Fifteen

56 4 2
                                    

Odkąd Dazai wiedział o całym moim życiu z ostatniego roku, było mi nieco lżej. Chociaż dalej ciążyło to na mnie mocno, w końcu z początku niepozorne wyzywanie, bo ktoś nie jest taki jak większość, doprowadziło do tragedii, to było lżej. Wiedziałem, jak mniej więcej może zachowywać się po tym wszystkim Dazai. Spodziewałem się, że będzie patrzył na mnie inaczej, ale to dobrze. Kiedy jeden człowiek zna przeszłość drugiego, może lepiej go zrozumieć. Z resztą, mimo wszystko, jako mój przyjaciel, powinien znać prawdę.

— Jak się czujesz, Chuuya? — zapytał, nagle pojawiając mi się za plecami, podczas gdy smażyłem właśnie naleśniki dla nas obojgu. Mimo, że uwielbiam spotykać się z chłopakami w pełnym składzie, uważam, że bez nich nie byłoby tak fajnie, to jakoś sam na sam z Osamu jest zupełnie inaczej. Nie jest lepiej, po prostu inaczej. Gdy jesteśmy w piątkę, poświęcam uwagę im wszystkim razem, nie jestem w stanie przyjrzeć się każdemu z moich przyjaciół osobno. Za to gdy jestem tylko z Dazaiem, mogę skupić się tylko na nim. Przyjrzeć się jego zachowaniu, wyrazowi twarzy, zapamiętać reakcje na różne sytuacje i emocje. To jest moim kluczem do zrozumienia drugiego człowieka.

Gdy wiem dużo o jego zewnętrzu, mogę powoli zacząć wchodzić do wnętrza. To właśnie sprawia, że mogę spojrzeć na sytuacje od strony drugiej osoby. Po co prawda powolnym i żmudnym procesie rozumienia jego sposobu bycia, mogę wręcz wejść mu do głowy. A to, że ktoś inaczej zachowuje się przy różnych osobach albo co gorsza bycie fałszywym człowiekiem, a tymi szczególnie gardzę, to widać na pierwszy rzut oka. Oczywiście da się natrafić na zajebistego aktora, który będzie próbował cię wkręcić, ale nikt nie jest idealny. Wystarczy dobry wzrok, słuch i trochę researchu.

— A dobrze, czemu pytasz? — odpowiedziałem, dokładnie przyglądając się jego twarzy. Widać było po nim prawdziwą troskę, gdy tylko na mnie spoglądał, jego oczy aż zaczynały błyszczeć. Ten chłopak naprawdę mnie lubi..

— Cóż.. — zaczął, sprawnym, ale też delikatnym ruchem oplatając wokół mojej talii swoje ręce i opierając swoją głowę o moje ramię. — Zastanawiałem się, jak u ciebie po wczorajszym wieczorze. Spodziewałem się łez, ale płakałeś nawet przez sen. — odpowiedział szczerze i spojrzał na mnie, w trakcie gdy ja zajmowałem się naleśnikami.

— Teraz to przesadziłeś. — spojrzałem na niego poważnie. — Nie spałem wtedy głuptasie. — na moje słowa na jego policzki wkradła się delikatna czerwień. — Ty zasnąłeś pierwszy.

— A-a..ah.... — powiedział cicho, po czym powoli odsunął się ode mnie. — Więc mówisz, że nie spałeś prawie do czwartej...? — kiwnąłem głową i wyłączyłem kuchenkę, by chwilę później zanieść na stół naleśniki i talerz z owocami. On, kompletnie zdezorientowany i zaczerwieniony na twarzy, stał jeszcze chwilę w ciszy, oparty o blat w kuchni, po czym usiadł ze mną do stołu.

Gdy jedliśmy, nie odezwał się ani słowem i unikał kontaktu wzrokowego. Przyznam, było nieco niezręcznie, ale za to dla mnie uroczo. Był pogrążony we własnych myślach i zdarzało się, że widziałem, jak wyraźnie jego rumieńce jeszcze bardziej przybierały na sile. W pewnym momencie, gdy już tylko siedzieliśmy, walnął głową w stół i leżał tak dłuższą chwilę.

— Wszystko okej...? Dazai.. — zacząłem, na co podniósł rękę i pokazał kciuk w górę. Nie byłem pewny, czy napewno było w porządku. Zachowywał się raczej.. dziwnie. — Jesteś tego pewny? Czerwienisz się jak głupi i przywaliłeś głową w drewniany stół. Pokaż twarz, mogłeś sobie przecież nabić jakiegoś siniaka.. — starałem się go przekonać, by na mnie spojrzał, a gdy już to zrobił, zamiast siniaka na czole, zobaczyłem to, jak bardzo starał się unikać mojego wzroku. — Co cię tak zawstydziło, co?

— Nic takiego. Nieważne. — uśmiechnął się lekko, po czym wstał od stołu i zaczął zbierać talerze. — Uhm.. co powiesz na to, byśmy w coś zagrali?

***

Minęło kilka dni. Właśnie robiłem z mamą świąteczne porządki, podczas gdy Kouyou siedziała zaszyta u siebie i uczyła się na jakiś egzamin na studiach, który wepchnęli jej prosto przed świętami. I to dosłownie. Od dwudziestego trzeciego grudnia szkoły i uczelnie się zamykały, a jej egzamin przypadał dwudziestego drugiego. Cóż, takie życie, co nie?

— Chuuya? Mógłbyś skoczyć na dwór do skrzynki na listy? Ostatnio widziałam dwa razy listonosza i wydaje mi się, że mógł przynieść nam coś przydatniejszego niż ulotki. — powiedziała moja mama, na co kiwnąłem głową i zostawiłem firankę, którą właśnie wieszałem i ruszyłem do przedpokoju, by założyć kurtkę i wyjść na dwór.

Jak okazało się chwilę później, moja mama miała zupełną rację. Skrzynka faktycznie miała bardziej wartościową zawartość, niż stosy reklam pobliskich sklepów i firm, o których w życiu nie słyszałem. Gdy wróciłem do domu, podszedłem do stołu i odłożyłem na niego listy, by je rozdzielić.

— Tu coś dla Kouyou.. z tego, co widzę to coś z uczelni.. dwa dla ciebie, ulotka i znowu jeden dla ciebie. — stwierdziłem, podając mamie jej listy. — Znowu reklama.. i.. — zdziwiłem się. Ostatni list zaadresowano do mnie.

— Oh, czyżby to było do ciebie? Może jakiś list miłosny, hm? — zaśmiała się cicho moja mama, czytając po raz kolejny moje imię i nazwisko na kopercie.

— Wolałbym nie. — odparłem, siadając przy stole i otwierając delikatnie kopertę. Mimo że na kopercie nie było napisane, kto jest nadawcą listu, byłem pewny, że pochodził z Francji. Rozpoznawałem znaczek, jaki na nią naklejono. Podobne a czasami nawet i identyczne widywałem, gdy jako dziecko jeździłem z tatą na pocztę, by nadać tam jakieś paczki.

— Oj Chuuya.. nie możesz tak się odcinać od uczuć. Przecież wiesz, że nie możesz całe życie odrzucać każdego, komu się spodobasz. Jesteś przepięknym i dobrym chłopakiem.. — przerwałem jej.

— Ale to Louisa kocham. To, gdzie jest i co się z nim dzieje, czy tu jest, czy go nie ma, nie zmienia faktu, że dalej go cholernie kocham, mamo.. — mój głos już zaczął się lekko łamać. — Nie jestem, gotowy na miłość ani na..- — uciąłem, bo gdy tylko rozłożyłem kartkę ukrytą w kopercie, ujrzałem długi list napisany pismem osoby, której wolałbym nigdy nie poznać.

Martin Royer. 18 lat. Lider najbardziej patologicznej grupy w mojej dawnej szkole. Ten, przez którego ja prawie zginąłem, a Louis popełnił samobójstwo.

Let's meet in our Treehouse - Soukoku // Bungou Stray DogsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz