Eight

60 4 6
                                    

Leżeliśmy tak w ciszy przez chwilę, aż nie poczułem, że już wiem, co mogę mu na to odpowiedzieć. Z doświadczenia wiedziałem, że podczas takich szczerych rozmów, by wesprzeć drugą osobę, trzeba dobrze przemyśleć swoje słowa tak, by ktoś nie zrozumiał ich zupełnie inaczej, niż powinien. W końcu kiedy leżysz załamany, przepełniony złymi emocjami, nie myślisz do końca racjonalnie, więc też nie myślisz jakoś szczegółowo nad tym, co właściwie inni ci mówią. To, jak zrozumiesz to za pierwszym razem, jest tym, jak to ostatecznie odbierasz w danej chwili. Dopiero gdy emocje się uspokajają, jesteś w stanie dostrzec to, co w rzeczywistości ktoś chciał ci przekazać.

— Co masz na myśli przez "problemy, które tworzyłeś swoim idiotycznym zachowaniem"? Zrobiłeś coś głupiego i doprowadziło to do efektu domino? — zapytałem, delikatnie przeczesując mu włosy palcami. Tak wtulony we mnie, ukrywał swoją twarz, więc nie mogłem powiedzieć, co wyraża, ale po moich słowach delikatnie wzmocnił uścisk wokół mnie.

— Odkąd.. mój najlepszy przyjaciel.. zmarł. — czułem, jak słowa ledwo przechodzą mu przez gardło. Jego głos zaczynał się załamywać. Radosny Dazai, którym był ten człowiek do tej pory, gdzieś zniknął, zastąpiony młodym, poturbowanym przez życie chłopakiem, który nie był w stanie poradzić sobie z tym wszystkim sam. — Ja.. nie dawałem sobie rady.  — usłyszałem cichy szloch, więc ułożyłem się na łóżku tak, byśmy mogli spojrzeć sobie w oczy. Chociaż za nic nie chciałem patrzeć na to, jak mój przyjaciel płacze, bo przypominało mi to o tym, jak sam leżałem tak tylko tyle, że zazwyczaj sam. Poza tym, kto chciałby patrzeć na swoich przyjaciół, kiedy płaczą? To boli, do jasnej cholery.

— Spokojnie.. nie musisz mówić wszystkiego na raz. — powiedziałem mu spokojnym i przyciszonym głosem. Nie chciałem, by się spieszył, dobrze wiedziałem, że gdy musisz wszystko powiedzieć szybko, jest jeszcze trudniej, niż jakbyś musiał mówić to w ogóle tyle, że w swoim tempie.

— Ja chcę... Chuuya.. — zaszlochał. — Tylko.. to dla mnie jest kurwa najgorsze, o czym mógłbym opowiadać. — stwierdził. Wyglądało na to, że łączyło nas to, jak trudno nam mówić o tym, co nas spotkało. — Chibi.. ja.. — starał się wydusić z siebie te słowa, ale potrzebował jeszcze kilku sekund, by móc dalej kontynuować zdanie. Gdy patrzyłem na niego, widziałem siebie, kiedy próbowałem opowiedzieć o wszystkim rodzicom. Historia, którą opowiedziałbym ze szczegółami w godzinę, bez nich zajęła mi wtedy dwa razy dłużej. Większość czasu po prostu płakałem. — Ja.. przez jego odejście.. zacząłem się ciąć. — wydusił z siebie, co wprowadziło mnie w szok. Nie samo to, że udało mu się powiedzieć, a fakt tego, że robił sobie krzywdę. Czy to dlatego zawsze nosił te bandaże na rękach? Wstydził się blizn? Czy może..

— O kurwa.. — powiedziałem tylko, zakrywając dłonią usta. Te dwa słowa wyrażały idealnie to, co w tej chwili czułem.

— I wiesz co..? — zaśmiał się smutno. — To dopiero początek tego stosu gówna. — przerwał na chwilę, by otrzeć sobie łzy, ale te starte natychmiast zastąpiły nowe. — Gdy samo samookaleczanie mi nie wystarczyło.. — znowu przerwał. — Próbowałem.. popełnić samobójstwo. — jak wtedy byłem w szoku, to teraz nie wiem jak można by było to nazwać. Szok do pieprzonego sześcianu. Albo potęgi tysięcznej. Chociaż między tymi dwoma jest dość spora różnica...

Nie odpowiedziałem. Nie byłem w stanie.

— Któregoś razu.. kiedy.. próbowałem się powiesić na jednym z drzew na tej działce.. — kontynuował łamiącym się głosem. — Mi się prawie kurwa udało.. tylko, że przyjechał mój ojciec. — zatrzymał się na chwilę. Widać po nim było, że chciał powiedzieć o jedno zdanie za dużo. — Dzisiaj zastanawiam się.. czy nie byłoby lepiej.. gdyby przyjechał trochę później..

Po jego słowach poczułem, jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować. Jak on w ogóle tak mógł mówić?! Ten chłopak niebezpośrednio, ale uratował mi życie, sprawia, że życia, moje, i naszych przyjaciół nabierają kolorów i śmie wątpić, czy to dobrze, że dalej żyje?!

— Co ty w ogóle gadasz, idioto?! — krzyknąłem i popchnąłem go tak, by leżał na plecach, po czym usiadłem mu na brzuchu, by patrzył tylko na mnie. — Uważasz, że świat byłby bez ciebie lepszy? Naprawdę nie widzisz, jak wiele dobrego robisz? Uratowałeś mi kurwa życie, sklejasz nas z chłopakami w całość i jeszcze masz czelność tak mówić? — krzyczałem. Byłem na niego wściekły. Dobrze wiem, że ludzie, którzy mają za sobą takie przeżycia zazwyczaj w swoich życiach nie widzą wiele poza wadami, ale bez przesady!!

— Ja.. — nie powiedział nic więcej. Po jego policzkach spłynęły kolejne łzy, co sprawiło, że nieco otrzeźwiałem. Po chwili zrozumiałem, że straciłem kontrolę nad własnymi emocjami i doprowadziłem go do płaczu. Teraz to oboje jesteśmy idiotami.

— Dazai ja... — nie wiedziałem, jak złożyć słowa. Emocje, które przed chwilą wyrzuciły ze mnie dokładnie to, co myślę, teraz sprawiały, że nie mogłem ułożyć zdania. — Kurwa... Przepraszam. — powiedziałem już dużo łagodniejszym tonem i otarłem mu łzy. — Po prostu... nie rozumiem.. jak to możliwe.. że możesz tak dalej myśleć.. — sam ledwo powstrzymywałem się przed płaczem. Położyłem się z powrotem obok niego, teraz już go nie przytulając. Wiedziałem, że w rzeczywistości to jestem totalnie chujowym wsparciem. Nie zasługiwałem na to, by go teraz przytulić. — Masz właściwie najlepszych przyjaciół, jakich można sobie tylko wymarzyć.. no i mnie.. chociaż w tej chwili to sam się zastanawiam, czy nie jestem przypadkiem negatywem w tym wszystkim. Mówisz mi o swoich najgorszych przeżyciach, a ja jak jakiś debil zaczynam na ciebie krzyczeć... Naprawdę przepraszam..

— Nie masz za co przepraszać. — powiedział cicho, osłabionym przez płacz głosem. — Mogłem podarować sobie tamto zdanie. — spojrzał mi w oczy głęboko, przez co poczułem się, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. — Wiem, że mnie potrzebujecie.. ja was też potrzebuję.. tylko.. czasami napadają mnie takie głupie myśli.. to takie przyzwyczajenie. — stwierdził, uśmiechając się lekko. — A wracając do tego, co mówiłem.. kiedy ojciec mnie znalazł.. — przerwał na chwilę. — Byłem już prawie martwy.. dusiłem się. Zadzwonił po karetkę, która zabrała mnie do szpitala, a później przewieźli mnie... do psychiatryka. — odwrócił wzrok po skończeniu zdania, wahając się widocznie, czy może mnie przytulić, więc bez słowa zrobiłem to za niego, mimo że dalej nie byłem pewny, czy na to zasługuję, szczególnie po moim głupim napadzie złości. — Teraz.. ja.. — znowu zaczął mu się łamać głos, był na skraju rozpłakania się po raz kolejny. — Jakiś tydzień temu... ja.. kurwa.. ja tak tego kurwa żałuję.. — rozpłakał się. — Znowu zrobiłem sobie krzywdę. 

Let's meet in our Treehouse - Soukoku // Bungou Stray DogsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz