Rozdział 12.

101 7 69
                                    

Zostaw gwiazdkę i miłego czytanka <3

♖♔♖

Henry wszedł do jakiegoś pomieszczenia, niosąc tackę, na której znajdował się talerzyk z ciastem, dzbanek z herbatą oraz filiżanka.

Sypialnia, bo tak wywnioskował po prosto pościelonym łóżku, na którym leżał jakiś mężczyzna była jedną, wielką ciemnicą. Przez grube zasłony nie przebijał się nawet promyk słońca. Szybko rozpoznał w drobnym facecie Louisa, którego już raz widział w innym wspomnieniu. Był przykuty na długim łańcuchu, za jedna rękę, do łóżka, najprawdopodobniej aby nie uciekł. Jego koszulka była mokra, a czarne włosy kleiły się od potu.

– Cześć – przywitał się Henry. – Razem z Marie przygotowaliśmy ci coś do jedzenia.

– Fallon wie? – zapytał Louis, zmęczonym tonem głosu.

– Nie. Marie usłyszała, jak krzyczałeś. Podobno dzisiaj urodziłeś, więc chcieliśmy ci pogratulować, bo tata powiedział, że to ogromny wysiłek. Zrobiliśmy więc herbatę i ukradliśmy ciasto z kolacji.

– Nienawidzę, gdy ktoś mi tego gratuluje – oznajmił. – Obym kolejnym razem umarł.

Henry postawił tackę na szafce nocnej i wszedł na łóżko, gdzie usiadł na kokardkę.

– Czemu chcesz umrzeć?

– Bo jakie są szanse, że zjawi się rycerz na białym koniu i mnie stąd wyciągnie?

– Tata mówił, że wy jesteście tutaj dobrowolnie i gdy będziecie chcieli wyjść, to was wypuści – powiedział Henry.

– Wierzysz w to?

– Tak, ale nie rozumiem czemu trzyma was w celach pod ziemią – oznajmił.

Louis jedynie się na to uśmiechnął. Chwilę później smutek zawitał jednak ponownie na jego twarzy. Sięgnął po dzbanek z herbatą i nalał sobie odrobinę do filiżanki, drżącą ręką.

– Henry, Fallon to zły człowiek. Nie jesteśmy tutaj dobrowolnie. Po tym, gdy urodzimy dzieci są nam odbierane.

– Tata mówił, że wy nie chcecie wychowywać dzieci – odparł.

– Oczywiście, że chcemy. Marie jest moją córką, zrobiłbym wszystko, aby móc się nią zająć i dać jej prawdziwy dom – oznajmił Louis. – Mogłaby chodzić do szkoły, na nocowania do przyjaciół i bawiłaby się z innymi dziećmi na dworze, a nie tkwiła całe życie w czterech ścianach.

– NAPRAWDĘ JESTEŚ JEJ TATĄ!?

– Ciszej – syknął Louis. – Nie mów Fallonowi, że ci to powiedziałem, proszę.

– Ale powiem Marie, dobrze?

Louis uśmiechnął się szeroko i skinął głową. W jego ciemnych oczach pojawiła się jakaś iskierka nadziei lub szczęścia, nie spoglądał już na Henrego pustym, zmęczonym, wzrokiem.

– Masz takie same moce jak ona, tak?

– Podobne. Gdybym je odzyskał zamordowałbym Fallona i jego ludzi, bez kiwnięcia palcem, Henry.

♖♔♖

Za każdym razem musiał się powstrzymywać, od całowania Shina w ramach aftercare, bo mężczyzna tego szczerze nienawidził. Nie odpychał go, ale wyraźnie nie podobała mu się taka forma czułości.

– Wiesz, że Samuel ma dziewczynę z ROPu? – zapytał Shin, szykując się do snu. – Wiesz w ogóle co to ROP?

– Jestem politykiem, znam wszystkie zarejestrowane ugrupowania polityczne na terenie kraju – potwierdził. – ROP to nie są przypadkiem te fanatyczne alfy?

Mantis || OmegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz