Twenty Nine

20 3 15
                                    

Kiedy nareszcie podniosłem się z łóżka, udałem się do kuchni, by napić się wody. Drogę do mojego miejsca docelowego zagradzał mi materac, na ktorym rozłożyli się wieczorem Nikolai z Fyodorem. Kiedy przechodziłem obok nich, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Mimo tego, że Fyodor nie był jakoś specjalnie zainteresowany czułościami ze strony swojego przyjaciela, ten i tak go przytulał. A Dostoevsky się nie sprzeciwiał.

Po pokonaniu ogromnej pokusy zrobienia im zdjęcia, by wywołać wśród chłopaków dyskusję przy śniadaniu, wreszcie dotarłem do kuchni. Jednakże może przez to, że obudziłem się nieco nagle, a może przez to, jak dużo hałasu potrafi narobić kran w kuchni, moją samotność w cichym, pogrążonym we śnie domku na drzewie nie potrwała długo.

Dlaczego? Niedługo po tym, jak dopiłem swoją wodę, poczułem na plecach czyjąś głowę. Okazał się to być nie kto inny, jak Osamu, tyle że owinięty cały kołdrą, jakby chciał stać się nadzieniem jakiegoś gigantycznego, słodkiego naleśnika. I mówię tutaj o słodkim naleśniku, bo to on był tym, co było w nim słodkie. Rozczochrane włosy, zaspane oczka, a przede wszystkim ta chęć do ciągłego przytulania. Znałem to już z naszego nocowania, kiedy to wyrzuciłem z siebie moje całkiem niedawne, francuskie życie.

— Dzień dobry, śpiochu. — zaśmiałem się na tyle cicho, by nikogo więcej nie obudzić. Oczywiscie jednym z głównych powodów było to, żeby nie wprawić pozostałych w zły humor związany z przedwczesną pobudką, ale dla mnie aktualnie priorytetem powodów, by być cicho było pozostanie z Dazaiem mniej więcej „sam na sam". — Po co przywlekłeś ze sobą kołdrę? — dopytałem, gdy ten wymamrotał coś w odpowiedzi. Coś, co pewnie miało być przywitaniem, albo czymś podobnym.

— Zimno mi. — mruknął, natychmiast odwijając kołdrę, by pozostawić ją sobie na ramionach i wtulić się we mnie od tyłu. — Najpierw śpisz ze mną całą noc, a potem znikasz rano.. przyzwyczaiłem się do tego twojego ciepełka.. — dodał. Uśmiechnąłem się lekko, odstawiając na blat szklankę i odwracając się, by odwzajemnić przytulasa.

— Ojej, żebyś się jeszcze nie przyzwyczaił. — powiedziałem cicho, jednakże staliśmy w taki sposób, że moje usta były całkiem blisko jego ucha, więc powinien mnie słyszeć. — Nie będę przecież spał z tobą codziennie. — rzuciłem, wiedząc, że mój tekst może spotkać się z odpowiedzią, która wywoła efekt jojo i sam zaczerwienię się tak samo jak Dazai teraz.

— A czemu nie? — odpowiedział tym charakterystycznym, ciągle zaspanym głosem. — Ja bym chciał, żebyś sobie ze mną codziennie spał.. — po tych słowach ukrył swoją twarz w zagłębieniu mojej szyi, pozostając w ciszy. Dało mi to chwilę na samotne próby uspokojenia moich ciepłych policzków.

Nie spodziewałem się, że po tym, jak w ostatnim czasie zachowywał się Osamu, będzie mnie nagle podrywać. Bo to był podryw, co nie?

— Nie przeszkadzam w niczym, gołąbeczki? — nagłe pojawienie się za blatem Sigmy, który wyglądał zza niego tak, byśmy go nie zauważyli, sprawiło, że aż podskoczyłem z zaskoczenia, sprawiając, że moja twarz zaczęła przybierać o wiele bardziej czerwony kolor, niż moja dosłownie czerwona koszulka. — I po co przytargaliście tu kołdrę? — dodał chłopak, teraz wyłaniając się zza blatu, za którym kucał. W jego głosie było słychać nutkę zmieszania, identyczną do mojej, gdy zauważyłem, co Dazai przytargał za sobą z łóżka. A dodam, że ta kołdra jest dość spora. W końcu w sypialni stoi cholerne łóżko małżeńskie.
(Wszelkie zbieżności tego, że spałem z Dazaiem w łóżku małżeńskim, są losowe i nie miały na celu sugerowania komukolwiek zmian w naszej relacji.)

— Uh.. A– Um... — najprościej mówiąc, w tym momencie mój mózg zaczynał się przegrzewać, zarówno od zawstydzenia, zażenowania i stresu, by wytłumaczyć się w jakiś sensowny sposób. Nawet jeżeli pytanie nie było jakoś specjalnie skierowane w moją stronę, sam fakt bycia przyłapanym w tej.. nieco.. intymnej(?) sytuacji wraz z moim przyjacielem, był zawstydzający. Niby zwykły przytulas, ale Dazai robił to w taki sposób, że miałem wrażenie, jakby zaraz miał zacząć mnie całować.

— Zwiał mi z łóżka. — rzucił Osamu, unosząc głowę. — Tak więc jakoś musiałem poradzić sobie z wszechobecnym zimnem, przed którym chronił mnie ten maluszek.

Brakowało naprawdę mało, bym wybuchnął ze złości na to jedno słowo. Nie jestem mały!! Jestem średniego wzrostu!! Poza tym, dalej rosnę, prawda?

Jakiś czas później wstały prawdziwe gołąbeczki, które całą noc kleiły się do siebie na materacu na środku korytarza, więc mogliśmy zabrać się za robienie śniadania. Jednocześnie trochę odwrócili też uwagę ode mnie i Osamu. Ja i Sigma zaczęliśmy robić naleśniki dla każdego z nas, a Gogol, Dostoevsky i Dazai zajęli się dodatkami. Tak więc Sigma zrobił ciasto, ja je smażyłem, Nikolai przeszukiwał z zaangażowaniem wszystkie szafki w poszukiwaniu swojego ulubionego dżemu, a Dazai i Fyodor kroili owoce.

Można by się w tej chwili spodziewać, że sprawdzi się przysłowie „gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść" ale jednak nic bardziej mylnego. To, jak podzieliliśmy się pracą, sprawiło, że czas przygotowywania śniadania bardzo się skrócił i mogliśmy usiąść do stołu, a następnie spróbować naszych naleśników już 20 minut po rozpoczęciu pracy.

— Nikolai, oddaj słoik. — rozkazał nagle Fyodor, przyglądając się jak cukrożerca po jego prawej stronie próbuje nałożyć na naleśnik już drugą i wcale niemałą łyżeczkę dżemu. — Nie będę sprzątał z podłogi twoich wymiocin. — dodał, w tej samej chwili wyrywając przyjacielowi z ręki słoik, gdyż ten nie zareagował, tylko sięgnął po kolejną porcję swojego ulubionego, truskawkowego dżemu.

— Oddaj!! — wrzasnął w odpowiedzi Gogol, próbując zabrać mu słoik. Dostoevsky na to wstał od stołu i odniósł słoik do lodówki, po czym nachylił się nad talerzem Nikolaia i zebrał z jego naleśnika spora część dżemu, od razu przenosząc go na innego naleśnika. — No Dosiu do cholery jasnej!! Ja chciałem tylko zjeść naleśnika z dżemem!! — chłopak tym razem podjął się próby wyrwania mu łyżeczki, ale i to się nie udało. — Dam ci buziaka, jak mi to oddasz.

— Jakbyś to zrobił, to tym bardziej bym ci nie dał. Cukier uderzył ci już do głowy. — na chłodną odpowiedź Fyodora Gogol jedynie zmarszczył brwi i oparł się łokciem o stół, jednocześnie podpierając sobie też głowę dłonią.

— Wczoraj jakoś chciałeś się całować. — mruknął w odpowiedzi, a na reakcję swojego przyjaciela tylko szeroko się uśmiechnął.

~~~

Witam z powrotem po miesiącu przerwy!! Tak jak juz pisałam, zaczęłam w tym roku szkołę średnią i moje życie wreszcie zmieniło się w życie, a nie rutynę typu szkoła, dom, telefon, spać.

Dlatego też rozdziały mogą zacząć pojawiać się teraz mniej regularnie i rzadziej, ale mam nadzieję, że moi wierni czytelnicy, którzy w wakacje nieraz swoimi komentarzami sprawiali, że szeroko się uśmiechałam albo śmiałam nieraz też z innymi, nie powymierali i dalej będą poszerzać mój już widoczny uśmiech.

Co do samego pisania, mam w głowie dalej dość sporo pomysłów, jak się już można domyśleć też o relacji między Nikolaiem a Fyodorem. Ale nie ma co się bać, skoro to opowieść soukoku, będzie to soukoku. Tak więc też może w najbliższym czasie jeszcze się coś pojawi? Sama tego nie wiem.

:3

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 28 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Let's meet in our Treehouse - Soukoku // Bungou Stray DogsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz