Louis codziennie przychodził by go nakarmić i pomóc mu się przebrać. Niewiele pamiętał z ostatnich dni, ale czuł się już znacznie lepiej. Uzdrowicielka, która się pojawiła pomogła mu w walce z chorobą, ale wiele też dały mu magiczne proszki, które dostawał. Jego ruja nadal się nie pojawiła, ewentualnie nie zauważył jej przez swój kiepski stan fizyczny.
Pierwszy raz od tygodnia wstał dalej niż do toalety, do której zawsze pomagał mu dojść Louis. Podparł się o szafkę nocną i zaczął na oślep szukać drzwi do pomieszczenia. Gdy wreszcie odnalazł klamkę pociągnął za nią i wyszedł na korytarz. W całym domu, nawet na piętrze pachniało szarlotką.
Ostrożnie zaczął schodzić po schodach. Opierał się obiema rękami o barierkę, by zwiększyć swoją stabilność. Nadal czuł się fatalnie, ale przynajmniej był w stanie już w miarę samodzielnie funkcjonować.
Na parterze, przynajmniej obstawiał, że to parter, bo stąd dobiegał zapach szarlotki, skierował się w stronę, z której swoją magią wyczuwał czyjąś obecność. Gdy wszedł do chyba salonu, bo wpadł na coś miękkiego i dużego, rozległ się płacz dziecka. Gdy tylko go usłyszał od razu się spiął. Ktoś jednak od razu zaczął go je uspokajać.
– Chris? – usłyszał.
Ktoś do niego podszedł i mocno go przytulił. Z ciała tej osoby bił czysty chłód, zero ciepła. To wystarczyło mu, by móc stwierdzić, że ma do czynienia z Louisem. Obecność mężczyzny od razu przyniosła mu dziwny spokój.
– Cześć – mruknął. – Gdzie jesteśmy?
Zapewne Louis już mu to mówił, ale średnio pamiętał szczegóły. Był bowiem otępiały przez leki przeciwgorączkowe i większość dnia przesypiał.
– Nad rzeką znalazł nas Telion. Mieszkamy teraz z jego dziewczyną Deryą, chłopakiem Nālem i ich dzieckiem. Czekamy aż przyjedzie nas ktoś stąd zabrać do Saharu.
Usiadł na kanapie, gdzie złapał się na głowę. Był bezpieczny w domu trójki elfów i wreszcie mógł pomyśleć "Co dalej?". Trzeba bowiem było złapać Fallona, zanim mężczyzna rozpłynie się bez śladu w powietrzu.
– Shin mówił, że jest tu pięknie – powiedział.
– Znasz Shina? – odezwała się ta sama osoba, która przed chwilą uspakajała dziecko.
– Jest moim przyjacielem. Dorastał tutaj.
Mężczyzna podszedł bliżej, chwycił jego dłoń, po czym przedstawił się:
– Telion.
– Chris.
Louis usiadł obok niego. Przynajmniej zakładał, że był to Louis. Będąc niewidomym wielu rzeczy po prostu musiał się domyślić.
– Świat jest tak mały – powiedział elf. – Szkoliłem twojego przyjaciela na wakacyjnych praktykach. Jego ojciec poprosił mnie abym wziął go pod swoje skrzydła.
– To elfy mogą szkolić ludzkie dzieci? – zapytał.
Telion roześmiał się, po czym oznajmił:
– Shin jest półelfem. To jednak z tego co pamiętam wyszło dopiero gdy miał czternaście lat.
Gdy to usłyszał zamarł. Czemu jego przyjaciel miałby kłamać co do tego, że jest człowiekiem? Przecież to nie miało sensu.
– Kto jest jego ojcem? – zapytał.
– Narentil Kæthār – odpowiedział. – Nie są jednak spokrewnieni. Z tego co wiem znalazł go, gdy był niemowlakiem. Dwa lata walczył, by Shin mógł nosić elfickie nazwisko oraz by w przyszłości miał prawo chodzić do naszej szkoły.
![](https://img.wattpad.com/cover/354943851-288-k310595.jpg)
CZYTASZ
Mantis || Omegaverse
FantasyOmegi były trochę, jak modliszki, a przynajmniej te pochodzące z wyższych rodów. Znajdowały partnera, który jest w stanie dać im dziecko, a później po ojcu nie było już śladu. Czasem trafiał do lochu, skąd już nigdy nie wychodził, a czasem znikał w...