XIX

291 17 35
                                    

Oczami Kai'a

Wsiedliśmy z Lloydem do sterowca. Chłopak nadal trochę przeżywał swoją walkę. No może bardziej niż trochę. Raczej nie rozmawiał. Wpatrywał się jedynie w obłoki chmur, które roztrzepywały się z każdym ruchem pojazdu. Widok stąd był niesamowity. Promienie słońca przedzierające się przez białą taflę puchu z gracją oświetlały Turniejowe Miasto i wyszykie jego starodawne kondygnacje. W dodatku pod wpływem wiatru drzewa kołysały się uspokajająco tworząc miły dla ucha dźwięk.

Westchnąłem cicho i usiadłem na swoim siedzeniu obok mistrza energii. Był nieco poobijany. Na pewno miał podbite oko i zdartą brodę. Resztę urazów przykryło kimono. Swoją drogą też nieco zdewastowane. Rękawy w niektórych miejscach pozaciągały się, a ochraniacze na kolana niestety nie wytrzymały presji i po prostu się zepsuły. Kaptur i bandana chyba były całe. Tak samo jak zloty naramiennik.

Spojrzałem delikatnie w stronę blondyna. Ten chyba to zauważył i też się odwrócił. Uśmiechnąłem się nieznacznie. Lloyd niczego nie odpowiedział tylko oparł głowę o moje ramię nabierając powietrza w płuca.

- Ciężko dzisiaj było. - aż podskoczyłem. Zaskoczyła mnie jego nagła chęć komunikacji. - W sensie walka była w porządku.

- To o co chodzi? - dopytałem czując nutę niezgodności.

- Głowa. - rzucił i wzruszył ramionami. - Ataki paniki robią swoje. Wizje tak samo.

Usiadł prosto i przejechał dłonią po twarzy. Wyglądał na zemczonego. Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Nie miałem na ten temat też żadnej wiedzy. Musiało być mu ciężko. Właśnie teraz przydałby się nam mistrz Wu i te jego złote myśli. No cóż... Niestety go z nami nie ma.

- Nie wiem jak ci pomóc młody. - wykrztusiłem w końcu. Co niby miałem powiedzieć?

- I tak dużo już dla mnie zrobiłeś. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - Wystarczy, że będziesz. Po prostu wystarczy, że będziesz.

Dzwonek w kadłubie naszego sterowca wydał głośny dźwięk. Oznaczało to naturalnie londowanie. Szybko zapięliśmy pasy. Procedura poszła bardzo sprawnie. Pięć minut i znaleźliśmy się na dole.

A przywitała nas znajoma twarz.

- Skylor! - krzyknąłem machając do dziewczyny otwierającej nam drzwiczki. - Jak miło cię znowu widzieć.

- Cześć chłopaki. - odparła nawet na nas nie patrząc. Zajęta była wyłączaniem silnika.

- Może chcesz iść z nami? Pogadamy, pośmiejemy się. - zagadnąłem dziewczynę aktywując mój promienny uśmiech.

- Nie. - zabolało. - Mam robotę, a poza tym to trochę nie mam na to siły. Sorki.

- Nieee, spoko, luz... - spuściłem głowę. - To byka tylko propozycja.

Ostatnie zdanie powiedziałem na tyle cicho, że chyba tego nie usłyszała.

- Jest coś co cię trapi? - spytałem, a tamta wbiła we mnie wzrok.

- Nie. Możecie już sobie iść? Proszę? - wróciła do swoich zajęć.

- Jesteś jakąś nieswoja. - wtrącił się do rozmowy Lloyd.

- Serio? Tak bardzo chcecie wiedzieć!? - wydarła się na nas, a mnie zatkało. Nigdy jeszcze w mojej obecności nie krzyczała. Coś było nie tak. - Dobra, przepraszam.

- Nie przepraszaj. - spojrzała się tym razem na Lloyda.

- Nie mam już mocy. - zamurowało mnie. - Kiedy trafiłam do Królestwa Chmur byłam długo nieprzytomna. Po obudzeniu się czułam pustkę. Czegoś mi brakowało. Wtedy dowiedziałam się o turnieju. Nie miałam w jaki sposób wcześniej korzystać z mocy, bo wokół mnie nie było żadnych mistrzów żywiołów. Dopiero tutaj dowiedziałam się o tym, że jej nie mam. Fuzja odebrała mi to, dzięki czemu mogłam być sobą. Odebrała mi moją tożsamość. Wszystko, co sprawiało, że mogłam cieszyć się życiem. Teraz nic już nie jest takie samo. Nie współczujcie mi. Nie ma czego. - po tym po prostu odeszła. Zostawiając nas samych obok statku.

Source Tournament || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz