Rozdział 3

334 24 0
                                    

Prychnąłem, czując, jak wzbiera we mnie irytacja.

— I tylko po to zebraliście wszystkich? Żeby powiedzieć mi, że Gregory miał pełne prawo mnie zostawić przez jakieś pieprzone różnice? To jakiś pierdolony absurd. Wy nic nie wiecie! — wyrzuciłem z siebie, ledwo kontrolując złość, która we mnie kipiała.

— Uspokój się — powiedział Laborant, próbując utrzymać spokój, ale jego ton tylko jeszcze bardziej mnie zirytował.

— Od tamtego zdarzenia na tamie stałeś się nerwowy... — dodał Carbo, jego głos był dziwnie łagodny, jakby próbował do mnie dotrzeć. Zatrzymał się na chwilę, spoglądając na ekran telefonu. — Minęło już cztery miesiące Erwin.

— Dokładniej to jutro mijają. — zaznaczyła Heidi.

Przewróciłem oczami, a moja noga zaczęła wystukiwać nerwowy rytm, gdyż siedzenie w jednym miejscu było nie do zniesienia.

— I co teraz? Będziesz mi cały czas wypominać, co było cztery miesiące temu? — syknąłem, wyczuwając, że ta rozmowa zmierza w kierunku, którego nie chciałem. Właściwie wiedziałem, co chcą mi powiedzieć. Wszystko, co ostatnio mówiłem czy robiłem, było skrupulatnie analizowane przez nich wszystkich, a ja czułem, jakby każdy mój krok był pod nadzorem.

— Nikt ci niczego nie wypomina, Erwin — odpowiedział Carbo, ale w jego głosie słychać było zmęczenie. — Po prostu martwimy się o ciebie. Jesteśmy wszyscy braćmi Erwin. Sam zawsze tak mówiłeś, że jesteśmy rodziną.

Wzruszyłem ramionami, odwracając wzrok. Nie chciałem słyszeć, jak próbują mnie psychoanalizować, jakby znali każdą emocję, która mną targa. Jakby wiedzieli, co to znaczy patrzeć na kogoś, kto miał być dla ciebie wszystkim, a potem nagle zostawia cię z niczym.

— Nic mi nie jest — mruknąłem, ale nawet ja czułem, że brzmi to pusto, bez przekonania. Wszystko, co we mnie narastało przez te miesiące, wydawało się teraz ciężarem, którego nie mogłem zrzucić.

— Nie zachowujesz się, jakby było w porządku — zauważył Silny, a jego słowa trafiły w sedno. — Może pora przestać udawać, że wszystko jest okej i zacząć pracować nad tym, co cię trapi.

Chciałem mu odpowiedzieć, coś sarkastycznego, może nawet raniącego, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego poczułem, jak powietrze staje się gęstsze, a ja nie potrafię już dłużej siedzieć spokojnie.

— Ta rozmowa nie ma sensu — wyrzuciłem z siebie, podnosząc się z miejsca. — Mam robotę do zrobienia. Nie zamierzam marnować czasu na pieprzone rozmowy o niczym.

Bez czekania na odpowiedź, ruszyłem w kierunku drzwi, ignorując ich spojrzenia. Chciałem po prostu uciec, zająć się czymś, co choć na chwilę oderwie mnie od natrętnych myśli.

꧁꧂

Mon amour | MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz