Eleven

48 4 8
                                    

Po rozmowie z mamą już byłem pewny, co muszę zrobić. Krokiem pierwszym mojego planu było porozmawiać z Dazaiem i pogodzić się z nim. Nie było sensu chodzić obrażonym na siebie, skoro jesteśmy przyjaciółmi, bądźmy nimi. Nie dwojgiem ludzi, którzy skoczą sobie do gardeł, bo jeden popełnił błąd, po czym drugi zrobił to samo. Po tym.. zostaje tylko czekać, aż poczuję, że będę gotowy, by z nim o tym porozmawiać. Chciałem mu powiedzieć o mojej przeszłości, naprawdę. Po prostu problem leżał w tym, że nie przeszłoby mi przez gardło nawet słowo. To, co przeżywałem w tamtym czasie, było dla mnie najgorszym okresem życia. Nie chciałem kolejny raz o tym opowiadać, ale wiem, że on zasługuje, by wiedzieć.

Mimo to bałem się jego reakcji. W końcu Dazai może okazać się kimś, kto tego nie zrozumie. Jeden jedyny szczegół, którego się bałem. Jedna rzecz, która sprawiła, że całe to gówno w ogóle się wydarzyło.

— Dazai? — powiedziałem dość cicho, stojąc za nim, bo przez to, że się pokłóciliśmy, nie czekał na mnie z chłopakami przy wejściu do szkoły. Odwrócił się i spojrzał na mnie, od razu na jego usta wkradł się na tyle delikatny, że niemalże niezauważalny uśmiech. — Możemy porozmawiać? — spytałem, na co kiwnął głową i zaczął podążać za mną krok w krok do bardziej wolnej od gwaru uczniów części korytarza. Nie zdążyłem oprzeć się o ścianę, gdy usłyszałem, jak zaczyna mówić.

— Przepraszam. — zaczął, patrząc mi w oczy. Jego wzrok wyrażał coś zmieszanego ze smutkiem i wyrzutami sumienia. — Masz rację, jestem hipokrytą. No i powinienem się zamknąć. — przerwał na chwilę, ale gdy już miałem mu przerwać, kontynuował. — W tamtej chwili tak desperacko pragnąłem cokolwiek się o tobie dowiedzieć, że nie brałem pod uwagę tego, jak naprawdę może być to trudne... Co ja w ogóle mówię. — schował sobie twarz w dłoniach. — Sam ledwo dałem radę, a później narzekałem, że nie jesteś na to gotowy. Tak cię cholernie przepraszam, Chuuya.. — oparł się ramieniem o ścianę, dalej chowając twarz w dłoniach.

— Ja też nie jestem bez winy. — odezwałem się dość cichym głosem. — Emocje wzięły nade mną górę. Po prostu.. dobrze wiem, że nawet jeżeli bardzo tego chcę, nie dam rady nic ci powiedzieć. Gdy opowiadałem o tych wszystkich zdarzeniach moim rodzicom, jeszcze nie spadły na mnie dwie najcięższe bomby. Wtedy jeszcze mogłem coś z siebie wydusić, ale teraz.. — przerwałem, by westchnąć cicho. — Teraz nie ma opcji, że będzie tak samo. To jak przełączenie trybu przetrwania z małą ilością potworów w Minecraft'cie automatycznie na Hardcore. Przegrana gwarantowana. — spojrzałem na niego, a on na mnie. Odkrył swoją twarz i opuścił ręce, by po chwili bardzo delikatnie się uśmiechnąć.

— Obiecuję, że więcej nie będę na to naciskał. — powiedział równie cicho, co ja. — Wtedy kompletnie nie wziąłem pod uwagę twoich uczuć.. z czystej ciekawości. I złości. — cały czas nie urywał kontaktu wzrokowego. To, jak patrzył na mnie w tej chwili, tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie kłamie. I że mu zależy. — Mogę czekać nawet i do usranej śmierci.

— Dziękuję.. — na moją twarz wkradł się ten jeden głupi uśmiech, który wyraża, jak bardzo jednocześnie jesteś szczęśliwy, ale też jak wpływa na ciebie urok drugiej osoby. Dazai naprawdę sprawiał w tym momencie, że w moich oczach zamieniał się w słodycze. Sam też się tak uśmiechnął i zaraz przyciągnął mnie do siebie, by mnie wytulić.

Nie żeby mi to przeszkadzało..

— Czyżbym wam coś przerwał, gołąbeczki? — zapytał Nikolai, nagle pojawiając się za plecami Dazaia. Na naszą reakcję, jaką był szok wymalowany na twarzy i nagłe odsunięcie się od siebie, zaśmiał się głośno. — Czyli jednak coś tu się dzieje??

— N-nie.. tylko rozmawialiśmy. O naszej kłótni w sobotę. No i to był.. przytulas na zgodę. — w chwili, gdy ja stałem po prostu zdezorientowany i spoglądałem na zmianę, to na Gogola, to na Fyodora, to na Sigmę, Dazai próbował jakoś się wytłumaczyć. Tylko z czego, skoro to nic takiego? W dodatku na jego policzki wkradł się niemały rumieniec.

— Dazai ma rację. — dołączyłem się do rozmowy. — Poza tym nie nazywaj nas gołąbeczkami. Nic między nami nie ma. Poza przyjaźnią. — stwierdziłem, poprawiając sobie plecak na ramieniu.

— I pocałunkiem podczas gry w prawdę i wyzwanie na tarasie w leśnym pałacu. — uśmiechnął się szeroko Nikolai, widocznie zadowolony ze swojej odpowiedzi. To, co powiedział sprawiło, że również się zaczerwieniłem. Z resztą.. nieważne, kto by wspominał o tamtej sytuacji, i tak bym się rumienił. To zawstydzające, do cholery!!

Osamu już poddał się w dyskusji i ruszył do klasy. Miał tak czerwone policzki, że wyglądał, jakby nagle dostał gorączki. Przecież zawsze niepodobne do niego było się tak czerwienić. Był opanowany.. chciałem powiedzieć, że zawsze, ale to chyba nie byłoby prawdą.. I przede wszystkim żadne słowa nie mogły sprawić, by na jego policzki wkradł się rumieniec. Jego twarz utrzymywała jeden i ten sam kolor przez całe życie. Więc albo tym razem Nikolai nacisnął z najdelikatniejszej strony, albo.... po prostu cała sytuacja go przerosła.

Gdy wróciliśmy wszyscy do domów, jeszcze wieczorem rozmawialiśmy na kamerkach. Jak zawsze każdy z chłopaków po kolei namawiał mnie do tego, bym zagrał im coś na gitarze, więc tak oto spędzili prawie półtorej godziny na słuchaniu mojego grania, a ja na samym graniu. Nie żebym narzekał, już wiele razy wspominałem, że uwielbiam to robić, ale.. dalej jakoś nieswojo było mi z tym, że kilka osób na raz obserwowało moje uderzanie w struny. Przez ekran telefonu, czy nie, dalej mnie to stresowało. Sigma nawet wspomniał, że powinniśmy kiedyś umówić się tak, bym zagrał na żywo, z podłączonym wzmacniaczem, nie tak, jak na ogniskach..

Błagam, tylko nie to..

Let's meet in our Treehouse - Soukoku // Bungou Stray DogsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz