Mijały kolejne dni, a później już zaczynały lecieć tygodnie. Po ponad miesiącu mojej znajomości z Dazaiem, Nikolaiem, Fyodorem i Sigmą udało mi się już przyzwyczaić do niektórych zachowań tej czwórki. Tak jak wspominał mi Osamu, Dostoevsky naprawdę często ze zmęczenia mylił języki, a za to Nikolai, jako Ukrainiec, zaczynał gadać po swojemu, przedrzeźniając to, co mówił jego przyjaciel. Sigma rzadko uczestniczył w tych głupotach. Widziałem, że mimo dystansu jaki trzymał zarówno od tej dwójki, jak i mnie, lubił spędzać z nami czas. Trzymał się głównie Dazaia, jakby łączyła ich jakaś szczególna więź, jednak gdy tylko ich o to spytano, oboje zaprzeczali temu, że mogłoby łączyć ich cokolwiek więcej, niż zwykła przyjaźń.
Ja za to najbardziej przywiązałem się do Dazaia. Czułem, że tak samo jak ja boję się przed nim otworzyć, tak i on zatrzymuje się przed szczerą rozmową o jego problemach ze mną. Wiedziałem, że nie do mnie pójdzie, by się wygadać, w końcu znamy się ledwo półtora miesiąca, ale jednak gdzieś w sercu czułem delikatne kłucie, że mi nie ufa. Znaczy, ja im wszystkim jeszcze nie ufałem na tyle, by powiedzieć cokolwiek na temat mojej przeszłości, ja sam nie byłem gotowy, by rozdrapywać takie rany tylko po to, by wygadać się ludziom, którzy równie dobrze mogą zaraz się ode mnie odwrócić tylko przez jeden detal mojej osobowości. To ta jedna rzecz, drobnostka, której, nawet choćbym próbował całe życie, nigdy nie zmienię, zniszczyła całe moje życie we Francji, doprowadziła do tego, że spadłem na dno. Skąd miałem wiedzieć, że nie będzie tak samo? Wolałem po prostu zachować to dla siebie na tą chwilę, udać, że wszystko jest w porządku i nie gadać zbyt dużo.
— WAH!! — krzyknął Nikolai, rzucając przed nas butelkę. Siedzieliśmy w jakimś cichszym miejscu korytarza, rozmawiając, kiedy on nagle wstał i zwiał na dół. Wrócił dopiero kilka minut później właśnie z tą butelką. — Drodzy panowie, proponuję grę w prawda i wyzwanie, tu i teraz. — uśmiechnął się szeroko spoglądając na każdego z nas. Jak normalnie w tym delikatnie szalonym wzroku blondyna nie można było niczego szczególnego wyczytać, tak dziś, gdy patrzył mi prosto w oczy, czułem, że chce dowiedzieć się o mnie więcej, a cała ta gra to tylko pretekst, bym się wygadał.
— Ja podziękuję i popatrzę. — stwierdziłem, unosząc ręce w geście poddania się. — Już wiem, że Nikolai ma zamiar wyciągnąć ze mnie całe moje życie i udupić głupimi wyzwaniami. — po chwili skrzyżowałem ręce i spojrzałem kątem oka na Dazaia, który przestawał wierzyć w to, że to wszystko się dzieje i nasz przyjaciel właśnie wymyślił sobie tak 'niebezpieczną' w jego rękach grę, podczas gdy jesteśmy w szkole. Pewnie równie dobrze, co ja, wiedział, że skończy się to wyzwaniami typu "pocałuj typka od matmy" lub inne takie głupie rzeczy. Co to, to nie.
— Szczerze wolałbym, byśmy zagrali dopiero po szkole. Nie chcę robić żadnych głupich rzeczy w szkole. — przerwał na chwilę. — Proponuję rozpocząć grę dopiero w naszym leśnym pałacu. — dokończył i wstał. Za chwilę powinniśmy iść do szatni, by przebrać się na lekcję WF-u, więc zrobiłem to samo, co chłopak.
— Co masz na myśli przez "leśny pałac"? — zapytałem nieco zmieszany, robiąc palcami cudzysłów w powietrzu. Czy oni byli naprawdę aż tak dziecinni, że zbudowali sobie w lesie jakiś szałas?
— Dowiesz się, jak tam dojedziemy. Widzimy się o 16:00 przed szkołą, przyjedź na rowerze. — powiedział Dazai, po czym poczochrał mi włosy. Robił tak zawsze, gdy stałem blisko niego. To, że różniliśmy się wzrostem o 23 centymetry, nie sprawiało, że mógł mi tak robić!! Nie jestem już dzieckiem!!
***
Gdy dotarliśmy na miejsce, jedynie Osamu zsiadł z roweru, ale tylko po to, by otworzyć bramę na działkę zarośniętą drzewami i krzakami. Wśród nich były takie niższe, jak i takie wyższe. Ale jedno wydawało się odstawać od reszty. Gdzieś w głębi tego lasu widać było koronę jednego, potężnego drzewa, które pewnie było najstarszym ze wszystkich na działce. Gdy jechaliśmy widocznie wyznaczoną przez koła samochodu dróżką, stopniowo widziałem coraz więcej. Gdzieś zza drzew widać było małe jezioro, również otoczone drzewami, ale gdy dojechaliśmy bliżej niego, nie samo jezioro przyciągnęło moją uwagę.
Na tym właśnie ogromnym drzewie, które wystawało tak sponad innych, był duży domek na drzewie. Nie był to domek jak te, w których bawią się dzieci, które są zbudowane z gołych desek, pozbawione drzwi czy szyb w oknach. Ten domek był jak zwykły domek letniskowy tyle, że zamocowany na drzewie. Wzmocniony słupami i mocnymi schodami prowadzącymi na taras, trzymał się dobre półtora metra, jak nie dwa, nad ziemią.
W momencie, gdy zobaczyłem to, czym właściwie jest to, co wyobrażałem sobie całą drogę, wręcz opadła mi szczęka. Spodziewałem się szałasu w lesie, w którym chłopaki po prostu przesiadują jak małe dzieci, a rzeczywistością okazało się coś zupełnie innego.
— Oto właśnie jest leśny pałac, Chuuya. To miejsce, w którym spędziliśmy całe wakacje. — stwierdził Dazai, po czym odstawił rower na bok i ruszył w stronę schodów. Zrobiliśmy to samo i po chwili, będąc już na tarasie, zrozumiałem jak duży jest cały ten domek. Sam taras był wielkości przynajmniej trzech czwartych mojego pokoju, który wcale nie jest taki mały, jak i nie całego, a przez wielkie okno, które dzieliło miejsce, w którym właśnie byliśmy od salonu, widziałem, że domek wewnątrz jest jeszcze większy.
Gdy weszliśmy do środka, jeszcze bardziej opadła mi szczęka. Domek od środka wyglądał jak zwykłe, przytulne mieszkanko. W salonie stały zielone, na pierwszy rzut oka chyba welurowe kanapa i fotel, do tego dwa okrągłe, drewniane, małe stoliki, na których stała malutka, czarna doniczka z równie malutką roślinką, a na ścianie wisiał dość spory telewizor. Pod nim, na szafce stała konsola, cztery kontrolery i dwa głośniki. Za kanapami Zawijała się wyspa kuchenna, łączona z blatem, na którym, jak w każdej kuchni, była płyta indukcyjna i zlew, który idealnie chował się pod blatem, tworząc tylko dziurę z białym wnętrzem, odpływem i kranem. W szafce ciągnącej się na całą ścianę, od podłogi do sufitu, stała wbudowana lodówka, a tuż obok niej, jedynie delikatnie oddzielony cienką wysuwaną szafką, piekarnik i mikrofala od razu nad, a właściwie na nim. Wszystkie fronty szafek były w odcieniu butelkowej zieleni, zupełnie tak samo jak kanapa i fotel, a boki miały z drewnianej płyty o takim samym odcieniu co stoliki i szafka pod telewizorem. Do tego jeszcze między kanapą, a wyspą kuchenną było pięć stołków barowych z miękkimi poduszkami na dole i na oparciu. Zastępowały one razem z wyspą stół, na który nie było wystarczająco miejsca. Przynajmniej nie na tyle, by opłacałoby się go stawiać.
Nikolai, Fyodor i Sigma usiedli sobie na kanapie, od razu rzucając za nią swoje plecaki, a Dazai zaprowadził mnie jeszcze do łazienki i sypialni. Łazienka mieściła się prosto przy wejściu do domku, nie była za specjalnie duża, ale mieściła wszystko, co było potrzebne. Był tam blat identyczny, co ten w kuchni z umywalką, toaleta, jak i wręcz ogromny, jak na tak małą łazienkę, prysznic. Gdy weszliśmy do sypialni, ujrzałem duże łóżko i dwie drewniane szafeczki nocne, nad którymi zamontowane były dwie lampki wiszące. Po drugiej stronie pokoju stała szafa w tych samych kolorach, co szafki w kuchni, z zawieszonym na przesuwnych drzwiach lustrem, a w rogu, przy oknie balkonowym dość duża, czarna doniczka z równie dużą rośliną, dokładniej monsterą. Na balkonie raczej nic nie stało, oczywiście z tego co widziałem, bo okno było częściowo zasłonięte zasłonami.
Cały domek miał równiutkie pomalowane na biało, wyszlifowane, drewniane ściany i także drewnianą podłogę. To wszystko sprawiało, że wewnątrz było miło i przytulnie.
CZYTASZ
Let's meet in our Treehouse - Soukoku // Bungou Stray Dogs
RomanceUWAGA!! W książce opisywane mogą pojawić się sceny seksu (na razie sie nie zapowiada), występują wspomnienia o problemach psychicznych i samobójstwie oraz nieliczne wulgaryzmy!! Chuuya po najgorszym okresie w swoim życiu przeprowadza się do Jokohamy...