II

310 20 6
                                        

- Nie ma szans, że znajdziemy dokładne położenie Turnieju. - zauważyłem spoglądając na mapę, którą podał mi Kai. - Królestwo Chmur cały czas się przemieszcza i sam nie wiem ile jego części znajduje się na niebie. To miejsce, to miasto turniejowe może być dosłownie wszędzie.

Westchnąłem głośno i schowałem twarz w dłoniach. Nic mi się nie układało, całą noc dręczyły mnie wizje, a teraz nawet nie potrafię spać. Muszę szukać. To jest moje zadanie.

- A może udajmy się do Wyldness? - spytał mnie nagle Kai, a ja zmrużyłem brwi.

- Ale przecież, ustaliliśmy, że nie o Wyldness tutaj chodzi, a o Królestwo...

- Tak. - przerwał mi. - Ale w końcu tam nas zaprosili. Czyli stamtąd damy radę przedostać się na Turniej. Może tam odbędzie się coś w stylu weryfikacji. Pamiętasz jak przebiegał Turniej Żywiołów?

Na te słowa przytaknąłem, a tamten kontynuował:

- No właśnie. - wstał z krzesła i zaczął krążyć po pokoju wyraźnie zamyślony. - Weryfikacja odbywała się przy łodzi, w porcie. A turniej był na wyspie, na wodzie. Teraz odbędzie się najprawdopodobniej na wyspie, ale na niebie. To oczywiste, że tylko oni będą wiedzieli gdzie jest ta część Królestwa Chmur i pewnie będą chcieli nas tam przetransportować na własną rękę, tak jak zrobił to wtedy Chen.

- Ej, to rzeczywiście ma sens. - przyznałem przyjacielowi, który się uśmiechnął. - Chyba nie mamy innego wyjścia. Musimy wziąć udział w tym całym turnieju.

- No i tu masz rację. Niestety. - dodał i oboje posmutnieliśmy.

Turniej Żywiołów, to było dla nas nie lada wyzwanie, a organizowany był przez Chena, mistrza makaronów i mrocznego mistrza mojego ojca, który wielokrotnie skłócał mistrzów żywiołów. Teraz mamy do czynienia z Turniejem Źródeł organizowanym przez najprawdopodobniej Lorda Rasa, bezwzględnego przeciwnika, który po swojej stronie ma opętaną dziewczynę z Imperium, mistrza dymu - Cindera i jeszcze jednego z Zakazanej Piątki. No lepiej być chyba nie mogło... Dlaczego wszystko po połączeniu się wymiarów stało się takie trudne? Trochę tak jakby szesnaście razy cięższe. W końcu połączyło się szesnaście równoległych wymiarów...

- Ale przynajmniej wiemy co robić. - odparłem i podniosłem się z krzesła.

- Tak jest, młody. - zaśmiał się Kai i razem opuściliśmy podziemia Klasztoru.

O dziwo było już chyba całkiem późno. Jedyną żywą duszą w Klasztorze był Pan Frohicki podlewający moje roślinki. Miło było zobaczyć, że znalazły swoje miejsce. Stwierdziliśmy z Kai'em, że udamy się trochę przewietrzyć. Zgrabnie wskoczyliśmy na dach i usiedliśmy na zimnych, lekko ubrudzonych dachówkach. Zrobiłem głęboki wdech rozkoszując się rześkim, nocnym powietrzem. Nie powiem, kochałem tutaj chodzić. Między innymi ze względu na wizje. Tutaj mogłem się wyciszyć i na spokojnie pomyśleć.

- Wiesz co, Kai. - mistrz ognia zwrócił głowę w moją stronę. - Ja chyba muszę nauczyć się odpuszczać. Czasem kiedy tak za bardzo czegoś chcę, strasznie się na czymś fiksuję i ma mętlik w głowie, to po prostu wiele rzeczy mi umyka i ja chyba się gubię po prostu.

Chłopak nic nie odpowiedział tylko jeszcze mocniej się uśmiechnął.

- Pomyślałbyś kiedyś, że na niebie będzie kilka księżyców? - spytał się nagle.

- No coś ty. Takie coś to tylko w komiksach z Fritz'em Doneganem na czele! - zaśmiałem się, a tamten zrobił to samo. - Nie wierzę, że kiedyś miałem na tym punkcie obsesję.

- A potem zaraziłeś tym Jay'a! - dodał na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

- Przecież ty też to czytałeś. - wytknąłem mu.

Source Tournament || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz