wysłuchiwać kłótni Arina z Sorą. W sumie to nawet nie wiem o co poszło. Młodzi rzadko się na sobie wyżywali. Za to Wyldfire rozmawiała o czymś z Nyą i Colem. Zane szedł zaś obok Riyu. Chyba było mu brak Pixal, ale przecież musiała odlecieć do Klasztoru. Jedyną osobą która wydawała mi się dziwnie nieswoja to Jay. Pewnie od razu palnąłby jakimiś żartami, a szedł bardzo spokojnie. W dodatku czasami zakrywał się ciaśniej kimonem, trochę jakby było mu zimno. A przecież pogoda była przepiękna.
CZYTASZ
Source Tournament || Ninjago
FanfictionKontynuacja książki "Come back || Ninjago". Radzę przeczytać najpierw część pierwszą. Po wykonanej misji ninja nie mają czasu na odpoczynek. Wizje Lloyda się nasilają cały czas wskazując na pewne turniejowe miasto. Nie czekając, ninja wyruszają na...