XXIX. To nie może być koniec

4 3 0
                                    

Jo był wściekły, czułam to. Jednak nie pokazał swoich emocji.

-Powiedz coś...

-Czemu to ukrywałaś? -Mówił spokojnie.

-Nie chciałam was martwić... Głównie ciebie.

-Mała czarodziejko... Od kiedy czujesz... to?

-Sama nie wiem... Od samej próby nie było już dobrze z moim umysłem.

-I przez ten cały czas siedziałaś cicho? -Przejechał ręką po swoim udzie.

-Przepraszam, Jo. Ale tak postanowiłam, nie cofnę tego. -Patrzyłam mu w oczy. Próbowałam okłamać sama siebie, że się nie boję.

-Nie zauważyłem nic nadzwyczajnego, czemu?

-Ona jest słaba. Słaba w momencie, gdy jesteśmy razem. Tak myślę. Dzisiaj próbowała atakować, gdy spałam.

Jo złapał się za kark. Bałam się cokolwiek powiedzieć, by nie pogarszać sytuacji. Po chwili wyszedł bez słowa.
Kilka minut później zjawił się z Theo.

-Sophie! Jak... Dziecko. Jak się czujesz? -Przyklęknął przy łóżku, objął mnie za ramiona, zaczął oglądać mnie wzdłuż i wszerz.

-Zapewne tak, jak wyglądam. -Uśmiechnęłam się słabo.

-Jo streścił mi mniej więcej co i jak... Ale to przecież niemożliwe. Pamiętam, że to coś zostało uwięzione. -Nigdy nie widziałam Theo takiego emocjonalnego, to napawa lękiem.

-Wiesz, co to jest? -Spytał Jo.

-Tak, niestety. -Wstał, otrzepał ubranie.

-Czemu niestety? -Przekręciłam głowę w bok.

-Ponieważ nie wiem, jak się tego pozbyć nie zabijając nosiciela.

-Nie. -Jo zrobił krok w moją stronę, zasłaniając mnie.- Chyba nie masz na myśli tego, że trzeba ją zabić?

-Sophie, czy ona jest silna? -Theo przesunął Jo delikatnie na bok.

-Tak czuję...

-Jak bardzo? -Zadawał pytania szybko, ja jednak musiałam chwilę pomyśleć nad odpowiedziami...

-Dzisiaj prawie wygrała. -Jo spojrzał na mnie z przyganą, spuściłam wzrok.

-Nie jest dobrze.

-Czy ktoś łaskawie wytłumaczy mi, co tu się do cholery dzieje? -Jo uniósł ręce do góry, zwracając na siebie uwagę.

-Umieram. -Powiedziałam sucho.- Tak?

-Nie wiem. -Theo nie chciał spojrzeć mi w oczy.

-Przecież dopiero co uratowała się od śmierci, jakim cudem coś, co ją uratowało, chce ją zabić? -Starał się zrozumieć, a może nie chciał się godzić z prawdą.

W tym momencie mnie olśniło. Już dawno pogodziłam się z wizją mojej śmierci, mimo że teraz uderzyło mnie to dwa razy mocniej.

-Muszę przywrócić ich do życia... -Powiedziałam pod nosem. Dyskutujący ze sobą mężczyźni zwrócili na mnie uwagę.

-Co? O czym ty mówisz, Sophie?

-Mogę ich ożywić. Tak mi powiedziała. Ale najpierw muszę się jej pozbyć... A co gdyby obrócić ją samą przeciwko niej?

Spojrzeli po sobie, poczułam się jak wariatka, ale zaczęłam im tłumaczyć.

-Lydia. To ona powiedziała, że muszę ich ożywić. Mundi Magicae. Nie mogę pozwolić, by magia na świecie umarła.

Zło twojej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz