Obudziły go kroki na korytarzu. Przewrócił się na plecy i otworzył oczy. Za kratami dostrzegł Marie, która trzymała Christiana za rękę. Dziewczynka próbowała otworzyć jego celę, trzęsąc się cała ze strachu. Jej czarne włosy były związane w warkocz, który opadał jej na plecy. Miała na sobie za duży płaszcz, podobnie jak Chris. Na jej czole widniała jakaś runa, namalowana krwią.
Teraz widział, że bawełniany opatrunek Chrisa był w niektórych miejscach brudny od skrzepniętej krwi. Mężczyzna jednak o tym nie wiedział, więc nie panikował i nie martwił się zapewne źle założonymi szwami.
– Chris... – mruknął.
Jego przyjaciel przyłożył jedynie palec wskazujący do swoich ust.
Marie wreszcie skończyła męczyć się z zamkiem. Otworzyła więc skrzypiące drzwi i podała mu stary, wełniany płaszcz. Od razu go na siebie narzucił. Założył jeszcze buty, po czym wstał, gotów uciec ze swoją córką oraz królem bez tronu.
– Wezmę go pod rękę, Marie – powiedział, więc dziewczynka puściła Christiana.
Mężczyzna chwycił go i za Marie ruszyli ku wyjściu z lochu. Strażnik, którego minęli leżał nieprzytomny pod ścianą, jednak nadal żył. Wyglądał jakby po prostu zbyt dużo wypił.
Coś było w tym niepokojącego, bo uświadomił sobie, że Marie staje się dokładnie tym samym co on. Chociaż dziewczynka pomagała im uciec, to nie chciał aby została maszyną do zabijania. On też zaczynał od zwykłego pozbawiania ludzi przytomności. Po kilku tygodniach był już jednak w stanie rozsadzić krowie czaszkę.
Marie prowadziła ich w ciszy przez o dziwo główne korytarze dworku. Czasem zatrzymywała się w miejscu na kilka sekund, jej gałki oczne stawały się na chwilę całkowicie czarne, po czym wszystko wracało do normy, a dziewczynka szła dalej.
– Czemu idziemy tak oczywistą drogą? – zapytał.
– Jeśli będziemy szli inaczej złapią nas. Tak przewidziałam.
Christian oparł głowę na jego ramieniu, gdy zatrzymali się za jedną z rzeźb w korytarzu. Mężczyzna zacisnął zęby, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
– Co jest? – zapytał szeptem.
– Bolą mnie oczodoły i głowa. W dodatku mi niedobrze.
Pogłaskał swojego przyjaciela po głowie, nie wiedząc co mógłby odpowiedzieć. Nie miał nic przeciwbólowego, a nowych oczu mu nie wyczaruje. Nikt tego nie zrobi.
Korytarze w dworku Fallona były wysokie, szerokie oraz bogato urządzone. Stały tutaj rzeźby, stare wazy, a z sufitów zwisały drogie żyrandole. Takie wnętrza przyprawiały go o mdłości. Fallon był jedynym elementem tego miejsca, którego nie chciał zniszczyć.
Fallon zmusił Christiana by go zgwałcił.
Fallon pozwalał innym go gwałcić.
Fallon trzymał go i innych w celach.
Fallon zabił piątkę jego dzieci, a trójki pozostałych praktycznie nie znał.
Fallon jest zły.
Ale Fallon mu podziękuje i go wynagrodzi, jeśli powstrzyma Chrisa oraz Marie, prawda?
Z tych rozmyślań wyrwała go dłoń Marie, która zasygnalizowała mu, że pora iść dalej. Gdy spojrzał na swoją córkę, a później na przyjaciela, uświadomił sobie, że nie ważne jak bardzo kochał Fallona, to musiał on być zniszczony. Zresztą czy wymuszona naznaczeniem miłość była prawdziwa?
Powinien skupić się na ucieczce, ale jego myśli ślepo wędrowały w stronę Fallona. Jego ciało próbowało go zatrzymać u niego w niewoli, gdy był bliski wyrwania się wreszcie z tego piekła.
![](https://img.wattpad.com/cover/354943851-288-k310595.jpg)
CZYTASZ
Mantis || Omegaverse
FantasyOmegi były trochę, jak modliszki, a przynajmniej te pochodzące z wyższych rodów. Znajdowały partnera, który jest w stanie dać im dziecko, a później po ojcu nie było już śladu. Czasem trafiał do lochu, skąd już nigdy nie wychodził, a czasem znikał w...