Rozdział 27.

48 7 19
                                    

Jesteśmy już w około 70% książki, ostatnio pisanie idzie mi topornie, ale udało mi się napisać rozdział. Byłabym wdzięczna jak zwykle za gwiazdkę i życzę miłego czytania <3

♖☠♖

Zmywał z siebie skrzepniętą krew. Wszyscy postanowili umyć się w rzece, gdyż dom w którym spędzili ostatnią noc przypominał rzeźnię. Marie chociaż władała magią krwi nadal się trzęsła, a Chris został pobłogosławiony brakiem tego widoku przed oczami.

On za to nie czuł nic. Nie pierwszy raz w życiu rozsadził bowiem żywą istotę od środka. Gdy był młodszy zabił w ten sposób swojego ukochanego osiołka, rzecz jasna nie chcący. Nie kontrolował wtedy jeszcze swoich mocy i wystarczyła odrobina gniewu, by zrobić komuś lub czemuś krzywdę. Pamiętał, że po tym wypadku znienawidził magię, którą władał i obiecał sobie, że już nigdy w życiu nikogo nie zabije.

Marie trzymała z nim od rana pewien dystans. Christian za to był jeszcze bardziej kontaktowy niż zwykle. Mężczyzna wydawał się być zachwycony mocą jaką dzierży. Cieszyło go niezwykle, że chociaż jedna, bliska mu osoba się go nie bała. Pierwszy raz w życiu czuł się przez kogoś doceniony.

Podał Christianowi koszulę, gdy ten skończył się kąpać. Mężczyzna narzucił ją sobie na ramiona, a następnie położył się na trawie z głośnym jękiem.

– Jak się czujesz? – zapytał.

– Beznadziejnie – odpowiedział cicho. – Boli mnie głowa, mam gorączkę i jeszcze chce mi się wymiotować.

– Jeszcze cztery dni drogi – oznajmił. – Musisz wytrzymać. Jesteśmy z tobą, Chris.

♖☠♖

Droga do Elfickiego Państwa Demokratycznego biegła wzdłuż strumienia długą doliną. Ostatnie dni były ciężkie, zapasy się skończyły i pili jedynie krystalicznie czystą wodę z górskiego, szerokiego potoku.

Wiedział, że elfy ich obserwują i tylko czekają aż podejdą bliżej, by móc ich schwytać, a później zamknąć. Miał szczerą nadzieję, że stanie się to niedługo, a Christian otrzyma wreszcie potrzebną mu pomoc.

– Napij się, Chris – polecił.

Mężczyzna leżał na kamieniu, ledwo co przytomny. Powoli tracił nadzieję, że uda im się znaleźć pomoc. Mężczyzna był już w takim stanie, że ledwo co się poruszał. Ból musiał rozsadzać mu czaszkę, a rany w jego oczach strasznie ropiały.

Mimo wszystko Chris powoli zaczął pić. Przydałoby się jakieś jedzenie, najlepiej coś papkowatego, by jego przyjaciel mógł to bez problemu zjeść.

Christian miał gorączkę i to naprawdę wysoką, wyczuwał to nie tylko po temperaturze jego ciała, ale także po mocno rozszerzonych naczyniach krwionośnych.

– Boli – mruknął jego przyjaciel.

Położył na czole Christiana swoją mokrą koszulkę, by chociaż trochę ulżyć mężczyźnie.

– Chris, jesteśmy już bliżej, niedługo będzie lepiej – spróbował go pocieszyć.

Coraz słabiej w to wierzył. Był na granicy załamania nerwowego. Marie narzekała na głód i ból nóg, Christian czuł się coraz gorzej, a cała odpowiedzialność spoczywała na jego barkach.

Miał dosyć. Kusiło go by rozsadzić samemu sobie głowę i wreszcie odejść na ten drugi świat. Miał już bowiem serdecznie dosyć.

♖☠♖

Z nudów rzucał kamykami do strumienia. Obserwował, jak kamień odbija się od skały i wpada z cichym pluskiem do wody. Myślał o Christianie i o tym, że jest dzięki niemu wolny. Mógł się cieszyć górskim powietrzem, nocnym niebem oraz księżycem.

Mantis || OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz