Eighteen

67 5 26
                                    

Gdy upewniłem się, że żaden z chłopaków nie postanowił nas teraz podsłuchiwać, podszedłem do Osamu i decydując się na nieco delikatniejszy ton, zwróciłem się do niego.

— Dazai, dobrze wiesz czemu tak go nazwałem, prawda? — zapytałem, skuszony na to, by rozczochrać mu delikatnie włosy. Na to, co zrobiłem, obrzucił mnie wręcz morderczym spojrzeniem... Ups..?

— Tak, wiem, ale nie potrafię zrozumieć, jak przez gardło mogło ci przejść to słowo. Martin sprawił, że twoje życie wywróciło się do góry nogami, najmilsze określenie, jakiego ja na twoim miejscu bym użył, to tylko sklejone ze sobą przekleństwa. Nie rozumiem tego, do cholery.. — oparł się rękoma o barierkę i schował sobie twarz w dłoniach. Jego ton też się delikatnie uspokoił. Momentami zastanawiam się, czy Dazai nie nienawidzi moich prześladowców bardziej, niż ja sam. To, co wyrażał, gdy wypowiadał się na temat ich lidera, sprawiało, że myślałem, że zaraz komuś przywali.

— Wiesz.. ty jesteś osobą, która widzi wszystko z boku. — gdy to mówiłem, również oparłem się o barierkę i spojrzałem na drzewa pokryte śniegiem. — Widzisz w nich tylko to, co ci opowiedziałem i mimo tego, że pewnie gdybyś znał tą historię nie tylko z opowieści, nienawidziłbyś ich jeszcze bardziej, ja nie jestem już w stanie wyrażać swoich negatywnych uczuć w ich stronę. Niedługo minie rok odkąd zaczęły się moje problemy, siły na to, by wyrażać swoje emocje zostało mi już na tyle mało, że wolę udawać, że jest okej. W dodatku.. dla chłopaków to lepiej, że nie wiedzą. — przerwałem na chwilę, przypadkowo łapiąc chwilowy kontakt wzrokowy z Osamu. Patrzył na mnie z troską w oczach już dłuższą chwilę, ale gdy nasze spojrzenia się spotkały, uciekł wzrokiem gdzieś w bok. — Może tego nie widać, ale ciebie powoli to niszczy, jeżeli można to tak nazwać. Martwisz się cały czas, wypytujesz mnie o samopoczucie aż zbyt często, myślisz o tym. — westchnąłem cicho. — Serio wierzysz, że tego po tobie nie widać?

— Może tak, może nie. — odpowiedział, delikatnie wzruszając ramionami. Jego ton robił się coraz mniej spokojny, jego powieki zaczęły delikatnie drgać i w jego oku zaczęły powoli zbierać się łzy, sygnalizując mi to, że zaraz zobaczę mojego przyjaciela, jak płacze. — Kurwa.. — mruknął pod nosem, wycierając oczy. — Chuuya.. ja.. — próbował złożyć jakieś sensowne zdanie. — To mnie tak boli.. — spojrzał na mnie, po jego policzku już płynęła pojedyncza łza, którą po chwili delikatnie wytarłem.

— Chodź tu.. — przytuliłem go do siebie, dając mu się wypłakać. — Przepraszam, że musisz teraz przeze mnie się tak czuć.. ja naprawdę nigdy nie chciałem, byś musiał przeze mnie płakać.

— C-Chuuya.. ale.. to.. to nie jest przez ciebie.. — zaczął, szlochając cicho między słowami. — Znaczy... jest.. ale to dlatego, że ja... że ja.. ja cię... — przerwał, po prostu płacząc dalej. Cokolwiek chciał powiedzieć, jeszcze będzie miał szansę na to, by spróbować jeszcze raz.

Tylko mam nadzieję, że to nie to, co myślę.

***

Gdy już nadszedł wieczór, dojechaliśmy do moich dziadków. Oczywiście jak to moi dziadkowie, wyprzytulali mnie za całą wieczność, co szczerze uwielbiam, tak samo z resztą cała rodzina od strony mojej mamy. Bo tata nie pofatygował się, by przylecieć. Przynajmniej Paul o nas nie zapomniał.

— Więc.. jak tam w nowym miejscu, braciszku? — zapytał mój brat, siedząc sobie ze mną w korytarzu, na małej sofie, z dala od stołu, gdzie siedziała cała rodzina. — Znaczy, nie nowym, w końcu pewnie jeszcze pamiętasz Japonię z dzieciństwa.

— Spoko. — odpowiedziałem, patrząc się na schody przed nami, delikatnie zamyślony. — dlaczego przyleciałeś sam? — spojrzałem na niego. Po tym pytaniu oparł się delikatnie o sofę i westchnął cicho.

— Wiesz.. tata.. ma dużo do roboty w firmie. — wyrzucił z siebie po chwili zastanowienia. Kłamał oczywiście. Oboje wiedzieliśmy, że nasz ojciec nie przyleciał ze swoim synem tylko dlatego, że nie chciał się ze mną widzieć. Był świadomy tego, że jestem cały czas na niego wściekły i gdybym tylko miał okazję, wytknąłbym mu każdą pojedynczą rzecz, którą zrobił, by oddalić się od moich problemów.

— Przez robotę w firmie masz na myśli to, że dalej jest cholernym tchórzem?

— Chuuya, nie rozmawiajmy o tym, dobrze? Nie chcę się kłócić, kiedy mamy okazję, by wreszcie normalnie porozmawiać. — stwierdził, próbując uspokoić sytuację.

— Nie!! — odpowiedziałem stanowczo, wstając na równe nogi. — Oboje dobrze wiemy, że ojciec nie przyleciał z tobą tylko dlatego, że nie chce ze mną rozmawiać. I wiesz co? Jak już wrócisz do tego cholernego Paryża, to przekaż mu, że nie ma już co się bać, bo świetnie poradziłem sobie bez niego. A, i jeszcze, że go nienawidzę za to, że rozjebał całą naszą rodzinę, bo nie miał psychy, żeby stawić czoła problemom swojego syna. Jedyne, czego mógłby się teraz bać, to tego, że wyrażę swoją wściekłość za to, jak dziecinnie się zachowuje. — ruszyłem na górę, do dawnego pokoju mojej mamy, gdzie zostawiłem swoje rzeczy.

Próbowałem się uspokoić, ale nie mogłem, byłem tak cholernie wkurzony na ojca, na brata, na to wszystko, co się działo i dzieje w naszej rodzinie. Tak, dużo lepiej żyje mi się teraz tutaj, w Jokohamie, z mamą i siostrą, ale cały czas jestem świadomy tego, że mój brat i ojciec są daleko od domu. Ojciec powinien przyjechać z Paulem, a właściwie to z mamą, mną i Kouyou, gdy przed wakacjami się tu przeprowadzaliśmy. Ale on nie chciał nawet zadzwonić.

A właściwie.. to co jeśli to ja jestem problemem? Co jeżeli to ja zniszczyłem naszą rodzinę? Gdybym był inny, nie odważył się zrobić pierwszego kroku w stronę Louisa, nie był z nim, przecież wtedy nikt by się nas nie czepiał, prawda? Gdybym nie stwarzał tym, co zrobiłem tak wielu problemów, mojego ojca nie przerosłoby to wszystko, byłby dalej z mamą, nasza rodzina nie rozjebałaby się na kawałki, żylibyśmy dalej w Paryżu, szczęśliwi.

Nie wiedziałem, co mam robić.

Let's meet in our Treehouse - Soukoku // Bungou Stray DogsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz