XVIII

250 19 38
                                    

- I oto w prawym rogu, wielki mistrz energii, zielony ninja... Lloyd Garmadon! - rozbrzmiał z głośników głos Robby'ego.

Stanąłem w wyznaczonym miejscu machając do publiczności. Nie było ich zbyt dużo. Może dlatego, że konkurencja odbywała się w powietrzu. Byłem zestresowany. Ostatnim razem przegrałem. Poległem. Nie dałem rady. A wtedy miałem jeszcze przy sobie przyjaciół. Teraz jestem sam na arenie.

- Znów po lewej powitajmy Cindera, mistrza żywiołu dymu, gotowego na niesamowicie zacięty pojedynek! - rozległy się gromkie brawa.

Oponent stanął obok. Kątem oka zerkając w moją stronę sprawił, że przeszył mnie zimny dreszcz. Trochę się spiąłem.

- Przypominam zasady gry! - widownia ucichła dając organizatorowi dojść do głosu. - Tym razem zadaniem jest zepchniecie przeciwnika z półek skalnych. W niektórych miejscach znajdują się bronie. Naturalnie można z nich korzystać. Kto spadnie, automatycznie przegrywa.

Wszytko jasne. Zepchnę go i będzie po wszystkim. Tak?

To nie może być aż takie trudne...

- W porządku. - uśmiechnął się do nas komentator. - Pora rozpocząć pojedynek!!!

Trybuny ożywiły się tworząc spektakularną "falę".

- Gotowi? - wziąłem głęboki wdech i poklepałem się po twarzy dla rozbudzenia.

Ustawiłem się naprzeciwko mistrza dymu przyjmując pozycję bojową. Nałożyłem bandanę na twarz.

- Walkę czas zacząć! - usłyszałem dźwięk pistoletu.

Ruszyliśmy.

Zaczęliśmy pojedynek w ręcz. W tym byłem dość dobry. Defensywa to moja krew. Zdecydowałem, że zacznę napierać. Dzięki temu szybciej zbliżymy się do krawędzi. Moje taki pięściami były skuteczne. Uderzałem głównie w brzuch. Zamachnąłem się trafiając Cindera w bok. Nieco się zachwiał. Jednak moją przewaga nie trwała długo. Po chwili przeciwnik zorientował się jakie mam zamiary i szybko mnie wyminął.

Pobiegł w stronę jednej z broni. Poszedłem w jego ślady sięgając po jedną z katan. Tamten wziął do rąk nunchako. Tutaj było gorzej. Nienawidzę tej broni. Jest nieprzewidywalna. W sumie dlatego to Jay głównie jej używał. Sam czasem za nim nie nadążałem. Na całe szczęście miecze to mój żywioł. Nie atakowałem, ale ciosy udało mi się odpierać.

Zamachnął się trafiając mnie od tyłu w plecy.

- Ach! - syknąłem z bólu próbując trochę się rozciągnąć. Nie pomogło.

Mistrz dymu targał bronią jak szalony. W końcu z rąk wypadł mi miecz. Teraz broniłem się jedynie rękami. Pięści miałem już całe posiniaczone jak nie poprzecinane, ale utrzymywałem tempo. Musiałem.

W końcu stało się to czego najbardziej się obawiałem.

Zza pleców wyciągnął wilczą maskę. Zaczął się śmiać. Założył ją na twarz. Rozbrzmiał gong. Starałem się znaleźć źródło dźwięku obracając się w stronę widowni. To był błąd. Momentalnie zostałem powalony na ziemię strzaskobrotem. Odrzuciło mnie co najmniej na sześć metrów. Z trudem się podniosłem ściskając za obolałe miejsca.

Tematem jednak nie przestawał. Pora na technikę wstającego smoka. Zderzyłem się z mistrzem dymu. Nasze starania były tak silne, że padliśmy na ziemię oboje. Dostałem w głowę. Cinder też oberwał. Widziałem gniew w jego oczach. Chęć zemsty. Po prostu był przesiąknięty złem.

Przygotowałem się na wszystko aktywując zieloną moc. Podciął mi nogi.

W locie jeszcze starałem się trafić go wiązką energii, ale wszystko poszło na marne. Pozbierałem się i chwiejnym krokiem poszedłem w jego stronę.

Source Tournament || NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz